niedziela, 21 sierpnia 2016

Epilog

Podekscytowana Jamie opierała się wygodnie o plecy swojego porywacza, śledząc wykaligrafowany tekst, który czytał od kilkunastu minut. Była dumna, czując, że prezent mu się spodobał. Poświęciła wiele godzin pracy, by go zrobić i doprowadzić do pełnej perfekcji.
Teraz wyłapywała niewielkie błędy, które popełniła przy pisaniu historii - niepoprawnie złożone zdania, które pisała pod wpływem silnych emocji, błędy interpunkcyjne, rzeczy, które mogłaby jeszcze poprawić. Wyglądało jednak na to, że mężczyzna ich nie zauważał.
Minęło kilka długich minut, nim zamknął mozolnie prowadzony pamiętnik Jamie i odwrócił się, by wtulić się w ciało dziewczyny.
 - Podoba ci się? - zapytała niepewnie.
Andrew wplątał palce w jej włosy i pociągnął lekko, nie na tyle, żeby ją zabolało. Lubiła ten rodzaj pieszczot, szczególnie, gdy później całował ją w szyję.
 - Bardzo - mruknął z twarzą wtuloną w jej skórę. - Ale skąd pomysł na coś takiego?
Jamie zmieszała się. Sama nie wiedziała, jak powinna odpowiedzieć na jego pytanie, założenie pamiętnika było przecież sprawą mocnego impulsu, który kazał jej to zrobić. Dopiero później pomyślała, że Andy mógłby się ucieszyć, gdyby chciała podzielić się z nim swoimi uczuciami.
 - Pisałam go od samego początku - przyznała w końcu. - Stwierdziłam, że... chciałbyś wiedzieć, jak to dla mnie wyglądało.
 - Mądrze stwierdziłaś.
Na policzki Jamie wpłynął intensywny rumieniec. Spuściła głowę, zawstydzona i odsunęła się odrobinę, by odłożyć pamiętnik na stolik kawowy. Sama ostrożnie przesiadała się na kolana Andy'ego.
 - Cieszę się, że zmieniłaś zakończenie. To jest znacznie ciekawsze od naszego.
Przytaknęła. Ich prawdziwe zakończenie wyglądało zupełnie inaczej.
Nie było żadnego nalotu policyjnego. Nie było rozprawy w sądzie. Nie było wystawy, kariery. Nie było żadnego spotkania, ani zniknięcia. Ślubu. Charlotte nigdy nawet nie istniała. Prawdziwe było jedynie dziecko. To, które Jamie nosiła od siedmiu miesięcy pod sercem, które rozwijało się prawidłowo i miało niedługo przyjść na świat.
 - Ashley zawsze przypominał wyglądem kobietę. Pomyślałam, że... byłoby śmiesznie, gdyby się nią stał - odparła.
Andy uśmiechnął się ciepło i ułożył dłoń na jej brzuchu. Robił to często, lecz tylko po to, by się uspokoić. Uwaga na temat Ashleya, jego długoletniego przyjaciela musiała go zirytować. A może robił to z czystej czułości?
 - Masz rację, Ash przypomina kobietę. Wściekłby się, gdyby to usłyszał. - Pochylił się nieco, by pocałować ją w policzek. - Musze dzisiaj trochę popracować. Nie pogniewasz się?
Jamie miała nadzieję, że spędzą cały wieczór razem. To było dla niej bardzo ważne, bo ostatnio bardzo rzadko spędzali czas razem. Andy od rana pracował, a wieczorami spędzał czas przed telewizorem, ograniczając tym ich rozmowy do minimum.
Myślała, że chociaż w dzień rocznicy to się zmieni, lecz myliła się.
 - Tak, właściwie, to... jestem zmęczona, mały dzisiaj cały dzień kopał - powiedziała.
Czy była zła na Andy'ego? Nie, najwyżej odrobinę zawiedziona. Nie potrafiła się na niego złościć, zbyt mocno go kochała.
 - Połóż się już spać, powinnaś odpocząć - wyszeptał.
Zamknęła oczy, gdy Andrew pochylił się i musnął jej wargi swoimi. Przeszedł ją przyjemny, ciepły dreszcz.
Wstała ostrożnie z jego kolan, poprawiając zawiniętą tunikę.
 - Dobrej nocy.
 - Słodkich snów - powiedział miękko.
Jamie uśmiechnęła się delikatnie i skierowała do sypialni.
Czuła się rozkosznie rozleniwiona i zaspana. Dopóki tego nie powiedziała, nie czuła zmęczenia, lecz teraz mogłaby spać długo i twardo.
Spojrzała jeszcze raz w kierunku salonu, z ufnym uśmiechem. Pociągnęła za sobą klamkę i zapaliła światło.
Drzwi do piwnicy zamknęły się z głuchym trzaskiem.




________________________________________________________
Od autorki: To już epilog i wszyscy wiemy, co to oznacza.
Chciałabym podziękować wam za wszystkie komentarze, cierpliwość, za wszystko. Pisanie tego bloga sprawiło mi wiele radości (czasem) i myślę, że nawet zmieniło odrobinę mój punkt widzenia. Nie wiem, czy podobało się wam wszystkim - mam nadzieję, że nie, wtedy oznaczałoby, że całe opowiadanie było słabe.
W każdym razie, pamiętajcie, że to nie jest koniec mojej twórczości, a jedynie mała jej część, bo mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie kolejne opowiadania.
Kurcze, tak strasznie mi smutno, że to już koniec, no. 
Zapraszam również do strony, która macie tam wyżej, są w niej objaśnienia dotyczące całego bloga, które chyba się przydadzą, bo lubię komplikować i w ogóle.
Żeby już nie przedłużać, życzę Wam dużo weny, przemyśleń i pomysłów.
Lubię dyskusje i komentarze, więc wiecie chyba co robić c:
Kocham.

Królik

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 17

Dzień tysiąc siedemset czterdziesty czwarty

Zatrzymał się przy jednym z filarów i oparł o niego, by chwilę odpocząć. Odetchnął głęboko i rozejrzał się po raz kolejny, zdejmując na chwilę przyciemniane okulary. Zmarszczył w zamyśleniu czoło. Z pewnością nie pomylił daty ani adresu. Miał jednak wrażenie, źle trafił i wystawa, którą oglądał przed ostatnie pół godziny wcale nie jest autorstwa Jamie Lilith Addams.
Obserwował ją już od dawna.
Mógłby napisać książkę dotyczącą jej życia, zawrzeć w niej wszystkie jej zainteresowania, nawyki i skrzywienia. Była dla niego niczym bohater, którego sam wykreował. Potrafił przewidzieć jej zachowania, nastrój albo odczytać myśli. Dlatego wiedział, że ona nie mogłaby namalować czegoś, co w najmniejszym stopniu przypominałoby prace Pabla Picassa.
Ponownie założył okulary i przeszedł się wzdłuż jednej ze ścian galerii, oglądając kolejne geometryczne krajobrazy, nieanatomiczne twarze i abstrakcje, które w ogóle do niego nie przemawiały. W końcu doszedł do jednych z otwartych przejść, na które wcześniej nie zwrócił najmniejszej uwagi. Zajrzał niepewnie do środka i uśmiechnął się łobuzersko.
Bingo.
Nie miał pojęcia, jak to się stało, że wcześniej nie zauważył obrazu który wisiał teraz naprzeciwko niego. Podszedł bliżej, aby upewnić się, że to nie tylko złudzenie. Mógł być jedynie podobny, przypominać to, co Jamie namalowała po miesiącu przebywania u niego.
Zmrużył oczy. Dostrzegł kilka czerwonych plamek na niebie i był już pewien, że się nie pomylił. Odsunął się nieco i rozejrzał. Tym razem dostrzegł ją niemal od razu.
Skłamałby, gdyby powiedział, że Jamie stała się piękniejsza przez cztery lata. Przeciwnie, zbrzydła. Nie wyglądała już jak niewinna nastolatka, ale podstarzała kobieta, mimo, że miała dopiero dwadzieścia jeden lat. Może była to wina matowego odcienia jej cery albo eleganckich ubrań, które miała na sobie?  Nie miała też burzy rudych loków, a jedynie rudawą kitkę wiszącą smętnie do połowy pleców. Oczy też straciły dawny blask. Była jedynie cieniem jego dawnej, energicznej Jamie. Co mogło być przyczyną takiej zmiany? Nie wiedział.
Odczekał, aż mężczyzna który z nią rozmawiał oddali się, a potem podszedł do niej. Jamie zmarszczyła brwi gdy ich spojrzenia spotkały się. Uśmiechnęła się jednak subtelnie i podeszła w jego stronę.
 - Cześć - mruknęła niewyraźnie, co starała się zatuszować uśmiechem. - Co ty tu robisz?
Widział w jej oczach zagubienie i zdenerwowanie. Jamie musiała być zaskoczona spotkaniem, ale starała się tego nie okazywać, co nie do końca jej wychodziło. Z pewnością już dawno przestała o nim myśleć, zaczęła naprawdę żyć. Być może miała kogoś? Andy nie chciał być zazdrosny, ale poczuł dziwne ukłucie na samą myśl o tym, że Jamie mogła należeć teraz do kogoś innego.
Odepchnął te niedorzeczne myśli i wyciągnął dłoń.
 - Przyszedłem obejrzeć twój mały sukces. - Jamie uścisnęła jego dłoń i szybko zabrała swoją. Odsunęła się pół kroku. - Widzę, że nieźle ci poszło.
Zmieszała się.
 - Dziękuję.
 - Szokująca historia pomaga się wybić, co? - rzucił z nutą kpiny w głosie.
Zabrzmiało to dość brutalnie i sam zdziwił się tonem swojego głosu. Nie chciał, żeby zabrzmiało to w ten sposób,
 - Co masz na myśli? - spytała szeptem.
Stała teraz bokiem do niego, wpatrując się w jeden ze swoich pejzaży. Przysunął się do niej nieco, powstrzymując dłoń która samoczynnie powędrowała na jej biodro by objąć ja i przyciągnąć mocno. Nie była już jego własnością, musiał wbić to sobie do głowy.
 - Sama doskonale wiesz. Porwał cię chory psychicznie zboczeniec, rozkochał w sobie, wykorzystywał, ale mimo to zdecydowałaś się bronić go w sądzie. Wiesz, że powinienem dostać co najmniej dwadzieścia lat, prawda?  - wymruczał, pochylając się nad nią. - Gdyby nie to, że prokurator chciał posłać mnie na dożywocie albo karę śmierci znów trafiłbym do więzienia. Ale ty mi pomogłaś.
Widział, że zacisnęła wargi. Jej oczy zaczęły błyszczeć od zbierających się w nich łez. Miał nad nią pełną kontrolę i zamierzał to wykorzystać.
 - Zastanawiam się, dlaczego to zrobiłaś, Jamie.
Nie odpowiedziała. Pochylił się nad nią bardziej, by musnąć płatek jej ucha.
 - Może nadal ci na mnie zależy? Gdyby było inaczej, kilka minut temu nie podeszłabyś do mnie, tylko zaczęła krzyczeć.
Andrew odsunął się i wyprostował. Z trudem odchrząknął, znów zmarszczył czoło i wpatrzył się w obraz.
 - Nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty - szepnęła Jamie.
Wzrok nadal miała wbity w swoją pracę, choć nieobecny. Zastanawiała się nad czymś, a on chciał wiedzieć, co zajmuje jej myśli kiedy jest obok.
 - Rozumiem. To chyba przez to, że cię zaskoczyłem, kiedyś lubiłaś mi je robić.
Zwycięski uśmiech wpełzł na jego wargi, gdy dostrzegł rumieniec na zapadniętych policzkach dziewczyny. Gdy zauważyła, że się w nią wpatruje, odwróciła się i przeszła powoli kilka kroków do kolejnego malowidła. Podążał zaraz za nią.
 - To wszystko mogło potoczyć się inaczej - powiedziała.
Andy poczuł specyficzną tęsknotę za tymi chwilami, kiedy miał ją blisko siebie. Przypomniał sobie te ohydne obiady, które gotowała, chwile, które spędzili razem i ogarnęła go nostalgia. Przymknął oczy, oddając się w pełni wspomnieniom, które mimo upływu czasu nie blakły, lecz stawały się coraz wyraźniejsze.
 - Nadal może, Jamie - podjął po chwili.
Spojrzała na niego, zaskoczona i skrzywiła z niedowierzaniem. Oczywiście, jak mógł pomyśleć, że od razu pojmie o co mu chodzi?
Wsunął dłoń do kieszeni marynarki i pogrzebał w niej przez chwilę. W końcu wyciągnął podłużny papierek z ciągiem cyfr i wcisnął go w jej dłoń.
 - Jeśli się rozmyślisz, odezwij się.

