poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 17

Dzień tysiąc siedemset czterdziesty czwarty

Zatrzymał się przy jednym z filarów i oparł o niego, by chwilę odpocząć. Odetchnął głęboko i rozejrzał się po raz kolejny, zdejmując na chwilę przyciemniane okulary. Zmarszczył w zamyśleniu czoło. Z pewnością nie pomylił daty ani adresu. Miał jednak wrażenie, źle trafił i wystawa, którą oglądał przed ostatnie pół godziny wcale nie jest autorstwa Jamie Lilith Addams.
Obserwował ją już od dawna.
Mógłby napisać książkę dotyczącą jej życia, zawrzeć w niej wszystkie jej zainteresowania, nawyki i skrzywienia. Była dla niego niczym bohater, którego sam wykreował. Potrafił przewidzieć jej zachowania, nastrój albo odczytać myśli. Dlatego wiedział, że ona nie mogłaby namalować czegoś, co w najmniejszym stopniu przypominałoby prace Pabla Picassa.
Ponownie założył okulary i przeszedł się wzdłuż jednej ze ścian galerii, oglądając kolejne geometryczne krajobrazy, nieanatomiczne twarze i abstrakcje, które w ogóle do niego nie przemawiały. W końcu doszedł do jednych z otwartych przejść, na które wcześniej nie zwrócił najmniejszej uwagi. Zajrzał niepewnie do środka i uśmiechnął się łobuzersko.
Bingo.
Nie miał pojęcia, jak to się stało, że wcześniej nie zauważył obrazu który wisiał teraz naprzeciwko niego. Podszedł bliżej, aby upewnić się, że to nie tylko złudzenie. Mógł być jedynie podobny, przypominać to, co Jamie namalowała po miesiącu przebywania u niego.
Zmrużył oczy. Dostrzegł kilka czerwonych plamek na niebie i był już pewien, że się nie pomylił. Odsunął się nieco i rozejrzał. Tym razem dostrzegł ją niemal od razu.
Skłamałby, gdyby powiedział, że Jamie stała się piękniejsza przez cztery lata. Przeciwnie, zbrzydła. Nie wyglądała już jak niewinna nastolatka, ale podstarzała kobieta, mimo, że miała dopiero dwadzieścia jeden lat. Może była to wina matowego odcienia jej cery albo eleganckich ubrań, które miała na sobie?  Nie miała też burzy rudych loków, a jedynie rudawą kitkę wiszącą smętnie do połowy pleców. Oczy też straciły dawny blask. Była jedynie cieniem jego dawnej, energicznej Jamie. Co mogło być przyczyną takiej zmiany? Nie wiedział.
Odczekał, aż mężczyzna który z nią rozmawiał oddali się, a potem podszedł do niej. Jamie zmarszczyła brwi gdy ich spojrzenia spotkały się. Uśmiechnęła się jednak subtelnie i podeszła w jego stronę.
 - Cześć - mruknęła niewyraźnie, co starała się zatuszować uśmiechem. - Co ty tu robisz?
Widział w jej oczach zagubienie i zdenerwowanie. Jamie musiała być zaskoczona spotkaniem, ale starała się tego nie okazywać, co nie do końca jej wychodziło. Z pewnością już dawno przestała o nim myśleć, zaczęła naprawdę żyć. Być może miała kogoś? Andy nie chciał być zazdrosny, ale poczuł dziwne ukłucie na samą myśl o tym, że Jamie mogła należeć teraz do kogoś innego.
