poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 4

Dzień trzeci

  - Do jasnej cholery, Jamie, przysięgam, że cię zabiję!
Jego wrzask wdzierał się wraz ze światłem przez wąską szczelinę między drzwiczkami szafy. Jamie nie zamierzała wychylać się ze swojej kryjówki. Wśród wiszących na metalowym drążku ubrań, schowana za czarnym płaszczem czuła się bezpiecznie.
W smudze światła unosiły się drobinki kurzu, sprawiając, że chciało jej się kichać. Miała wrażenie, że tańczą w zastraszająco szybkim rytmie łomotania jej serca. Słyszała, jak krew wartkim strumieniem przepływa w jej żyłach, niosąc ze sobą grudki lodu, które w jedną chwilę mogłyby oblepić jej serce, lub przyprawić o paraliż. Cóż, taka śmierć i tak byłaby milion razy lepsza niż to, co prawdopodobnie szykował dla niej Andy.
Odgłos ciężkich kroków zawisł w powietrzu, a Jamie wstrzymała oddech. Podkuliła mocno nogi i objęła je ramionami, starając się opanować bicie serca, które obudziłoby umarłego. I wtedy światło zalało jej wilgotną od łez twarz.
Jego sylwetka zdawała się lśnić na tle słonecznych promieni. Nie widziała wyrazu jego twarzy, choć była pewna, że nie jest to przyjemny grymas.
Andy wyciągnął ramiona i zacisnął w pięściach jej sweter. Szarpnął mocno jej ciałem i wyciągnął z szafy, stawiając na równe nogi, następnie pchnął na ścianę i oparł pięści po obu stronach jej głowy i pochylił tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów.
Przygotowana na kolejny siarczysty policzek zacisnęła powieki i przylgnęła mocniej do ściany. Gdy po kilku sekundach nie poczuła na policzku palącego bólu, otworzyła nieśmiało oczy. Porywacz patrzył na nią, lecz w jego spojrzeniu nie dostrzegła zdenerwowania, a mieszankę smutku i zawodu.
Kierowana nieznaną jej dotąd siłą, położyła dłoń na jego policzku i pogłaskała szorstką skórę. Cień uśmiechu przemknął przez jego twarz, choć mogła to być jedynie gra światła.
 - Przepraszam..- szepnęła i spuściła wzrok, zdając sobie sprawę, że zbyt długa patrzyła na jego usta.
 - Po prostu przestań uciekać- westchnął ciężko. - Nie chce cie krzywdzić, ale nie pozostawiasz mi wyboru, Jamie - Odsunął się kilka kroków i opadł na łóżko, pocierając pokrytą zarostem twarz i zmęczone oczy. - Nie chciałem, żeby cokolwiek ci się stało, rozumiesz? Ale nie potrafię się kontrolować. Nie mogę.
Jamie przełknęła ślinę, powoli podeszła do niego i przykucnęła obok. Dobrze wiedziała, że nie powinna. Wielokrotnie słyszała o dziewczynach, które dawały się omamić porywaczom. Oddawały im się, nie zważając na swoje uczucia. Myślały, że właśnie tak trzeba. Że jeśli "będą dla nich miłe", oni zwrócą im wolność.
I ona też czuła się jak jedna z tych naiwnych dziewcząt. Kiedy ufnie położyła głowę na jego kolanach i pozwoliła, by głaskał ją po włosach, gdy objęła jego nogi ramionami i przez długa chwilę milczała, próbując przekazać mu, że będzie posłuszna.
 - Nie będę - wychrypiała.
Och, gdyby tylko mogła pomóc temu człowiekowi. Poprzedniej nocy słyszała, jak łkał przez sen. Mruczał niewyraźne przeprosiny i obietnicę milczenia. Zdawała sobie sprawę, że nie była ona kierowana do kumpla, który spieprzył coś ważnego. Była to rozpaczliwa próba ucieczki, wyparcia tego, co krył głęboko w sobie.
Ale... Co ona, mała Jamie Addams miała z tym wspólnego?
Nigdy wcześniej nie widziała go na oczy. Może coś przegapiła? Och, oczywiście. W końcu Andy tyle o niej wiedział. Nie zdziwiłaby się nawet, gdyby znał jej oceny z ósmej klasy, albo miał spis i zdjęcia wszystkich obrazów, które do tej pory ujrzały światło dzienne. W końcu była artystką - i to nawet dość dobrą. Jej rodzice mieli wpływy,więc nie trudno się domyśleć, że kilka jej "dzieł" wisiało dumnie w bibliotekach, czy gabinetach niektórych prawników, kumpli ojca.
Chyba, że rozwiązaniem zagadki byli właśnie jej rodzice.
 - Andy? - zawołała cicho, lecz kiedy spojrzał w jej oczy, nagle otępiała.
 - Słucham, Jamie. Mów - zachęcił, zakręcając na palcu jeden z niesfornych rudych kosmyków.
 - Porwałeś mnie.. przez moich rodziców?
Widziała, że się waha, dobierając kolejne słowa. W jego zmęczonych oczach widziała udrękę i zmartwienie, jakby prawda miała go zabić.
 - Tak. To przez nich - wyjawił, po czym pogłaskał ją po lekko zasinionym policzku.
 - Ale.. nie chciałeś od nich okupu, prawda? Wtedy musiałbyś im udowodnić, że nic mi nie jest. A ty.. dlaczego.. Nie. Po co to zrobiłeś?
Andy wstał i niespokojnie zaczął przechodzić się po pokoju. Zagryzł mocno dolną wargę i zacisnął dłonie w pięści, gdy ona nieobecnym wzrokiem podążała za jego cieniem. W końcu odwrócił się do niej i upadł na kolana. Ich twarze znalazły się na równej wysokości, a oni, wpatrzeni w swoje oczy starali się zakończyć wojnę i przynajmniej przez kilka minut żyć ze sobą w pokoju.
 - Chciałem, żeby zobaczyli, jak to jest stracić wszystko w kilka chwil.
Podniósł się i podał jej rękę. Jamie niepewnie złapała jego dłoń, by mógł pomóc jej wstać. Skołowana nie rozumiała już, czy może mu zaufać i przestać bać o swoje życie. Czy był niebezpieczny? Z pewnością tak. Czy byłby w stanie zrobić jej krzywdę? Owszem.
A mimo to, zaczynała mu ufać.
To niedorzeczne, Jamie. Otrząśnij się!
Andy przez dłuższą chwilę szukał czegoś w jednej z szuflad w meblościance. Obserwowała, jak przewraca niezidentyfikowane papiery, a w końcu ze zwycięską miną wyciąga z szuflady podłużne pudełeczko i rzuca je w jej kierunku. Złapała mały pakunek i przyjrzała mu się. Przez krótką chwilę na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, lecz później dotarło do niej, co chciał jej przekazać.
Och, jak mogła być tak głupia?