Tego samego wieczoru jego telefon zadzwonił.


Dzień tysiąc siedemset siedemdziesiąty ósmy

Andrew był zaskoczony, gdy do jego drzwi zapukała policja.
Podniósł się z ociąganiem, biorąc swojego maleńkiego syna na ręce i przeciął przedpokój, by otworzyć drzwi funkcjonariuszom. Zmarszczył brwi.
 - O co chodzi, panowie?
Greg Elson, szeryf, spojrzał na niego nieufnie, lecz uśmiechnął się, gdy jego wzrok spoczął w końcu na dziecku, które Andy trzymał w ramionach.
Jego synek miał już pięć miesięcy i był jego małą kopią. Nie potrafił wytrzymać ani chwili sam, kiedy powinien opiekować cię nim tata.
 - Dobrze wiesz, Biersack. Znów ją porwałeś, hę? - mruknął mężczyzna. - Wpuść nas i pozwól przeszukać dom, a nie będziemy robić sobie kłopotów z nakazem.
Andy westchnął i pokręcił głową, robiąc krok do tyłu i otwierając drzwi szerzej.
 - Chodzi o tę małą Addams, tak? Inaczej nie pomyślelibyście o mnie - mruknął i przygryzł wargę.
 - Trzy dni temu znowu zaginęła. Wiemy, że kontaktowała się z tobą.
W czasie, gdy rozmawiali, trzech innych facetów przeszukiwało mu dom, zaglądając dosłownie wszędzie.
 - Dzwoniła, ale nie zbliżałem się do niej. Poprosiłem, żeby przestała, nie chcę łamać zakazu. Dobrze wiesz, Greg, że mam teraz dla kogo być wzorowym obywatelem. - Zerknął na gaworzącego wesoło chłopca i uśmiechnął się do niego wesoło. Mały zaśmiał się i wtulił w niego, małymi rączkami oplatając mu szyję i obśliniając rękaw koszulki.
 - Jak się miewa Charlotte? - spytał po chwili szeryf, rozglądając się po salonie.
Zdradziecki los chciał, żeby jego przyjaciółka Charlotte, której zdarzało się nazywać go gejem i zboczeńcem została jego żoną. On sam przyczynił się do tego, dwa lata wcześniej oświadczając się jej podczas wizyty u rodziców. Przyjęła oświadczyny dopiero po długiej i trudnej rozmowie, podczas której cały czas klęczał z wyciągniętym pierścionkiem. Może właśnie to ją przekonało? Ryzykował w końcu zdrowie swoich stawów, żeby móc stać się mężczyzną jej życia.
Rok później wzięli ślub, a po trzynastu miesiącach urodził się ich syn, który stał się oczkiem w głowie Andy'ego.
 - Nadal rozpacza, że przytyła. Jam mam jej wytłumaczyć, że z rozstępami wygląda nawet lepiej? Jak nazwałem ją tygrysicą kazała mi spać w salonie - westchnął ciężko.
Elson parsknął głośnym śmiechem i pokręcił lekko głową.
 - Nie mów jej więcej, że wygląda jak tygrys. Przestaw wagę, pomyśli, że schudła, rzuć komplementem i będzie szczęśliwa.
Andy zanotował pomysł w pamięci, przysięgając sobie, że go wykorzysta.
 - Szefie, nikogo tu nie ma. Nie ma opcji, że kogoś tu ukrył - zawołał niezidentyfikowany głos, prawdopodobnie z sypialni,
Greg Elson pokiwał w zamyśleniu głową. Uśmiechnął się i podszedł do Andrew, żeby poklepać go po ramieniu.
Mały znów zaśmiał się wesoło.
 - Wierzyłem w ciebie, synu.
Policjanci zebrali się do wyjścia po kilku minutach, uprzedzając go, że będzie musiał złożyć oficjalne zeznania na komendzie. Nim drzwi się zamknęły, Elson odwrócił się jeszcze raz.
 - Pamiętaj, Biersack, zemsta nie zawsze jest słodka.



________________________________________________________
Od autorki: Podziękujcie Melody za komentarze, gdyby nie ona, rozdział byłby za sto lat!
TO JESZCZE NIE JEST KONIEC, KONIECZNIE CZEKAJCIE NA EPILOG, KONIECZNIE.
Tak, cóż, nie wiem co mam tu napisać, szybko poszło mi pisanie tego, jestem naprawdę bardzo zadowolona. Nie spodziewałam się, że to wyjdzie mi tak dobrze. Podoba się Wam?
Komentujcie, komentujcie, a może nie doprowadzę was do zawału zakończeniem!
Dobrej nocy, kochani!

STOP, chwila, przypomniałam sobie!
Jeśli sobie życzycie, mogłabym przenieść opowiadanie na wattpad, ale nie wiem co i jak, czy w ogóle chcecie! Dawajcie znać!

niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział 16

Jamie Addams się poddała.
Nie wiedziała już, jaki jest dzień tygodnia. Zapomniała gdzie leżą jej ulubione swetry. Nie rozpoznawała nic, co ją otaczało. Przestała czuć się bezpiecznie. Już nie kochała tego miejsca, nie rozpoznawała ludzi. Nie pamiętała nawet ich imion.
Czuła się tak, jakby nagle odebrano jej cały świat. Przeniesiono do innej rzeczywistości, obcego domu, kazano żyć pośród ludzi, którzy wpatrywali się w nią jak w dziwadło, wzrokiem pełnym niekiedy fałszywego współczucia. Nie podobał się jej ten świat. Jamie nie chciała żyć w ten sposób.
Spojrzała na swoje wychudłe dłonie i westchnęła ciężko. Nieświadomie szarpała nitkę wystającą ze swetra, zaciągając go na niemal połowie długości rękawa. Ostrożnie wygładziła ubranie i wstała, by przejść się po pokoju.
To pomagało jej myśleć. Wyciszała się i uspokajała, a chaos w jej głowie samoistnie znikał, zastąpiony porządkiem. Teraz to jednak nie pomagało. Mały, irytujący głos z tyłu głowy wciąż powtarzał te same słowa, za każdym razem z coraz większą mocą i naciskiem. Bała się, że przez to zwariuje, albo rozpłacze się jak maleńkie dziecko, niezdolna do tego, by spełnić swój nowy obowiązek.
Zatrzymała się w połowie drogi między łóżkiem a szafą. Nazwała to obowiązkiem. 
Ciężar własnych myśli spadł na nią tak nagle, że ledwie utrzymała się na nogach. Z trudem usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Oddychała ciężko i płytko. Obowiązek. Przymus. To BYŁ jej obowiązek i musiała go spełnić.
Czy miała jakiś wybór? Nie. Ale... Czy miała go kiedykolwiek?
Powoli zdawała sobie sprawę, że całe jej życie było złożone z niesamodzielnie podjętych decyzji, wydarzeń, na które ona sama nigdy nie miała wpływu. To nie ona zdecydowała o tym, że chce malować. Pierwsze farby dostała przecież od rodziców, chociaż równie dobrze mógłby je zastąpić bębenek albo deskorolka. Nie ona zdecydowała o tym, do której szkoły pójdzie, jaki przedmiot będzie miała rozszerzony. Wszystkie ważne wybory podejmował ktoś inny, czasami nawet ktoś, kto z Jamie nie miał nic wspólnego.
A teraz, można by sądzić, że stanęła przed najważniejszym z nich.
Ale on już dawno zapadł.


Dzień dziewięćdziesiąty ósmy

 - Andy, chodź szybciej, film się zaczyna!
 Siedziała na łóżku, okręcona kocem i wpatrzona w ekran telewizora. Właśnie zaczynał się jej ulubiony film i mimo, że normalnie spałaby już od dwóch godzin, postanowiła obejrzeć go do końca.
Zawsze oglądała go z kimś ważnym dla siebie. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby tym razem nie zrobić tego z Andy'm.
Mężczyzna jednak nie był zainteresowany kolejnym filmem z DiCaprio, cały wieczór dawał jej jasne sygnały, że wolałby pójść spać i obejrzeć powtórkę następnego dnia. Jamie była jednak nieugięta.
Znów go ponagliła. Gdy pojawił się w drzwiach sypialni, uśmiechnęła się szeroko.
 - Chodź, początek też jest ważny!
Andrew skrzywił się, wyraźnie niezadowolony i usiadł obok niej. Pachniał miętą i papierosami, tak, jak najbardziej lubiła. Kilka kropel z jego włosów spadło na jej koszulkę, kiedy przeczesał je palcami.
 - Nie możemy obejrzeć tego jutro? - Skrzywił się i posłał jej zmęczone spojrzenie. - Jamie, jest już późno, jutro będziemy chodzić jak zombie.
Wzruszyła ramionami, ignorując karcący ton głosu, który przybrał mężczyzna. Przywykła już do niego i nie robił na niej takiego wrażenia, jak na samym początku.
 - Zawsze oglądamy to, co ty chcesz - fuknęła z irytacją. odtrąciła ramię, którym chciał ją objąć i odsunęła się kilka centymetrów, żeby uniemożliwić mu ponowną próbę.
 - Trudno. Ja idę spać, ty sobie oglądaj, jak tak bardzo chcesz.
Mruknęła coś w odpowiedzi, na tyle niewyraźnie, że po sekundzie sama zapomniała, co to było. Westchnęła ciężko i potarła dłońmi twarz. Była zmęczona bardziej, niż myślała. Przez moment nawet zastanawiała się, czy nie posłuchać jego wcześniejszych rad i nie pójść spać, ale była zbyt uparta, by utrzymać tę myśl dłużej niż jedną chwilę.
 - Świetnie. Śpij sobie, sporo to jest dla ciebie ważniejsze ode mni...
Nie dokończyła. Andy natychmiast się podniósł i spojrzał w jej oczy w sposób, od którego miękły jej kolana.
 - Nawet tak nie mów, Jamie.
 - Nieważne. Idź spać - ucięła.
Andrew przekręcił się plecami do niej. Wiedziała, że rano nie będzie już śladu po jego złym humorze, a nawet jeśli, zdoła poprawić go smacznym śniadaniem. Przez trzy miesiące nauczyła się gotować i wychodziło jej to coraz lepiej, niezależnie od tego, jaki posiłek przyrządzała. Odkryła, że gotowanie może być podobne do mieszania farb - i robiła to coraz chętniej, ku wielkiej uciesze Andy'ego.
Kilka minut później oddech mężczyzny unormował się, a on sam zaczął cicho pochrapywać. Uśmiechnęła się łagodnie i okryła go, a potem pocałowała w policzek. Czasami ją tym budził, ale zdarzało się to coraz rzadziej. Nigdy nie powiedziała mu o tym, że chrapie.  Zachowała to sobie jako słodki sekret.
Spojrzała jeszcze raz na śpiącego mężczyznę i poczuła niepokój. Nie wiedziała jeszcze dlaczego, ale dręczyło ją dziwne, nieuzasadnione przeczucie, że wydarzy się coś złego. Instynktownie wtuliła się w jego plecy i zamknęła oczy. Skupiła się na jego obecności, cieple, jakie jej dawał i poczuciu bezpieczeństwa.
Chwilę później zasnęła.