Odepchnął te niedorzeczne myśli i wyciągnął dłoń.
 - Przyszedłem obejrzeć twój mały sukces. - Jamie uścisnęła jego dłoń i szybko zabrała swoją. Odsunęła się pół kroku. - Widzę, że nieźle ci poszło.
Zmieszała się.
 - Dziękuję.
 - Szokująca historia pomaga się wybić, co? - rzucił z nutą kpiny w głosie.
Zabrzmiało to dość brutalnie i sam zdziwił się tonem swojego głosu. Nie chciał, żeby zabrzmiało to w ten sposób,
 - Co masz na myśli? - spytała szeptem.
Stała teraz bokiem do niego, wpatrując się w jeden ze swoich pejzaży. Przysunął się do niej nieco, powstrzymując dłoń która samoczynnie powędrowała na jej biodro by objąć ja i przyciągnąć mocno. Nie była już jego własnością, musiał wbić to sobie do głowy.
 - Sama doskonale wiesz. Porwał cię chory psychicznie zboczeniec, rozkochał w sobie, wykorzystywał, ale mimo to zdecydowałaś się bronić go w sądzie. Wiesz, że powinienem dostać co najmniej dwadzieścia lat, prawda?  - wymruczał, pochylając się nad nią. - Gdyby nie to, że prokurator chciał posłać mnie na dożywocie albo karę śmierci znów trafiłbym do więzienia. Ale ty mi pomogłaś.
Widział, że zacisnęła wargi. Jej oczy zaczęły błyszczeć od zbierających się w nich łez. Miał nad nią pełną kontrolę i zamierzał to wykorzystać.
 - Zastanawiam się, dlaczego to zrobiłaś, Jamie.
Nie odpowiedziała. Pochylił się nad nią bardziej, by musnąć płatek jej ucha.
 - Może nadal ci na mnie zależy? Gdyby było inaczej, kilka minut temu nie podeszłabyś do mnie, tylko zaczęła krzyczeć.
Andrew odsunął się i wyprostował. Z trudem odchrząknął, znów zmarszczył czoło i wpatrzył się w obraz.
 - Nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty - szepnęła Jamie.
Wzrok nadal miała wbity w swoją pracę, choć nieobecny. Zastanawiała się nad czymś, a on chciał wiedzieć, co zajmuje jej myśli kiedy jest obok.
 - Rozumiem. To chyba przez to, że cię zaskoczyłem, kiedyś lubiłaś mi je robić.
Zwycięski uśmiech wpełzł na jego wargi, gdy dostrzegł rumieniec na zapadniętych policzkach dziewczyny. Gdy zauważyła, że się w nią wpatruje, odwróciła się i przeszła powoli kilka kroków do kolejnego malowidła. Podążał zaraz za nią.
 - To wszystko mogło potoczyć się inaczej - powiedziała.
Andy poczuł specyficzną tęsknotę za tymi chwilami, kiedy miał ją blisko siebie. Przypomniał sobie te ohydne obiady, które gotowała, chwile, które spędzili razem i ogarnęła go nostalgia. Przymknął oczy, oddając się w pełni wspomnieniom, które mimo upływu czasu nie blakły, lecz stawały się coraz wyraźniejsze.
 - Nadal może, Jamie - podjął po chwili.
Spojrzała na niego, zaskoczona i skrzywiła z niedowierzaniem. Oczywiście, jak mógł pomyśleć, że od razu pojmie o co mu chodzi?
Wsunął dłoń do kieszeni marynarki i pogrzebał w niej przez chwilę. W końcu wyciągnął podłużny papierek z ciągiem cyfr i wcisnął go w jej dłoń.
 - Jeśli się rozmyślisz, odezwij się.