xxxx


Była wściekła, gdy myślała o tym, co miała zrobić. Mogłaby to przecierpieć, gdyby poprosił ją w cywilizowany sposób. Nie uskarżałaby się. Byłaby cicho, potulna i grzeczna. Nie pisnęłaby nawet słówka sprzeciwu.
Tymczasem on próbował zdjąć z niej sweter. Zażenowana poprosiła, by dał jej chwilę. Obiecała, że rozbierze się sama i zrobi wszystko, co będzie sobie życzył. Chciała tylko, by wyszedł. Z ręką na sercu zadeklarowała, że gdy będzie gotowa, przyjdzie do niego.
Z cichym westchnieniem wychyliła się z sypialni Andy'ego i niezauważona przemknęła do łazienki, chowając pod koszulką pudełeczko, które wypalało ziejąca dziurę w jej dłoni. Gdy patrzyła na folię zabezpieczająca, robiło jej się niedobrze. 
Nerwowo przełknęła resztki śliny i złapała rogi koszulki, uprzednio rzucając opakowanie na pralkę. Przysiadła na rogu wanny i podobnie jak Andy wcześniej, oparła łokcie na kolanach, ukrywając twarz w dłoniach. Nie mogła stracić najcenniejszej rzeczy, jaką miała. Jeśli podejmie zbyt pochopną decyzję.. może tego żałować.
 - Jamie, czekam na ciebie!- Andy kilkukrotnie zapukał do drzwi łazienki. Jamie uniosła głowę i założyła za ucho niesforne kosmyki.
 - Za chwilę przyjdę. Daj mi kilka minut - powiedziała, wstając.
Andy ustąpił i już po chwili jego kroki ucichły na schodach. Dziewczyna podeszła do pralki i z nienawiścią wpatrywała się w nieotwarte opakowanie czarnej farby do włosów.
 - Albo ty, albo ja. Chyba że...
Wtedy nie wiedziała jeszcze, jaki błąd popełnia.