Wszystko wydarzyło się około piątej nad ranem.
Nagły trzask wyrwał Jamie ze snu. Zerwała się do siadu i rozejrzała. Cisza. Potem kolejny trzask, chwilę po nim nagły, długi jęk łamiącego się drewna i huk, jakby coś ciężkiego nagle uderzyło o podłogę. Wezbrał w niej nagły strach, oczy zaszły łzami. Czuła, że ledwie oddycha.  Słyszała krzyki. Ktoś wołał jej imię.
Spojrzała na Andy’ego. Wpatrywał się w drzwi, był śmiertelnie blady. Jego błękitne tęczówki były zaczerwienione i błyszczące, pełne przerażenia. Oddychał ciężko przez rozchylone wargi, a dłoń zacisnął na jej nadgarstku, boleśnie wbijając w niego palce. Wiedział, co się dzieje.
I ona też już wiedziała.
Jak przez mgłę pamiętała moment, gdy drzwi do sypialni otworzyły się gwałtownie, a do pomieszczenia wpadło kilku ludzi ubranych w mundury, trzymających broń wycelowaną w nią i Andrew. W jednej chwili odciągnęli ją od niego i wyprowadzili do salonu. Rozległ się łomot ciała spadającego na podłogę, stłumiony jęk bólu. Bili go, wiedziała to. Katowali. Nie mogli mieć litości.
Ktoś okrył ją kocem. Tym samym, którym Andy otulił ją w dniu, w którym do niego trafiła. Ktoś inny pomógł jej wstać i zaczął prowadzić w stronę wyjścia.
Szarpała się. Wyła.
Udało jej się odwrócić w stronę sypialni, lecz drzwi były zamknięte.


Dzień sto siedemdziesiąty piąty

Nawet nie mogła się z nim pożegnać.
Wypominała to sobie za każdym razem, gdy budziła się wtulona w mokrą od ciągłego płaczu poduszkę po kolejnym sennym koszmarze. Towarzyszyły jej każdej nocy, którą udało jej się przespać.  Zawsze były podobne – on, blady i spocony wpatruje się z przerażeniem w drzwi, a ona nie może nic z tym zrobić. Jest kompletnie bezsilna i bezużyteczna, zbędna. Nie może go przytulić ani uspokoić, a on oddala się coraz bardziej w miarę jej starań. Jego ciało pokrywa się nowymi ranami gdy woła go, a om głośniej to robi, rany są głębsze i krwawią mocniej.
Kiedy przychodził moment jego śmierci , Jamie budziła się spanikowana i zlana potem. Potem nie potrafiła już zasnąć i cały dzień chodziła zmęczona, by wieczorem, po kolejnych godzinach bezsenności, przywitać znów ten sam sen.
Dziś miał zapaść wyrok w jego sprawie, a ona miała go wydać.
Korytarz sądowy nie zmienił się ani odrobinę od chwili, kiedy jako mała dziewczynka czekała w nim na ojca. Był wąski, ciemny i klaustrofobiczny. Wzdłuż jednej ze ścian, na całej jej długości ustawione były niewygodne ławki, przypominające nieco te stojące na szkolnych korytarzach. Ściana naprzeciw była zupełnie pusta, gdyby nie liczyć dziesięciu par podwójnych drzwi stojących w równych odległościach. Każda z nich opatrzona była mosiężną tabliczką z numerem. Jamie siedziała naprzeciwko tych, za którymi miała odbyć się jej sprawa.
Obserwowała ludzi, którzy wchodzili jedynie po to, by sprawdzić, czy ktoś oprócz niej czeka już na rozprawę. Naliczyła niemal sto osób (chociaż mogła się pomylić, matematyka nadal była jej słabym punktem). Niektórzy podchodzili do niej, żeby przywitać się albo wyrazić swoje współczucie.
Nie miała nic przeciwko temu, zdobywała się na blady uśmiech i ciche podziękowanie, choć jej serce rozpadało się za każdym razem, gdy ktoś dla podkreślenia swoich słów nazywał Andy’ego bestią, psychopatą lub przestępcą.
Podniosła się powoli, krzywiąc i odetchnęła głęboko. Za pół godziny miała rozpocząć się rozprawa, a jej rodziców i oskarżyciela nadal nie było, mimo, że mieli przyjść po nią kilka minut wcześniej. Rzuciła przeciągłe spojrzenie w stronę wejścia, gdy drzwi uchyliły się.  Ktoś zajrzał do środka, lecz chwilę później zniknął.
Jamie wsłuchiwała się w równomierne tykanie zegara, licząc sekundy, a potem minuty. Czekała. Nie miała innego wyboru.
Dwadzieścia dwie minuty przed rozprawą  na korytarz wszedł wysoki mężczyzna ubrany w garnitur, nieco tęższy. Jego ciemne włosy były gdzieniegdzie poprzetykane siwymi pasmami, oczy przyblakły, a policzki nabrały szarawej barwy.  Znała go, bardzo dużo z nim rozmawiała, jednak nie mogła zapamiętać, jak się nazywa, choć miał być dziś oskarżycielem.
Chwilę później weszli jej rodzice, chłodni i milczący. Westchnęła cicho. Od kilku dni przypominali marmurowe posągi. Nie uśmiechali się, niemal nie rozmawiali. Zaglądali tylko czasem do pokoju Jamie, żeby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.
Gdy tylko Jamie wróciła do domu, jej mama nie potrafiła wypuścić jej z objęć. Codziennie przytulała ją kilkanaście minut, wieczorem siedziała w jej pokoju, pilnując, by dziewczyna zasnęła spokojnie. Często udawała, że zasypia, by Madison również mogła się położyć i odpocząć przed kolejnym dyżurem.
Mężczyzna wyciągnął dłoń. Jamie niepewnie odwzajemniła gest.
 - Dziś wielki dzień, Jamie. Bądź dzielna – pokrzepiająco uścisnął jej dłoń i ku jej zdziwieniu, mrugnął w dziwny sposób. Nie miała dobrych przeczuć. – Zrobię wszystko co w mojej nocy, żeby trafił za kratki.
 Jeszcze nikt nie wypowiedział przy niej jej imienia. Nazywali go po prostu „on”.
Przytaknęła.
 - Kiedy się tu pojawi? – spytała cicho.
 - Zobaczysz go dopiero na rozprawie. Nie musisz się bać – odparł jej ojciec.
Znów przytaknęła.
Dowiedziała się, że to psycholog zakazał wymawiania przy niej jego imienia. Podobno to miało pomóc wyprzeć go z pamięci i dojść znacznie szybciej do siebie.
Od trzech miesięcy bez rezultatu.


Sala sądowa wypełniona była ludźmi.
Jamie nie sądziła, że tylu ludzi zechce obejrzeć proces sądowy. Tymczasem wszystkie miejsca dla publiczności były wypełnione, a z tego, co wiedziała od mamy, korytarz wypełnił się reporterami.  Nie miała pojęcia, że zwykłe porwanie zyska tak wielki rozgłos, podczas gdy niektóre morderstwa pozostaną ciche i zapomniane.
Rozprawa już trwała. Przedstawiono dowody, nagranie ze szkolnych i ulicznych kamer, znalezione w domu Andy’ego notatki. Wszystkie były jednoznaczne. Mężczyzna był winny. Domyślała się decyzji już po samych minach członków rady przysięgłych. Wyglądali na zdecydowanych i bezlitosnych, zupełnie jak policjanci tamtej nocy.
 - Wzywam na świadka pokrzywdzoną Jamie Lilith Addams!
Podniosła głowę. Raz już złożyła zeznania przed prawnikiem Andy’ego i sądziła, że powiedziała już wszystko, co mogłoby być znaczące w sprawie. Opowiedziała cały tamten dzień, swoje zdenerwowanie, sposób, w jaki Andy zaskoczył ją i przewiózł do siebie. Nie rozumiała, po co znów ma to robić, lecz wstała i wyszła zza ławy, przy której miała swoje miejsce. Przygryzła wargę i podeszła do miejsca dla świadka.
Pytanie prokuratora spadło na nią zupełnie niespodziewanie.
 - Czy oskarżony kiedykolwiek cię uderzył?
Rozchyliła usta, by złapać oddech. Czuła, że powoli ogarnia ją strach, zmiękczając kolana,ściskając żołądek i rozpalając w płucach ogień. 
Czy powinna powiedzieć prawdę? Z pewnością tego nie chciała, ale wiedziała, że kłamstwo byłoby złe. Czy prawda okazałaby się lepsza?
Spojrzała na siedzącego prawie na przeciw niej mężczyznę. Wychudł i zbladł. Jego policzki zapadły się jeszcze bardziej, włosy były zbyt długie i przetłuszczone, nieułożone. Oczy straciły dawny blask, wydawały się szare, zimne i zmęczone. Nawet garnitur miał niedbały, z krzywo zapiętą koszulą, co najwyraźniej starał się zatuszować wpuszczeniem jej w spodnie i zapięciem marynarki. 
Wyglądał jak mały, bezbronny chłopiec i Jamie mogła być pewna, że wyglądał tak też ostatnim razem.
 - Nie - odpowiedziała.
Oskarżyciel odchrząknął i uniósł brew, podchodząc bliżej. Jego spojrzenie było pełne niepewności i niewielkiej dozy politowania lub kpiny. Jamie nie wiedziała dokładnie, czy złość też w nim była. Nie to jednak chciał usłyszeć.
 - Jesteś tego pewna? Na twoim ciele były liczne blizny - stwierdził. Skierował pełen pogardy wzrok na Andrew, a potem znów na nią. - Nie musisz się bać, Jamie. Oskarżony już nie zrobi ci krzywdy.
Dziewczyna przełknęła ślinę i pokręciła głową.
 - Nie uderzył mnie. Nigdy - dodała z naciskiem.
Spojrzała w kierunku ławy przysięgłych. Dwanaście par oczu świdrowało ją spojrzeniem. Nie mogła okazać słabości. nie mogła pokazać, że kłamie.
 - W takim razie, czy dopuścił się jakichkolwiek niewłaściwych zachowań w stosunku do ciebie?
Nabrała powietrza. Odetchnęła. A potem znowu i jeszcze raz. Uścisk w żołądku nie ustępował.
 - Nie. Ady bardzo o mnie dbał. Zawsze. Był dla mnie trochę jak przyjaciel.
Kilka osób poruszyło się niespokojnie. Jej rodzice spojrzeli na nią z niepokojem, ojciec poprawił okulary. Robił to zawsze,gdy zaczynał się denerwować. Nawet Andy uniósł głowę i uśmiechnął się do niej delikatnie.
OBOWIĄZEK.
 - Uprawiałaś z nim seks? - padło.
Pytanie natychmiast zwróciło uwagę wszystkich. Ludzie zaczęli wpatrywać się w nią z wyczekiwaniem i pełnym zainteresowaniem.
Zarumieniła się.
 - Tak. 
 - Zadrapania na twoich plecach świadczą o tym, że byłaś do tego zmuszana.
Czuła, że to nie jest pytanie. Zarumieniła się jeszcze mocniej i spuściła głowę, zaczynając wpatrywać w swoje dłonie.
 - Nigdy nie do niczego nie zmusił. Sama inicjowałam stosunki.
Trzask.
Uniosła głowę, akurat chwili gdy pod wpływem silnego uderzenia szkiełko wypadło z okularów ojca. Mężczyzna poczerwieniał z wściekłości i żalu.
Oskarżyciel wyglądał na równie zdezorientowanego. Spojrzał w kierunku sędziego i odchrząknął, żeby po dłuższej chwili kontynuować wędrówkę po sali.
 - Opowiedz o waszych relacjach - nakazał.
 - Więc... Przyjaźniliśmy się. Przynajmniej.. przynajmniej tak się przy nim czułam. Jak przy przyjacielu. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Często rozmawialiśmy. Oglądaliśmy razem filmy i.. Andy pomagał mi się uczyć. Często, kilka razy w tygodniu - urwała. Przymknęła oczy i zacisnęła oczy na poręczy balkonika. - Jest jedynym człowiekiem, który chciał mnie poznać i traktował mnie dobrze. Czułam się przy nim bezpieczna i kochana.
Otworzyła oczy.
Była silna. Była sobą. W końcu mówiła to, co myśli.
Nie miała już żadnego obowiązku.


Rada przysięgłych dyskutowała nad wyrokiem siedem godzin.
Jamie wpatrywała się w sędziego, niepewna tego, co się wydarzy. Matka ściskała jej dłoń, ojciec patrzył z wyrzutem.
Czuła się pusta. Jakby przez kilka godzin straciła nagle kilka miesięcy życia.
 - ... Wyrokiem sądu najwyższego i rady przysięgłych stanu California, sąd najwyższy wydaje wyrok na oskarżonego Andrew Dennisa Biersacka o porwanie małoletniej Jamie Lilith Addams w postaci zakazu zbliżania się na okres lat pięciu.
Młotek uderzył o stół.



________________________________________________________
Od autorki: Oszalałam.
Miałam to napisać już tydzień temu, ale przez swoje lenistwo i chorobę jakoś mi się zeszło i skończyło się tak, że dopisywałam rozdział dzisiaj - w burzę, bo czemu nie?
Jest to przedostatni rozdział, moi drodzy, możliwe, że niektóry z was po pojawieniu się epilogu będą woleli potraktować go jako ostatni, ale cóż.
W każdym razie, proszę was o masę komentarzy, niech każdy bloger zostawi tu po sobie jakiś mały znak, link do swojego bloga, cokolwiek. Potrzebuję dużej motywacji, bo naprawdę ciężko mi to wszystko napisać a czuję się tak, jakbym pisała to raptem dla pięciu osób.
W każdym razie, życzę wam miłych wakacji, bo zostało ich tylko trochę.
Pozdrawiam każdego, kto czekał na to x czasu, znosił mnie kiedy nie odpisywałam, kiedy mówiłam "zaraz", "czekaj, piszę" albo coś podobnego.
Dobrej nocy!

czwartek, 23 czerwca 2016

Rozdział 15

Dzień pięćdziesiąty szósty

O trzeciej nad ranem obudził go cichy szloch.
Warknął, unosząc głowę, a potem spojrzał na zegarek i przewrócił oczami. Nienawidził wstawania w nocy, wychodzenia z ciepłego łóżka, podczas gdy mógłby spać w najlepsze jeszcze przez kilka godzin. Najchętniej znów zamknąłby oczy, by móc odpłynąć do krainy snów, ale coś nie pozwalało mu na to, kazało wstać i sprawdzić, co mogło się stać.
Andy rozejrzał się. Światło poranka sączyło się niepewnie przez zasłony, sprawiając, że pokój trwał w przyjemnym, chłodnym półmroku. Ściany nabierały błękitnego blasku, który nie oślepiał, a przyjemnie uspokajał. Mężczyzna pogratulował sobie pomysłu otworzenia okna na noc; w pomieszczeniu po raz pierwszy od dawna można było odetchnąć rześkim, czystym powietrzem pozbawionym drobinek kurzu. Do idealnego obrazu sypialni brakowało teraz jednego, małego, ale bardzo osobliwego i ważnego elementu - Jamie.
Ze zmarszczonymi brwiami rozejrzał się jeszcze raz. Tym razem uważniej, szukając szczegółów, które mogłyby świadczyć o możliwej ucieczce. Zniknęła granatowa bluza, w której wyszedł z domu przed snem, by zapalić. Jeden z kapci Jamie też się gdzieś zapodział, bo tylko lewy stał tak, gdzie zawsze jej zostawiała. Notes, z którym dziewczyna nigdy się nie rozstawała leżał nadal na swoim miejscu, a więc nie uciekła. Nie zostawiła by go, chociażby miała ryzykować przez to niepowodzeniem, a Andy wiedział o tym doskonale.
Wyszedł z sypialni i podążając za odgłosami płaczu wyszedł na dwór. Natychmiast owiał go orzeźwiający wiatr, na co uśmiechnął się pod nosem.
A potem zobaczył coś, przez co przestał się uśmiechać.
W samym kącie ganku, zaraz obok psiego posłania kuliła się maleńka postać. Obejmowała szczelnie kolana, w których ukryła twarz i kołysała się rytmicznie, odbijając się nagimi stopami od zimnych desek. Jej ciało drżało, spinało się co chwilę, a później rozluźniało, by znów zacząć bujać się powoli do przodu i do tyłu.
 - Jamie? - szepnął i przygryzł wargę. Nie był pewien, czy może do niej podejść, czy może zrobić cokolwiek, by dziewczyna spojrzała na niego. - Kruszynko...
Nie potrafił skończyć. Jego spojrzenie zawisło na wyciągniętym w koszyku piesku. Wpatrywał się w nie na tyle długo, by móc stwierdzić, że zwierze nie oddycha, a jedynie falujące w łagodnych podmuchach wiatru futro dawało takie złudzenie.
Podszedł bliżej Jamie i przyklęknął obok. Nie miał pojęcia, co zrobić. Nie po raz pierwszy, bo nigdy nie wiedział, jak ma zachowywać się przy płaczącej kobiecie.
Objął dziewczynę ramieniem i nieśmiało przyciągnął do siebie. Czuł, jak sztywnieje w jego ramionach, a potem rozluźnia się i wtula w niego kurczowo, zaciskając dłonie na jego koszulce. Głaskał jej plecy powoli i delikatnie, zatrzymując dłoń  na wysokości żeber, a potem układając na jej głowie.
 - Cichutko, drobinko. Już dobrze - zapewnił, ostrożnie przesuwając ją na swoje kolana.
Gdy to zrobił, zrozumiał, że musi jak najszybciej zanieść ją do domu i otulić kołdrą. Była zimna, zdrętwiała do tego stopnia, że ledwie udało mu się zarzucić jej ramiona na swoją szyję. Wstał ostrożnie, uciekając spojrzeniem od legowiska ich pupila i wrócił do sypialni, Ułożył dziewczynę po swojej stronie łóżka i mimo bezgłośnych protestów okrył ją dokładnie.
 - Śpij, Jamie. Musisz odpocząć.
 - Nie chcę. Muszę tam wrócić. Nie mogę jej teraz zostawić.
Andy usiadł na skraju łóżka i przesunął wzrokiem po jej lekko rozchylonych wargach. Oddychała płytko, ale równomiernie, z każdą chwilą coraz spokojniej.
 - Posiedzę z nią, dobrze? Ale ty śpij, kochanie. - Pochylił się odrobinę i po chwili wahania ucałował ją w czoło.
Przez kilka minut siedział przy niej, czekając, aż zaśnie. Powinien był nie zgadzać się na zatrzymanie suczki. Gdyby tego nie zrobił, Jamie może i byłaby na niego obrażona, ale trwałoby to kilka dni. Teraz nie był pewien, jak długo będzie zbierać się po śmierci zwierzaka, do którego tak mocno się przywiązała, by spędzać z nim każda wolną chwilę, pozwalać wchodzić na kanapę, gdy on nie patrzył i spać na kołdrze, mimo, że Jamie uwielbiała mieć ją całą dla siebie.
Przypomniał sobie, jak entuzjastycznie zareagowała na jego zgodę. Później pomyślał o tym, jak przeraziła się, gdy krzyknął na nią. Jak złościła się przy każdym niepowodzeniu, albo zaczynała płakać bez większego powodu.
I ze zgrozą uświadomił sobie, że zniszczył ją tak samo, jak pobyt w więzieniu zniszczył jego.

xxx


Otworzył oczy, słysząc ciche skrzypnięcie drzwi. Nie wiedział, ile czasu minęło, odkąd położył Jamie spać, ale słońce powoli unosiło się znad linii horyzontu, więc domyślał się, że minęło co najmniej dwie godziny. Mimo, że temperatura znacząco wzrosła było mu zimno, a jego zesztywniałe ciało bolało.
Skrzywił się, odwracając w kierunku drzwi, lecz w ułamku sekundy grymas na jego twarzy zmienił się w zmęczony uśmiech. Stojąca w progu Jamie miała przewieszony przez ramię koc, a w dłoniach trzymała dwa parujące kubki - to, czego najbardziej potrzebował.
Jamie podeszła do niego powoli, z głowa odwróconą od miejsca, gdzie legowisko miał ich psiak, a potem usiadła obok Andy'ego i podała mu jeden z kubków.
 - Jej... na pewno już nie ma? - zapytała. Jej głos był ochrypnięty i słaby po długim płaczu.
 - Przykro mi, Jamie. Nie mogliśmy nic na to poradzić.
Pochylił się i ucałował delikatnie jej skroń. Starał się nie zwracać uwagi na jej zapuchnięte od łez oczy, przekrwione i, jak mu się wydawało, odrobinę zapadnięte. Podejrzewał, że nie spała tak, jak jej kazał, a jedyne została w sypialni by go nie denerwować.
Westchnął ciężko i rozprostował nogi. Bolesny skurcz ukuł go w łydkę, więc podkulił je znowu i zaczął rozmasowywać jedną ręką, w drugiej wciąż trzymając swoją kawę.
 - A jeśli mogliśmy, tylko czegoś nie zauważyliśmy? Czuję się tak beznadziejnie, Andy. Na pewno mogłam jej jakoś pomóc - westchnęła cicho.
Andrew czuł, że Jamie jest bliska płaczu. Próbował szybko znaleźć temat, który zająłby ją chociaż na chwilę, albo nawet rozbawił, nawet, gdyby później miała podśmiewać się z niego.
Odezwał się po dłuższej chwili, przerywając nieprzyjemną ciszę, która zapanowała między nimi.
 - Właściwie, Jamie, ja... zastanawiałem się ostatnio - przerwał. Wziął głęboki oddech, uświadamiając sobie, jak bardzo nie na miejscu będzie jego pytanie. - Jak to właściwie się stało, że nosisz męskie imię?
Dziewczyna odwróciła głowę, chyba po to, by ukryć rumieniec i delikatny uśmiech, bo gdy znów spojrzała na niego, kąciki jej ust były lekko uniesione.
 - Tata przegrał zakład z dziadkiem. - Pokręciła głową, jakby sama w to nie dowierzała. - O wynik jakiegoś meczu.
Zrobiła przerwę i nie wyglądało na to, by chciała mówić dalej. On jednak nie zamierzał odpuścić tak łatwo.
 - Opowiedz mi o tym coś więcej. Lubię słuchać twojego głosu. - Uśmiechnął się i oparł głowę na ramieniu Jamie. Ona mruknęła coś pod nosem, lecz objęła go ramieniem, jednocześnie przykrywając kocem.
 - Dziadek twierdzi, że od zawsze chciał syna o imieniu James, ale babcia się nie zgodziła. Więc gdy mama była w ciąży, namówił tatę na zakład. Byli wtedy pewni, że będę chłopcem, więc tata jakoś szczególnie się nie opierał.
Andy słuchał jej, machinalnie przeplatając w palcach kosmyk jej rudych włosów, które jeszcze dwa dni temu były czarne. Miał zamiar przestać już walczyć z ich kolorem, bo ilekroć starał się zmienić go na mniej charakterystyczny, on po kilku dniach znów wracał. Co więcej, Andy'emu wydawało się, że za każdym razem jest intensywniejszy.
Gdyby nadal miał nadal co dwa tygodnie kupować pięć tubek farby (Jamie miała naprawdę dużo włosów), zbankrutowałby prędzej czy później i nawet najlepiej opłacalna praca by mu nie pomogła.
 - Później urodziłam się ja, no i musieli poszukać jakiejś alternatywy. Wyszło na to, że nazwali mnie zdrobnieniem. Mama nie była zadowolona.
Mimo woli parsknął śmiechem.
 - Zawsze mogło być gorzej - pocieszył ją, a potem upił łyk kawy i uśmiechnął się weselej.
 - Na przykład mogłam nazywać się Andie.
Puściła mu oczko i lekko szturchnęła go w ramię. Nawet zaśmiała się cicho, ale nie to najbardziej zwróciło jego uwagę. Cichutki pisk jakby przebijał się przez jej głos i stawał się coraz bardziej wyraźny. Był pewien, że nie jest tylko jego wyobrażeniem.
Andrew wstał, wcześniej całując Jamie w czoło i podszedł do psiego legowiska. Ostrożnie odsunął ich małą przyjaciółkę, a wtedy pisk stał się znacznie głośniejszy. Nie mógł uwierzyć, że wcześniej nie zauważył tej małej, puchatej kulki, która starała się dopełznąć teraz do jego dłoni.
Spojrzał w kierunku Jamie i westchnął cicho. Gdyby zobaczyła go ze zwierzątkiem na rękach... z pewnością poczułaby się lepiej.
Bał się jednak, że szczeniak nie przeżyje nawet jednego dnia, a wtedy...
Andy nie miałby już pomysłu, jak pocieszyć Jamie.