xxxx

Niespełna pół godziny zajęło jej stworzenie na ciele wzorów, które zazwyczaj umieszczała na szkicowanych przez siebie postaciach. Za pomocą jednej tubki farby i wykałaczki. Mozolnie tworzone rysunki zakrywały całe jej ramiona, podbrzusze, kawałek żeber i uda. Sprytnie wykorzystała rozcięcia na swoich ramionach, przemieniając je w pyski rozwścieczonych wilków. Drobne znamiona rozsiane na prawym barku zmieniła w gwiazdozbiory, a kolorowe plamy na dłoniach - w splecione ze sobą kwiaty. Teraz była o wiele bardziej charakterystyczna, niż przedtem. Mało kto mógł mieć burzę rudych loków na głowie i "tatuaży" na ciele.
Po chwili zastanowienia chwyciła nową wykałaczkę i podjęła próbę odtworzenia tatuaży Andy'ego. Litery na kciukach zdecydowanie odpadały. Podobnie mała dziewczyna na ramieniu; na nią zabrakło miejsca. Z niemałym skrępowaniem starała się przypomnieć wszystkie rysunki, jakie zdobiły ciało porywacza. Wtem wpadła na doskonały pomysł. Wykałaczką zamoczoną w farbie zaczęła formować serce z ważką w środku zaraz pod prawym obojczykiem. Przygryzła wargę, patrząc, jak farba powoli wnika w jej mleczna skórę, tworząc na niej skomplikowane, brązowe pajęczynki.
Uśmiechnęła się pod nosem, zdając sobie sprawę ze swojego postępku. Pospiesznie wytarła resztki farby z ciała i założyła jego sweter, sięgający połowy uda. Otworzyła drzwi i nim zdążyła zrobić chociażby krok w stronę wyjścia, on przepchnął się obok niej i z impetem zatrzasnął drzwi.
 - No kurwa mać, daj dziecku farbę do włosów! - złapał się za głowę, widząc na jej udach, co prawda dość oklepany, lecz niemal profesjonalnie wykonany motyw Księżniczki Zombie. - Co jeszcze zrobiłaś? - Rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz nie zauważył żadnych zniszczeń i odetchnął z ulgą.
Na usta Jamie wpełzł mimowolny, złowieszczy uśmieszek. Złapała rogi swetra, orientując się, że mogła nie przemęczać się zakładaniem go i podciągnęła materiał do góry. Wszystkie jej malunki ukazały się w pełnej okazałości, choć jeden z nich, sporej wielkości wąż wijący się od uda, przez podbrzusze, znikał pod bandażem na żebrach.
 - Jeśli chciałaś mnie tym wyprowadzić z równowagi, to ci nie wyszło - odwzajemnił uśmiech i zbliżył się do niej. Jamie instynktownie cofnęła się do tyłu, lecz na powrót przyciągnął ją do siebie i ułożył dłonie na jej biodrach. - Podoba mi się ten wąż. Miło, że nawiązałaś nim do swojego charakteru i znaczenia drugiego imienia.
Addams uniosła brew i szarpnęła lekko swoim ciałem. Andy jeszcze mocniej przycisnął ją do siebie.
 - O co ci chodzi? - syknęła. - Wcześniej wściekałeś się za każdą pierdołę, a teraz?
 - Wiem, że to na ciebie nie działa. Jamie, nie jestem idiotą. Zdążyłem zauważyć, że wyzwiska, poniżanie i bicie cię nie rusza. Tym bardziej, gdy wiesz, że na to zasłużyłaś. W rzeczywistości boisz się czegoś zupełnie innego, prawda? - wyszeptał, pochylając się nad nią. Jego gorący oddech drażnił jej ucho.  - Boisz się, że zechcę cię dotykać w sposób, o jakim do tej pory nawet nie myślałaś.
Jamie zesztywniała. Wszystkie jej mięśnie były napięte do granic możliwości, niczym u drapieżnika gotowego do ataku. Ona jednak była ofiarą. Ofiara swojej własnej głupoty i jego skomplikowanego toku myślenia. Cóż, mogła się tego spodziewać, naiwna.
 - Wcale, że nie - zaprotestowała. - Nie boję się ciebie.
 - Nie boisz? - Przycisnął ją mocniej do siebie, kładąc dłoń w dole jej pleców. - Więc może zaczniesz, jeśli powiem ci, że od prawie pięciu lat nie miałem żadnej styczności z kobietą?
 - Dlaczego mnie to nie dziwi?- sapnęła, odchylając głowę. Jego spojrzenie przewiercało jej czaszkę na wylot.
 - Może dlatego, że ty nigdy nawet się nie całowałaś? - zasugerował.
 - Skąd możesz to wiedzieć? Nie widziałam żadnej karteczki z taką informacją - odpyskowała.
Przez krótką chwilę czuła się tak, jakby kłóciła się ze starym znajomym. Andy uśmiechał się złośliwie, aczkolwiek całkiem przyjaźnie. Obawy, jakie żywiła, na kilka sekund znikły, nie pozostawiając po sobie śladu.
 - Jesteś całkiem odważna, jak na szesnastolatkę - stwierdził, a w jego głosie słychać było uznanie.
 - A ty całkiem kobiecy, jak na faceta.
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
 - Wiesz co? Miałem nie robić ci fizycznej krzywdy, ale jestem tego coraz bliższy.
Jamie przestąpiła z nogi na nogę, starając się nie okazywać, jak bardzo jest przerażona. Gdy adrenalina i złość  ustąpiły, poczuła się jak flak. Ledwie udawało jej się zachować maskę aroganckiej i pyskatej, i nie rozpłakać się przy tym. Miała zamiar zripostować, lecz znów ją ubiegł, mówiąc coś, co spodziewała się usłyszeć już kilka minut wcześniej:
 - Koniec żartów. Rozbieraj się.