xxx

Kilka godzin później Andrew odkrył, że jego niepokój nie był nieuzasadniony. Tulił, głaskał i kołysał Jamie, lecz nie przynosiło to żadnego rezultatu - dziewczyna wpatrywała się beznamiętnie w jedno miejsce, jedynie kurczowo trzymając jego koszulkę.
Andy zbyt dobrze znał uczucie, którego musiała teraz doświadczać i wiedział, że zbyt szybko się od niego nie uwolni. Straciła przyjaciela, a potem nadzieję na zyskanie kolejnego. Gdyby okoliczności były inne, z pewnością zniosłaby to znacznie lepiej, lecz teraz, gdy miała tylko jego, nagle wycofała się do świata swoich rozmyślań.
Pamiętał, kiedy czuł się tak ostatnio.
W jeden dzień zmieniło się całe jego życie. Stracił rodzinę, dom, dziewczynę. Wszystko, co tylko miał nagle przepadło.
A teraz on sprawił, że przepadło wszystko, co kochała Jamie.



__________________________________________________________
Od autorki: Witam po ponad miesiącu!
Już jutro zakończenie roku, dlatego myślę, że z rozdziałami u mnie będzie coraz lepiej, chociaż, co również jest bardzo możliwe, pewnie będę chciała zrobić sobie przerwę od pisania. W każdym razie, jak podoba wam się to, co urodziło się tu teraz? Jest tak trochę o niczym, heh.
Jak czujecie się po wystawieniu ocen? Cóż, ja całkiem nieźle, jestem z siebie zadowolona. A Wy?
Dajcie znać w komentarzach! Pokażcie się, żebym wiedziała ile osób tu jest. Może być kropka, jedno słowo, cokolwiek.
Jeśli zauważycie rażące w oczy błędy, też powiedzcie, bo, hehe, ostatnio jestem pokłócona z ortografią, interpunkcja i wszystkim.
Dobrej nocy!

niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 14

Dzień czterdziesty dziewiąty

Jamie miała szereg wątpliwości, gdy otwierała drzwi do domu Andy'ego. Była niemal pewna, że swoim małym występkiem doprowadzi go do białej gorączki, ale chęć zrobienia dobrego uczynku była u niej znacznie silniejsza niż strach przed gniewem mężczyzny.
Wracała właśnie z zakupów, zmęczona wędrówką w upale bez chociaż kawałka cienia po drodze. Jej skóra piekła, a koszulka kleiła się do pleców. Jamie miała podstawy przypuszczać, że po jej twarzy, ramionach i szyi spływa czarna farba, której od dwóch dni nie mogła dokładnie spłukać z włosów. Zdążyła już zdjąć z siebie podkoszulek, ale nawet to nie pomagało. Jamie nie była przyzwyczajona do przebywania w tak ostrym słońcu. Doskonale wiedziała, wieczorem będzie cała w czerwonych bąblach, a jej skóra przybierze odcień dojrzałego pomidora.
Poprawiła w dłoni koszyk i zgarnęła zaplątane pasemko włosów za ucho, wzdychając ciężko. Marzyła już tylko o tym, żeby zamknąć się w chłodnym domu, zapaść w fotelu i do wieczora sączyć colę z lodem, najlepiej przy jakiejś dobrej książce. Mogłaby czytać nawet ten nudny romans, który Andy trzymał pod łóżkiem i wyjmował czasem tylko po to, żeby popatrzeć na wypisaną ozdobnym pismem dedykację. Sądziła, że dostał ją od swojej dziewczyny zanim trafił do więzienia. Kilkukrotnie wciągała ją spod łóżka i w tajemnicy czytała kilka stron. Planowała streścić ją Andy'emu, gdy już uda jej się przeczytać całość, bo gdy spytała go, dlaczego sam tego nie zrobi, odparł, że nie chce wspominać swojej byłej.
Cola z lodem i książka. Tak, to jest właśnie to, na czym najbardziej jej zależało.
Przeszła jeszcze kilka metrów i sięgnęła do koszyka po butelkę wody, lecz wtedy zobaczyła niewielkie, brązowe stworzonko, czołgające się w jej cieniu. Rozczuliła się i ostrożnie wzięła je na ręce. Nie potrzebowała nawet ułamka sekundy, żeby podjąć decyzję.
Gdy drzwi się otworzyły, przepuściła w nich pieska i zaraz też weszła do środka. Od razu skierowała się do kuchni, żeby zostawić w niej zakupy. Następnie wyjęła małą miseczkę i nalała do niej wody. Postawiła ją na podłodze i cichutko przywołała pieska.
 - Jamie, już wróciłaś?
Uniosła głowę  i nerwowo zerknęła w kierunku drzwi do sypialni. Jak zareaguje Andy? Każe jej odprowadzić suczkę do miasteczka, a jej znów zabroni wychodzić z domu? A może polubi zwierzątko i zgodzi się je zostawić?
Spojrzała na psa i westchnęła cicho. Nie miałaby serca zostawić tej wychudłej kruszynki na pastwę losu. Chciałaby ją zatrzymać, móc wieczorem przytulić się do niej i wpleść palce w miękką, długą sierść. Mieć w niej swoją małą, kochaną przyjaciółkę, która w nocy spałaby w przy jej nogach. Sprawdziła szybko czy suczka ma obrożę. Nie miała, ale sierść w tym miejscu była znacznie twardsza i skołtuniona. Mogła zgubić obrożę.
Andy kiedyś powiedział Jamie, że bardzo lubi koty. Może psy też lubi? Jamie miała cichą nadzieję, że tak.
 - Tak, wróciłam. Zawołam cię jak skończę robić obiad!
Pogłaskała  psa po głowie i zamknęła oczy. Potrzebowała chwili na zastanowienie się. Jak chciała wyjaśnić obecność psa w domu Andy'emu?
Jej dłonie samoczynnie głaskały suczkę. Starała się o żebrach, które doskonale czuła pod miękkim futerkiem zwierzaka. Przesunęła jednak dłoń na jej brzuch, żeby sprawdzić, czy jest zapadnięty. I wtedy doznała szoku.
Łzy pojawiły się w jej oczach, gdy uświadomiła sobie, że być może uratowała nie tylko jedno stworzenie. Uklękła i przytuliła do siebie psa. Nigdy nie mogła pojąć, jakimi potworami są ludzie, którzy porzucają swoje zwierzęta, albo podrzucają je innym. Teraz zobaczyła, że istnieją jeszcze większe bestie.
 - Jamie, pytałem, co na obiad.
Szybko uniosła głowę i syknęła, gdy uderzyła nią o blat stołu. Zakręciło jej się w głowie, a w oczach pojawiły się czarne plamki. Odczekała kilka sekund i dopiero wtedy wstała, niepewnie dotykając potylicy.
 - Um, no, ten. Warzywa. Pieczone. Tak, pieczone warzywa. I kurczak - odparła cicho i westchnęła, a potem zerknęła na swoją dłoń, z ulgą stwierdzając, że nie rozcięła sobie skóry. Potem zerknęła w kierunku Andy'ego, który z zatroskaną miną patrzył na nią drzwi sypialni.
 - Może ci pomogę? Odpocznij trochę, dobrze?
Wieka gula urosła jej w gardle, gdy zaczął iść w kierunku kuchni.
 - Nie, nie trzeba. Poradzę sobie - zapewniła. - Naprawdę.
Mężczyzna pokręcił głową i wszedł do kuchni, po czy objął ją i pocałował w czoło. Modliła się, by nie patrzył jeszcze w dół. To, że nie zauważył do tej pory psiaka, uznała za cud.
 - Odpocznij, cukiereczku - powtórzył.
Poczuła, jak jego dłoń zaciska się na jej pośladku. Zrozumiała, dlaczego ma być wypoczęta. Andy chciał ją zmęczyć znacznie bardziej.
Wzięła głęboki oddech i pokręciła głową.
 - Ale przecież robisz ten projekt. Nie powinieneś się odrywać, bo później znów nie będziesz mógł się za to wziąć.
Kilka dni wcześniej jedna z firm graficznych odpowiedziała na CV, które przesłał im Andy (Jamie pomagała je uzupełniać i lubiła wypominać mu, że gdyby nie to, nie odpowiedzieliby). Mimo, że chłopak nie miał ukończonych studiów graficznych, a jedynie kilka kursów, poprosili o przesłanie niektórych projektów w celu podjęcia decyzji. Od tamtej pory Andy rzadko odrywał się od pracy. Czasem prosił Jamie, o pomoc przy niewielkich obrazach graficznych, z którymi sobie nie radził. Z chęcią pomagała mu i obserwowała, jak jego projekty robią się coraz bardziej profesjonalne.
 - Już skończyłem. - Uśmiechnął się w swój odrobinę specyficzny sposób. - Wieczorem wprowadzę ostatnie poprawki. Możesz go obejrzeć, jeśli chcesz. Wyszedł naprawdę nieźle.
 - Obejrzę go po obiedzie. Jeśli będziesz mi przeszkadzał, zejdzie mi się o wiele dłużej.
 - Jamie, nie marudź. - Przewrócił oczami Andy. Skrzywiła się, kiedy jego palce ześlizgnęły się na jej udo. - Co zostało ci do zrobienia?
Doskonale zdawała sobie sprawę, że jedynie przeciąga chwilę, w której mężczyzna zauważy suczkę.Gra na czas wydawała jej się jednak najkorzystniejszym rozwiązaniem, więc robiła co tylko w jej mocy, by Andrew nie spojrzał w dół.
 - No... więc trzeba pokroić...
Przerwało jej szczeknięcie. Głośne, tuż przy jej nogach.
Andy niemal natychmiast odsunął się od niej i spojrzał w dół. Jego twarz wykrzywił gniew zmieszany z wyraźnym zdziwieniem.
Wiedziała, że jest na przegranej pozycji.
 - Jamie, co to, do cholery, jest? - zapytał powoli. Jego głos w jednej chwili zmienił się z przyjaznego na niezwykle oschły. Dawno nie mówił do niej w ten sposób.
 - To jest pies - odparła, biorąc głęboki wdech.
Nie musiała patrzeć na jego twarz, by wiedzieć, że lodowatym spojrzeniem przeszywa ją na wylot. Zacisnęła usta w wąską kreskę i wstrzymała oddech. Spuściła głowę, gotowa na przyjęcie bury.
 - Widzę, że to pies, nie jestem idiotą. Co on tu robi?
 - Ona.. przyszła za mną. Będzie miała szczeniaki i pomyślałam...
Nie pozwolił jej dokończyć. Po domu rozległ się głuchy łoskot, gdy pod wpływem mocnego uderzenia miska spadła z blatu i roztrzaskała się na podłodze.
 - Pomyślałaś? Ty chyba w ogóle nie myślisz, dziewczyno!
Jej oczy zrobiły się wilgotne. Ledwie powstrzymała się przed cichym szlochem, który zaczął ją dławić. Odsunęła się od niego powoli i oparła o ścianę, a potem skuliła i zalała łzami, których nie potrafiła powstrzymać. Od tak dawna nie dawał jej powodów do strachu, a teraz... teraz przerażał ją, mimo, że jeszcze chwilę wcześniej wtulała się w jego ramiona.
 - Jamie... - usłyszała jego ciche westchnienie.
Szybko otarła łzy i ukryła twarz w dłoniach. Nie chciała, by widział, jak płacze. Nie lubiła okazywać słabości, nie chciała robić tego przy nim, szczególnie teraz, gdy zaczął traktować ją o wiele poważniej.
Dłoń Andy'ego dotknęła jej ramienia. Uniosła niepewnie głowę i przygryzła dolną wargę, by ta przestała drżeć. W głuchej ciszy słyszała jedynie swój przyspieszony oddech i głośne kołatanie swojego serca.
 - Przepraszam. Niepotrzebnie się uniosłem - powiedział po chwili.
Jego silne ramiona otoczyły ją i przycisnęły do siebie, jednak nie czuła się lepiej. Jeo dotyk nie przyniósł słodkiego ukojenia, lecz wyrzuty sumienia; nie zatrzyma suczki i nie będzie mogła się nią zaopiekować. Nie ocali jej szczeniaków. A najgorsze wydało jej się wyprowadzenie Andy'ego z równowagi w chwili, gdy wyglądał na szczęśliwego.
Była podła. Czuła się podle.
 - Już dobrze - mruknęła nieśmiało po chwili.
Niepewnie wyplątała się z jego objęć i oparła ciężko o ścianę, starając się nie myśleć, że pozostawi na niej czarny ślad po farbie. Osunęła się po niej po chwili i delikatnym gestem przywołała do siebie pieska. Suczka posłusznie przydreptała, a potem wdrapała na kolana Jamie. na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech.
 - Miałam kiedyś kota, wiesz? Był rudy, jak ja, no i strasznie lubił się przymilać. Nazwałam go Hope, o dostałam go od mamy. Strasznie płakałam, gdy wyjeżdżała na akcje policyjne. - Uśmiechnęła się blado i przytuliła do siebie psa. - Powiedziała mi wtedy, że dopóki mam Hope, będę miała też nadzieję, że ona wróci. I że zrezygnuje z wydziału zabójstw, gdy Hope... no wiesz - dodała cicho.
Wzięła płytki wdech i wplotła palce w sierść suczki. Obecność zwierzaka ja uspokoiła. Czuła się już lepiej, strach minął i nie pozostawił po sobie śladu.
Andy pokręcił głową.
 - Jamie, jak ty to sobie wyobrażasz? Ja i szczeniaki? Z jednym, w dodatku ludzkim, dzieckiem sobie nie radzę.
Spojrzała na niego, marszcząc brwi.
 - W nocy jakoś nie byłam dla ciebie dzieckiem.
 - Jamie...
 - Więc traktujesz mnie jak swoją zabawkę, tak?
 - JAMIE, SKOŃCZ.
Przewróciła oczami i założyła włosy za ucho, nie zwracając uwagi na łagodniejący wyraz twarzy Andy'ego. Wiedziała, że sam bardzo lubił to robić.
 - Bo co? Bo znowu zamkniesz mnie w piwnicy? - prychnęła.
Po chwili ciszy dotarło do niej, że mogła przesadzić. Mężczyzna zbladł gwałtownie. Jego oczy zrobiły się szkliste. Już miała zamiar wydukać przeprosiny, gdy pokręcił głową i przysunął się do niej.
 - Bo nigdy nie byłaś dla mnie zabawką, Jamie - oznajmił łagodnie i cicho. Ułożył dłoń na jej policzku i kciukiem zaczął zataczać łagodne koła na jej skórze. - I jeśli tak bardzo ci na tym zależy, mogę... zgodzić się na psa.
Uśmiechnęła się delikatnie.
 - Jesteś najlepszy, Andy.




________________________________________________________
Od autorki: Witam!
Patrząc na waszą aktywność stwierdziłam, że 10 komentarzy nie będzie nigdy :'') więc postanowiłam podzielić rozdział i wstawić jego połowę. Mam nadzieję, że przerwałam w na tyle dobrym momencie, że będziecie ciekawi i szybko nabijecie kolejne pięć komentarzy.
Przedłużam ten blog jak tylko mogę, uwierzcie mi, ale naprawdę już wiele do końca nie pozostało. Myślę, że do sierpnia skończę go i zacznę kolejne opowiadania (mam dwa pomysły, niedługo pojawi się ankieta i będziecie mogli powiedzieć, który pomysł podoba wam się bardziej)
Miłej niedzieli!

sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 13

Nie mógł zebrać myśli, gdy Jamie wpatrywała się w niego tak intensywnie.
Znów przypomniał sobie wydarzenia sprzed pięciu lat - najokropniejszy koszmar w jego życiu, z którego nie mógł się wybudzić, choć tak bardzo tego pragnął. Wróciły do niego wspomnienia z bezsennych nocy, kiedy kulił się w kącie z  zaostrzoną szczoteczką do zębów w zaciśniętej pięści, gotów w każdej chwili zaatakować każdego, kto za bardzo się do niego zbliży. Poczuł mrowienie w miejscu, gdzie pod wpływem silnego uderzenia miał rozcięty łuk brwiowy po jednej z tych bezsennych nocy, gdy szczoteczka nie zapewniła mu wystarczającej ochrony i z trudem zahamował łzy.
Miał zapomnieć. Miało tym nie myśleć.
Ale nie potrafił już dłużej tłumić tego w sobie. Nie potrafił okłamywać Jamie.
Wziął głęboki oddech i kilkukrotnie zaciskał dłonie w pięści i prostował palce. Dreszcz przebiegł po jego plecach.
 - Wszystko zaczęło się od tego, że przeprowadziłem się do Los Angeles zaraz po liceum. To było jakieś sześć lat temu, jakiś czas po moich osiemnastych urodzinach. Dostałem wtedy mieszkanie po babci.
Spojrzał na dziewczynę niepewnie. Słuchała go z zainteresowaniem. Wiedział, że mu nie przerwie.
 - Więc... znalazłem wtedy całkiem dobrą pracę jak dla młodego chłopaka. Może gdyby był gorsza, to wszystko.. by się nie wydarzyło. - Przerwał. Wziął głęboki oddech. - Były imprezy. Dużo. W każdy piątek. Trwały do niedzieli. Byłem na ciągłym kacu. To było okropne, Jamie, wiesz? A gdy piłem znowu, ustępowało. Dlatego to robiłem, wcale tego nie chciałem - dodał.
Jamie w zadumie pokiwała dłonią. Swoją małą dłonią przykryła jego dłoń. Uwielbiał delikatny dotyk jej palców na skórze,
 - Jednej nocy przesadziłem, Niewiele pamiętam, oprócz tego, że zaraz po wyjściu z klubu zaczepiło mnie kilku facetów. Oni.. chcieli mnie chyba okraść, nie wiem - urwał. Zamknął oczy i przez kilka chwil zbierał myśli. - Rzucili się na mnie. Ja... nie mogłem się obronić.
Znów przerwał. Wziął drżący oddech i spuścił głowę. Zamknął oczy.
 - Jak już się obudziłem, wszędzie byli policjanci. Wiem, że to idiotyczne, ale przez chwilę myślałem, że tamci mnie zabili. Nie mogłem się podnieść, ale widziałem wszystko i słyszałem. To było tak, jakbym w ogóle nie miał ciała - wyszeptał. - Oni składali już zeznania. Twierdzili, że to ja ich zaatakowałem.
 - To nonsens. - Jamie przesunęła językiem po spierzchniętych wargach. Z trudem powstrzymał się przed założeniem jej rudych włosów za ucho. - Nikt nie uwierzył w twoją wersję?
Andy przechylił głowę i parsknął gorzkim śmiechem.
 - Nikt nawet nie chciał mnie wysłuchać, Jamie. Twoja matka i jakiś drugi policjant siłą zaciągnęli mnie do radiowozu. Tak po prostu. Nie dali mi nawet dojść do słowa. Wtedy uderzyłem ją...
 - Mamę? - przewała mu.
Andy smętnie przytaknął i wbił spojrzenie w okno.
 - To nie było specjalnie. Chciałem się tylko wyrwać.
Westchnął. Coraz ciężej było mu zebrać myśli i poskładać je w logiczną całość. Nawet w jego głowie opowieść nie brzmiała dobrze. Była tak samo chaotyczna i nieskładna jak większość jego wspomnień. Zostały mu jedynie wyrwane z kontekstu urywki, które nie miały większego sensu.
 - Więc.. opowiedz mi, co było dalej. - łagodny głos Jamie w jednej chwili sprawił, że poczuł się pewniej.
Uśmiechnął się do niej w formie podziękowania.
 - Trafiłem do aresztu. Wtedy dowiedziałem się, że tamci oskarżyli mnie o kradzież i napaść. Znaleziono przymnie portfel jednego z nich. Nie mam pojęcia, skąd go miałem - dodał po chwili. - Postawiono mi cztery zarzuty. Picie alkoholu przed osiągnięciem pełnoletności, napaść z pobiciem, próba kradzieży i napaść na funkcjonariusza na służbie. Oskarżycielem był...
 - Mój tata - wyszeptała.
Andy zmusił się do spojrzenia na Jamie. Uniósł delikatnie jej podbródek i spojrzał w szarozielone oczy, które kolorem przypominały kwitnący ocean przed burzą.
 - Nie jestem twoim wrogiem. Ja tylko chcę sprawiedliwości.
Dziewczyna nieśmiało kiwnęła głową.
 - To dlatego mnie porwałeś?
 - Nie, Jamie. Porwałem cię, żeby pokazać twoim rodzicom jak to jest stracić całe swoje życie w kilka minut. Bo ja straciłem. Odwróciła się ode mnie rodzina. Moja dziewczyna odeszła, bo stwierdziła, że w stosunku do niej też mógłbym być agresywny. Moja matka sprzedała moje mieszkanie. Została mi tylko Charlotte.
Łzy zebrały się w jego oczach. Zacisnął powieki i odetchnął głęboko.
 - To wszystko było tak okropne, Jamie. Trafiłem do ośmioosobowej celi. I.. oni..
Nie potrafił o tym mówić. To było dla niego zbyt bolesne.
Czasami budził się w nocy, słysząc skrzypnięcie, a jego umysł od razu podsuwał mu obraz zbliżającego się Franka Martina ze zsuniętymi spodniami. Tykanie zegara czasem przypominało mu dźwięk uderzeń jego głowy o podłogę. Nikomu nie życzył nigdy czterech lat spędzonych w ciągłym strachu.
A sam musiał je przeżyć.
 - Nie musisz mówić. Rozumiem.
Jamie ostrożnie przeniosła się na jego kolana. Objął ją i przytulił mocno do siebie. Była przyjemnie ciepła, a jej włosy, w które wtulił twarz, pachniały truskawkami. Czuł, jak malutkie dłonie dziewczyny zaczynają głaskać jego plecy. Uspokajał się stopniowo i powoli.
Tej nocy mógł spać spokojnie.


Dzień trzydziesty piąty

 - Andy?
Uniósł wzrok znad książki, którą od dwóch dni starał się przeczytać. Zmarszczył brwi i spojrzał na Jamie, która wychyliła głowę zza drzwi i wpatrywała się w niego intensywnie.
Odkąd opowiedział jej o sobie, ich kontakt znacznie się poprawił. Rozmawiali ze sobą kilka godzin dziennie, oprócz tych chwil, gdy Jamie malowała i tych, kiedy on starał się znaleźć dla siebie pracę w okolicy, bo miał już dość bezczynnego siedzenia.
 - Farby mi się skończyły - oznajmiła Jamie i przygryzła dolną wargę.
Uwielbiał, gdy to robiła. Wyglądała wtedy niewinne, a właśnie taką - delikatną, kruchą i niewinną lubił ją najbardziej,.
 - Więc idź i kup sobie nowe - wzruszył ramionami.
Jamie zrobiła zdziwioną minę i przekrzywiła głowę.
 - Żartujesz.
 - Nie żartuję. - Uśmiechnął się lekko. - Przy okazji zrobisz zakupy.
 - Mówisz poważnie?
Nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem.
 - Naprawdę nie chcę się odrywać od książki.
Pisnęła z podekscytowania i niemal rzuciła mu się na szyję, obiecując, że za krótką chwilę wróci. Przytulił ją krótko i pogłaskał po włosach.
Po trzydziestu pięciu dniach zaufał jej na tyle, by wierzyć, że dotrzyma słowa.