___________________________________________________________________
Od autorki: No, zboczuchy, kto miał kosmate myśli?
Nie mam siły pisać niczego od siebie. Jestem padnięta po konkursie z fizyki, który swoją drogą zawaliłam, jest 22.28, a ja muszę się jeszcze ogarnąć i odrobić lekcje.
Komentujcie, komentujcie! Widzę, że przybywa coraz więcej czytelników i bardzo mnie to cieszy!
A te cztery x, które mogą się wyświetlać jako ó, to coś w rodzaju przeskoku.  
No, to dobranoc. 

6 komentarzy:

  1. .....ookej rozdział i zaczyna się tworzyć nic porozumienia pomiędzy Jamie, a Andym. :-) Super

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam na seks (jestem po prostu szczera) xD.
    *milion kropek*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski! Jestem pewna że się w sobie zakochaja a jak nie to przynajmniej zauroczą :D
    Do następnego i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział boski. Nie mam weny na komentarz, więc życzę weny i czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeejku *.* Nadrabiam zaległości :)
    Powiem Ci, że po raz kolejny jestem strasznie zachwycona. Tutaj, na tym blogu (jak i na każdym innym, ale tutaj bardziej), piszesz bardziej dojrzale i to opowiadanie zdaje mi się jeszcze bardziej realistyczne, niż jest. Na początku byłam lekko sceptycznie nastawiona do głównej bohaterki, ale z rozdziału na rozdział, zaczynam się do niej coraz bardziej przekonywać. Ba! Mogę nawet powiedzieć że bardzo ją lubię. Andy. Andy jest tutaj największym twardzielem, panem życia, napalonym i niewyżytym seksualnie już mężczyzną, który tak na prawdę potrzebuje opiekunki, matki,żony albo dziewczyny. I tutaj mam na myśli naszą kochaną Jamie. Powoli zakochuję się w tych postaciach i tym blogu. (jeszcze się nie wyleczyłam z miłości do SINGU) Jak czytam Twoje rozdziały, zapominam że jesteś moją rówieśniczką. Kobieto, radzę Ci, pomyśl nad wersją książkową, bo te opowiadanie byłoby kolejnym bestsellerem. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, życzę Ci weny i mam wielką nadzieję, że wpadniesz do mnie na drugi rozdział :) Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział cudowny. Początkowo Andy wydawał mi się bezlitosnym , napalonym mężczyzną, ale z czasem widać, że potrafi się kims zaopiekować i to fajne;) ciekawi mnie strona rodziców Jamie...

    OdpowiedzUsuń

oreuis
.
.
.
.
.
.