_________________________________________________________________
Od autorki: Dziś króciutko, ale za to tylko po miesiącu!
ten rozdział był naprawdę męczący, bo w większości składa się po prostu z monologów Andrew, co zawsze było dla mnie wielkim problemem. Nie sam monolog- ale ubranie go w uczucia, napisanie stylistycznie i gramatycznie. I przede wszystkim tak, żeby nie przesadzać z wielokropkami.
Nie wiem, czy spodoba wam się coś tak innego od poprzednich rozdziałów, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Historię Andy'ego stopniowo uzupełnię w kolejnych rozdziałach, więc jej pełny obraz będziecie mieli dopiero w epilogu (na który mam epicki pomysł, bo, hej, wpadłam na niego pod prysznicem, musi być epicki).
Hm, cóż. Gimnazjaliści, jak czujecie się po testach?

Miłego długiego (w końcu) weekendu!


środa, 23 marca 2016

Rozdział 12

Ras, kotku, wszystkiego najlepszego!

Dzień dwudziesty dziewiąty

Nie mogła uwierzyć, że to zrobiła.
Jamie wielokrotnie słyszała o dziewczynach, które pod wpływem alkoholu robiły rzeczy, których później żałowały - umieszczały w internecie swoje nagie zdjęcia, trafiające w dalszej kolejności w brudne łapy stręczycieli, uwodziły dorosłych mężczyzn, traciły dziewictwo z przypadkowo spotkanymi osobami, albo brały udział w seksie grupowym, z którego nagranie wyciekało do sieci, przysparzając im ogromnych kłopotów. Nigdy jednak nie przypuszczała, że stanie się jedną z nich.
Wcale nie usprawiedliwiał jej fakt, że alkohol w ustach miała po raz pierwszy. Mogła przecież przewidzieć, co stanie się, jeśli się upije. Była też w pełni świadoma swojej potrzeby bliskości, która coraz częściej wymykała jej się spod kontroli i kierowała zachowaniem. To właśnie ona kazała jej zostać w pokoju, gdy do drzwi zapukała policja. Jamie nie mogła pozbyć się wrażenia, że zrobiła to tylko dlatego, że chciała by Andy okazał jej chociaż odrobinę czułości. Czułości zupełnie innej od tej, którą rodzice obdarzali ją przez całe życie.
Mimo to noc spędzona z Andrew wydawała jej się tak odległa, jakby była tylko snem. Ale nie był to sen, który chce się szybko zapomnieć. Jamie wiedziała, że ten zapamięta na długo; podobnie jak dotyk jego palców na skórze i hipnotyzujący zapach męskich perfum i chmielu.
Całe jej zmęczone ciało utwierdzało ją w przekonaniu, że wczorajsza noc nie była tylko nocną marą. A najlepszym potwierdzeniem tego był lekko ciągnący ból na dole brzucha, który dokuczał jej od momentu, gdy obudziła się półnaga w jego ramionach.
Poranek nie należał do najmilszych. Obudziły ją uporczywe promienie słońca, liżące jej  twarz i monstrualne pragnienie spowodowane kacem. Po raz pierwszy doświadczyła tego uczucia i mogła porównać je jedynie do zaawansowanej grypy z nawrotami co kilka godzin.
Wcale nie pocieszyła ją wtedy obecność Andy'ego. Wręcz przeciwnie! Czuła wstyd. Z zażenowaniem wpatrywała się w jego niebieskie tęczówki, gdy leniwie otworzył oczy, a potem lekko ją pocałował. Nie chciała być oglądana w takim stanie. W jeszcze większą konsternację wprawiło ją jego przenikliwe spojrzenie, gdy niezdarnie próbowała założyć bieliznę i krótkie spodenki. Nie odważyła się zdejmować jego koszuli, w obawie, że obraz jej nagiego ciała każe mu spróbować powtórzyć minioną noc.
Nie zdjęła jej aż do teraz, chociaż od momentu, gdy się obudziła, minęła godzina. Siedziała przy stole w kuchni, obracając w dłoniach kubek z zimną herbatą i rozmyślając o swoich rodzicach. Jak bardzo za nią tęsknili? Do jakich środków chcieli się posunąć, żeby ją znaleźć? Czy przeszukali jej pokój i znaleźli akty, które narysowała tydzień przed porwaniem? Jeśli tak, na pewno będą źli, chociaż ona była dumna ze swoich prac. Dorośli nigdy nie doceniali nagości.
Wspomnienie o aktach przypomniało jej o obrazie, który czekał na nią na strychu. Nie udało jej się go skończyć, ale odratowała go po okrutnym ataku Andy'ego. W jednym musiała przyznać mu rację; skały naprawdę potrzebowały tych czerwonkawych cieni, które powstały dzięki niemu. Wyglądały bardziej realistycznie i Jamie była dumna z ich wyglądu.
Westchnęła cicho i podniosła się z głuchym jękiem. Powoli podeszła do okna i wbiła spojrzenie w obsadzony uschniętymi krzakami bukszpanu podjazd. Gdyby Andy pozwolił jej wyjść na zewnątrz, mogłaby się nim zająć - to przecież nic trudnego, a przecież od dawna marzyła o tym, by na balkonie urządzić swój własny mały ogródek, w którym mogłaby malować. Miała w głowie całą listę roślin, która chciałaby posadzić - aksamitki, bakopy, pelargonie, kocanki, petunie, niecierpki. Z całą pewnością znalazłaby też miejsce na bogaty zielnik.
Postanowiła, że gdy tylko Andy wróci, wybłaga go o przynajmniej kilka minut dziennie, które mogłaby spędzić na dworze. 


xxx

Andy wrócił do domu dopiero po kilkunastu minutach, które Jamie spędziła na rysowaniu karykatur swoich ulubionych artystów na samoprzylepnych karteczkach. Podniosła wzrok znad podobizny Brada Arnolda i uśmiechnęła lekko, obserwując jak mężczyzna siłuje się z siatkami pełnymi zakupów.
Podniosła się ze swojego miejsca i zabrała o Andrew jedną torbę, a potem postawiła ja na blacie i zabrała się za rozpakowywanie produktów.
 - Na dworze jest chyba z milion stopni - zagaił Andy. Zaczesał włosy do tyłu i spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Westchnął ciężko. - Nadal masz moją koszulkę.
Jamie wzruszyła ramionami i oparła dłonie o blat stołu. Przez chwilę chciała usiąść na blacie, ale później przypomniała sobie, że on tego nie lubił. Nigdy nie udało jej się dowiedzieć, dlaczego. Ilekroć pytała go o coś, zbywał ją półsłówkami, albo w ogóle nie odpowiadał na jej pytania, stwierdzając, że dowie się w swoim czasie lub, jeżeli miał gorszy humor, powtarzał, że "wszystko to robi dla zasady".  Czasami ją to irytowało, szczególnie w pierwszych dniach ich znajomości. Później, wraz z biegiem wydarzeń, przestała zwracać na to uwagę, choć wiele pytań cisnęło się na jej usta.
 - Um, tak. Jest... wygodna - stwierdziła z lekkim rumieńcem na policzkach. - Lubię za duże ubrania - dodała po chwili zastanowienia i cicho westchnęła.
Znów zajęła się rozpakowywaniem żywności, starając się nie zwracać uwagi na jego spojrzenie wbite w jej plecy.
 - Dlaczego Brad Arnold ma kryptonit zamiast włosów?  - spytał po dłuższej chwili.
Jamie odłożyła na miejsce płatki śniadaniowe i westchnęła cicho. Odwróciła się do niego na palcach i posłała znaczące spojrzenie.
 - Nie wiem. Tak jakoś właśnie to przyszło mi do głowy - mruknęła, starając się nie uśmiechnąć półgębkiem. - Fajnie wyszło?
 - Wyszło świetnie. - Andy podszedł do niej powoli i oparł dłonie na blacie po obu stronach jej ciała. Pochylił się nad Jamie, która możliwie jak najbardziej cofnęła się do tyłu i przygryzła wargę, starając się uniknąć fizycznego kontaktu z nim. Andy skrzywił się i pokręcił głową z rezygnacją, robiąc kilka kroków w tył. - Mam coś dla ciebie.
Addams uniosła lekko brew, dy Andy postawił na stole karton mleka i uśmiechnął się szeroko.
 - Mleko. To jest to?
Kiwną głową.
 - Bardzo zabawne. - Przewróciła oczami i złapała za karton. Już miała schować go do lodówki, gdy dostrzegła pomarańczowy element, który znacznie wyróżniał się na tle niebieskiego opakowania. Zmarszczyła brwi i odsłoniła.. swoje zdjęcie legitymacyjne!
To samo cholerne zdjęcie, którego tak bardzo nienawidziła, odkąd zobaczyła na nim swoją twarz.
 - Słodki Jezu - jęknęła, wpatrując się w swoją własną podobiznę, pod którą widniało jej imię i nazwisko, data zaginięcia i numer telefonu do rodziców. - Nie mogli wybrać jakiegoś korzystniejszego zdjęcia?
Nadrukowany obrazek w rzeczywistości mógł uchodzić za karykaturę dziewczyny. Szarawe oczy zastąpiły niemal niewidoczne białe plamki, włosy przypominały plamę po marchewce, a nos.. Jamie nie wiedziała nawet, co on przypominał. Co najwyżej bezkształtną masę plasteliny.
 - Spójrz na to z innej strony, Jamie, stałaś się znana - zaśmiał się Andy i pokręcił głową.
 - Jasne. Szkoda tylko, że każdemu będę przypominała ziemniaka - burknęła.
 - Jesteś bardzo ładnym ziemniakiem.
Dziewczyna spojrzała na niego wilkiem i zacisnęła usta w wąską kreskę. Szybkim spojrzeniem omiotła kuchnię, w końcu zgarniając ze stołu gazetę i zwijając ją w ciasny rulon.
 - Jesteś okropny! - pisnęła i doskoczyła do niego szybko, zaczynając uderzać w jego głowę zwiniętym tygodnikiem. Nie odnosiło to zamierzonego skutku, bo Andy śmiał się jeszcze bardziej, aż w końcu jego policzki stały się czerwone. Zirytowana Jamie uderzyła go gazetą w twarz - Okropny!
Andy parsknął śmiechem.
 - Ale za to też mnie uwielbiasz, prawda?
Poczerwieniała. Czuła, jak ciemny burgund wpływa na jej policzki i wypala w nich dziury. Już dawno nie czuła się tak zawstydzona.
 - Ja. Cię. Wcale. Nie. Uwielbiam! - ryknęła i wznowiła atak.
Nawet nie patrzyła, w co celuje. Czuła się tak, jakby chciała zabić uporczywą muchę, która cały czas jej umykała. Andrew był bardzo dużą, śmiejącą się muchą, przez co stał się jeszcze bardziej irytujący.
 - No już, Jamie, uspokój się. - zaśmiał się cicho. Złapał jej nadgarstki, na co Jamie fuknęła obrażona i skrzywiła się.
 - Jesteś głupi - sapnęła.
Miała ochotę tupnąć nogą jak małe dziecko i zamknąć się na cały dzień w sypialni, żeby go choć trochę zirytować, ale nie potrafiła wyrwać rąk z jego uścisku. Wierzgała się przez chwilę, zła na niego i na cały świat.
 - Bardzo głupi, Jamie. Ale już się uspokój. - Pochylił się, rozluźnił uścisk i już miał musnąć ustami jej szyję, gdy zezłoszczona dziewczyna wyrwała się gwałtownie, strącając przy tym mleko z blatu.
Prychnęła cicho, patrząc, jak biały płyn rozlewa się po podłodze. Dała upust swoim niepoważnym pragnieniom i tupnęła energicznie, rozpryskując mleko po szafkach i wskazując palcem na białą plamę.
 - I widzisz, co narobiłeś? Teraz to zetrzyj!

Dzień trzydziesty pierwszy  

Jamie z niedowierzaniem wpatrywała się w ekran telewizora.
Jeszcze kilka sekund wcześniej, rozłożona wygodnie w fotelu, oglądała kolejny odcinek Doktora Who, czekając, aż Andy wróci od mechanika i będą mogli położyć się spać. Niemal od godziny czuła się senna i niebywale zmęczona, lecz obiecała, że poczeka aż mężczyzna wróci, żeby mogli zasnąć w swoich objęciach.
Teraz już nie czuła się senna.
Jej głowę wypełniały kłęby chaotycznych myśli, których mała część znalazła już ujście w wiązance najbardziej wulgarnych słów, jakie Jamie znała. Miała cichą nadzieję, że jej wzrok zawodzi albo, że zasnęła i telewizyjny komunikat o jej zaginięciu jest tylko wytworem jej wyobraźni, który utworzył się pod wpływem emocji. Wiedziała jednak, że ta nadzieja już umarła.
Spiker monotonnym głosem odczytywał informacje o niej i o jej zaginięciu. Pokazano krótką prezentację jej zdjęć, poczynając zdjęcia legitymacyjnego, a kończąc na jednym ze zdjęć z rodzinnego albumu. Była na nim ubrana w workowate jeansy i miała na sobie rozciągniętą koszulkę od piżamy, która uwielbiała. Jej włosy były na nim jeszcze bardziej marchewkowe niż zwykle.
Addams miała ochotę rzucić pilotem w telewizor, żeby nie widzieć tego komunikatu już nigdy, albo wyszarpać wtyczkę z gniazdka, a potem odciąć kabel i cisnąć nim z całej siły przez okno.
Nie zrobiła tego tylko dlatego, bo wiedziała, że nic to nie da.
Była córką ważnego prokuratora, a jej matka dziesięć lat przepracowała w wydziale zabójstw, żeby później wrócić do rozwiązywania spraw prostych kradzieży i patrolowania okolicy. Dziewczyna wiedziała, że zrobiła to tylko ze względu na nią.
Mogła domyślić się, że jej rodzice spróbują każdej możliwości, żeby tylko ją odnaleźć. Najlepszym dowodem na to była wizyta w domu Andy'ego - pewnie sprawdzali każdego, kto został posłany do więzienia przez jej ojca i nadal w nim nie tkwił. Dręczyło ją tylko jedno pytanie.
Dlaczego Andrew był w więzieniu?

xxx

Przebudził ją cichy trzask zamykanych drzwi.
Jamie powoli podniosła głowę i stwierdziła, że nie mogła drzemać więcej, niż pół godziny. W telewizji nadal trwał serial, który oglądała, a pamiętała, że tylko zamknęła na chwilę oczy, żeby móc się uspokoić. Żeby się upewnić, zerknęła na zegarek który wskazywał dziesiątą trzydzieści. Zmarszczyła lekko brwi i zacisnęła powieki na krótką chwilę, po czym spojrzała na zegarek jeszcze raz. Nadal wskazywał tę samą godzinę.
Wydawało jej się to dziwne, bo nie sądziła, że  przespała tak prawie półtorej godziny. Westchnęła ciężko i przeciągnęła się niczym kotka, a potem znów zajęła oglądaniem telewizji.
Minęło kilka minut, nim od seansu znów oderwało ją skrzypnięcie otwierających się drzwi. Zerknęła przelotnie w tamtą stronę.
 - Musisz paradować tak ubrany?
Andy stał w progu. Miał na sobie jedynie intensywnie czerwone bokserki z czarną gumką. Kropelki wody spływały z jego mokrych włosów na ramiona, tors i twarz. Wyglądałby naprawdę męsko, gdyby nie trzymał w dłoniach intensywnie różowego ręcznika w misie.
Mężczyzna wzruszył lekko ramionami i wytarł ręcznikiem głowę, po czym rzucił go na łóżko i podszedł do szafy. Stanął tyłem do niej, jakby chciał, żeby miała doskonały widok na jego tyłek. Jamie nie miała nic przeciwko temu.
 - Już się ubieram. I wyłącz to w końcu. - Andy przewrócił oczami i wyciągnął z szafy parę rozciągniętych, szarych dresów, po czym założył je szybko i padł plackiem na łóżko. - Jestem zmęczony - zakomunikował.
Jamie przewróciła oczami.
 - I przez to ja mam się kłaść spać? W dupie mam to, że jesteś zmęczony - warknęła i założyła ręce.
Nie chciała być na niego zła, ale czuła, że musi wyładować na kimś swoje emocje, bo inaczej się rozpłacze. A tylko Andy był pod ręką.
 - Jeśli za trzy sekundy nie zobaczę cię w łóżku, będziesz miała w dupie coś innego, Jamie.
Odwróciła się gwałtownie w jego stronę, zszokowana. Przygryzła mocno wargę i zacisnęła pięści, wpatrując się w jego twarz zastygłą w gniewie. Andrew w jednej chwili zaczął ciężko oddychać. W jego oczach pojawił się stalowy chłód.
Sięgnęła po pilot i pospiesznie wyłączyła telewizor. Na miękkich nogach podeszła do łóżka i ułożyła się na samym brzegu, naciągając koc na swoje ciało. Czuła jak zaczynają ją opanowywać zimne dreszcze. Wspomnienia najokropniejszej nocy w jej życiu powróciły.
Znów poczuła uporczywy ból w miejscach, gdzie kolce pustynnych roślin poprzecinały jej skórę, a twarda, pustynna gleba obtarła ją. Tym razem jej serce nie kołatało w jej piersi tak, jakby próbowało uciec, lecz czuła ten sam uścisk pozbawiający ją oddechu, co wtedy.
Zacisnęła powieki i wargi, żeby nie załkać żałośnie.
 - Jamie? Jamie, malutka, nie płacz. Tylko żartowałem.
Opuszki jego palców załaskotały dziewczynę, gdy powoli odgarną rudy kosmyk z jej twarzy. Mocniej zacisnęła powieki i pokręciła szybko głową. Wzięła gwałtowny oddech, nim zdołała wydobyć z siebie głos.
 - Nie płaczę. Ja... - urwała. Co miała mu powiedzieć? "Przypomniałam sobie, jak zgwałciłeś mnie, a potem zamknąłeś w piwnicy na całą noc. To nic takiego" nie wchodziło w grę.
 - Cichutko, Jamie. Nie zrobię ci krzywdy - wyszeptał. Niepewnie pokiwała głową i wtuliła się w jego ciało. Odetchnęła głęboko kilka razy. - Już dobrze?
Nie było dobrze. Czuła się fatalnie i nawet obejmujące ją ramiona nie zdołały jej uspokoić. Przypomniała sobie, jak kierowała się odległymi światłami miasteczka. Jak desperacko szukała drogi, starając się wyczuć stopami kamyki, którymi była wysypana. A na koniec przypomniała sobie dziki wyraz jego oczu, gdy zdarł z niej resztki ubrania.
Wciągnęła mocno powietrze i zatrzymała je na chwilę w płucach. Zamrugała szybko, żeby powstrzymać piekące łzy.
 - Tak. Teraz już tak - odpowiedziała po dłuższej chwili.
Jamie starała się wyciszyć myśli, obserwując przepływające w powietrzu drobinki kurzu. Nigdy nie byłaby w stanie ich policzyć, chociaż poruszały się bardzo powoli, a unosiły się jedynie po napotkaniu jej oddechu. Po kilku minutach panującą w pokoju ciszę przerwał Andrew.
 - Jamie? Chciałem cię o to zapytać już dawno, ale... - urwał. Odwróciła głowę w jego stronę, a on intensywnie wpatrywał się w jej oczy. Z trudem przełknęła ślinę. Czuła, że pobladła. - Dlaczego.. dlaczego wtedy uciekłaś?
 - Nie chciałam uciec - odpowiedziała bez zastanowienia. W jej gardle w jednej chwili urosła gula, która skutecznie utrudniła Jamie oddychanie. - Ja.. chciałam tylko znaleźć telefon. I powiedzieć rodzicom, że nic mi nie jest - wyszeptała z trudem. Dopiero teraz zobaczyła, jak bezmyślnie postąpiła.
 - Mogłaś poprosić mnie o telefon, Jamie. Wtedy nic by się nie stało.
 -Stałoby się. Namierzyliby cię w jednej chwili - spuściła głowę. Zdała sobie sprawę, że gdyby zadzwoniła z miasteczka, odnalezienie telefonu byłoby jeszcze łatwiejsze. - Nie chciałam, żebyś poszedł do więzienia.
Przytulił ją mocno. Jamie skuliła się w jego ramionach i zamknęła oczy.
 - Przepraszam - dodała po dłuższej chwili - powinnam powiedzieć ci od razu.
Nie mogła pohamować łez, gdy Andy powoli kołysał ją w ramionach i głaskał po włosach. Była tak bezsilna, tak słaba i bezbronna... Och, czuła się tak tylko raz - gdy jej matka pojechała na swoją ostatnią poważną akcję policyjną i nie wracała niemal przez dwa dni. Każda minuta bez mamy sprawiała, że Jamie przeżywała ogromny stres i cierpiała tak, jak jeszcze nigdy.
Nie spodziewała się, że będzie przeżywać to samo teraz.
Czas mijał bardzo powoli, a ona zaczęła się uspokajać.
 - Nie myśl o tym. Teraz to nieistotne.
Nieśmiało pokiwała głową.
 - A teraz... odpowiesz mi na moje pytanie? - zapytała po chwili. Była pewna, że Andy zmarszczył brwi i nie był pewny, czy może pozwolić jej na zadanie pytania. Po chwili jednak kiwnął głową. - Dlaczego mnie... porwałeś?
Jego klatka piersiowa w jednej chwili powiększyła się. Dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie, gdy jego zimny oddech zetknął się z rozgrzaną skórą na jej karku.
 - To bardzo długa historia, Jamie. Nie wiem, czy.. chcesz słuchać jej przed snem. - Przygryzł wargę. Addams podejrzewała, że będzie chciał uniknąć odpowiedzi, lecz postanowiła nie odpuszczać. Wpatrywała się jego oczy intensywnie i długo - aż w końcu uległ i mogła usłyszeć całą jego historię. 





__________________________________________________________________
Od autorki: Już tradycyjnie przepraszam Was za ten długi okres czasu, który musieliście przetrwać żeby przeczytać ten rozdział.
Pragnę się usprawiedliwić (również tradycyjnie) - szkoła! Ona wysysa ze mnie duszę!
To irytujące, jak natłok uzależnień i obowiązków nie pozwala realizować swojej pasji. Jestem zła jednocześnie na wszystko i na siebie. Na wszystko za to, że mnie rozpraszało, a na siebie, bo dałam się rozproszyć! Ogarnia mnie dziwna melancholia, gdy myślę o tym, że niedługo będę musiała napisać ostatni rozdział tego opowiadania.
Następny - być może jeszcze w tym tygodniu! Jeśli aktywnie zareagujecie, to czemu nie, mogę raz wziąć się w garść!
KTO CZEKA NA HISTORIĘ ANDY'EGO I WSZYSTKIEGO CO Z NIM ZWIĄZANE? (oprócz mnie, bo muszę jeszcze dopracować szczegóły)

ps. jak podoba wam się nowa piosenka Biersacka?
--------------------------
A tych, którzy napalili się na nową wersję SINGU bardzo przepraszam, ale stwierdziłam, że nie poradzę sobie z tyloma blogami na raz, skoro nawet z dwoma nie daję sobie rady *tu jest miejsce na tą płaczącą ze śmiechu buźkę*

Dobrej nocy!
oreuis
.
.
.
.
.
.