Tego samego wieczoru jego telefon zadzwonił.


Dzień tysiąc siedemset siedemdziesiąty ósmy

Andrew był zaskoczony, gdy do jego drzwi zapukała policja.
Podniósł się z ociąganiem, biorąc swojego maleńkiego syna na ręce i przeciął przedpokój, by otworzyć drzwi funkcjonariuszom. Zmarszczył brwi.
 - O co chodzi, panowie?
Greg Elson, szeryf, spojrzał na niego nieufnie, lecz uśmiechnął się, gdy jego wzrok spoczął w końcu na dziecku, które Andy trzymał w ramionach.
Jego synek miał już pięć miesięcy i był jego małą kopią. Nie potrafił wytrzymać ani chwili sam, kiedy powinien opiekować cię nim tata.
 - Dobrze wiesz, Biersack. Znów ją porwałeś, hę? - mruknął mężczyzna. - Wpuść nas i pozwól przeszukać dom, a nie będziemy robić sobie kłopotów z nakazem.
Andy westchnął i pokręcił głową, robiąc krok do tyłu i otwierając drzwi szerzej.
 - Chodzi o tę małą Addams, tak? Inaczej nie pomyślelibyście o mnie - mruknął i przygryzł wargę.
 - Trzy dni temu znowu zaginęła. Wiemy, że kontaktowała się z tobą.
W czasie, gdy rozmawiali, trzech innych facetów przeszukiwało mu dom, zaglądając dosłownie wszędzie.
 - Dzwoniła, ale nie zbliżałem się do niej. Poprosiłem, żeby przestała, nie chcę łamać zakazu. Dobrze wiesz, Greg, że mam teraz dla kogo być wzorowym obywatelem. - Zerknął na gaworzącego wesoło chłopca i uśmiechnął się do niego wesoło. Mały zaśmiał się i wtulił w niego, małymi rączkami oplatając mu szyję i obśliniając rękaw koszulki.
 - Jak się miewa Charlotte? - spytał po chwili szeryf, rozglądając się po salonie.
Zdradziecki los chciał, żeby jego przyjaciółka Charlotte, której zdarzało się nazywać go gejem i zboczeńcem została jego żoną. On sam przyczynił się do tego, dwa lata wcześniej oświadczając się jej podczas wizyty u rodziców. Przyjęła oświadczyny dopiero po długiej i trudnej rozmowie, podczas której cały czas klęczał z wyciągniętym pierścionkiem. Może właśnie to ją przekonało? Ryzykował w końcu zdrowie swoich stawów, żeby móc stać się mężczyzną jej życia.
Rok później wzięli ślub, a po trzynastu miesiącach urodził się ich syn, który stał się oczkiem w głowie Andy'ego.
 - Nadal rozpacza, że przytyła. Jam mam jej wytłumaczyć, że z rozstępami wygląda nawet lepiej? Jak nazwałem ją tygrysicą kazała mi spać w salonie - westchnął ciężko.
Elson parsknął głośnym śmiechem i pokręcił lekko głową.
 - Nie mów jej więcej, że wygląda jak tygrys. Przestaw wagę, pomyśli, że schudła, rzuć komplementem i będzie szczęśliwa.
Andy zanotował pomysł w pamięci, przysięgając sobie, że go wykorzysta.
 - Szefie, nikogo tu nie ma. Nie ma opcji, że kogoś tu ukrył - zawołał niezidentyfikowany głos, prawdopodobnie z sypialni,
Greg Elson pokiwał w zamyśleniu głową. Uśmiechnął się i podszedł do Andrew, żeby poklepać go po ramieniu.
Mały znów zaśmiał się wesoło.
 - Wierzyłem w ciebie, synu.
Policjanci zebrali się do wyjścia po kilku minutach, uprzedzając go, że będzie musiał złożyć oficjalne zeznania na komendzie. Nim drzwi się zamknęły, Elson odwrócił się jeszcze raz.
 - Pamiętaj, Biersack, zemsta nie zawsze jest słodka.



________________________________________________________
Od autorki: Podziękujcie Melody za komentarze, gdyby nie ona, rozdział byłby za sto lat!
TO JESZCZE NIE JEST KONIEC, KONIECZNIE CZEKAJCIE NA EPILOG, KONIECZNIE.
Tak, cóż, nie wiem co mam tu napisać, szybko poszło mi pisanie tego, jestem naprawdę bardzo zadowolona. Nie spodziewałam się, że to wyjdzie mi tak dobrze. Podoba się Wam?
Komentujcie, komentujcie, a może nie doprowadzę was do zawału zakończeniem!
Dobrej nocy, kochani!

STOP, chwila, przypomniałam sobie!
Jeśli sobie życzycie, mogłabym przenieść opowiadanie na wattpad, ale nie wiem co i jak, czy w ogóle chcecie! Dawajcie znać!

8 komentarzy:

  1. Dziękuję! Ostatnio wybitnie miła z Ciebie istota Emilko.
    Andy jest na swój sposób...uroczy.Tak,to chyba dobre określenie.
    Dobry rozdział, śmiałabym rzec,że nawet bardzo dobry,perfekcyjny.
    I to wszystko powoli dobiega końca,nie mogę uwierzyć,że przed nami jeszcze tylko epilog.
    I choć wiem,że na koniec warto było czekać to...smutno mi.Będę tęsknić za Dżemikiem i Endrju.
    Ale nie smućmy się już.
    Gratuluje weny i świetnej twórczości.
    Czekam już spokojnie na epilog.
    -Melody

    OdpowiedzUsuń
  2. Łołołoł jak tu się sprawy potoczyły. Z niecierpliwością będę czekać na epilog ach juz się nie mogę doczekać. Jednak smutasek wkrada mi się ze to juz koniec niedługo będzie. Cóż....Ale dobrze że szybko ci się pisało ten rozdział o to chodzi żeby robić cos dla przyjemności. Dziękuje Melody ���� Iga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę ona nie miała większego wyboru, kończyłam pisać rozdział i potrzebowałam komentarzy, więc kazałam jej napisać ;-;

      Usuń
  3. Hlip hlip czemu to już prawie koniec?! Jak żyć?! moje serduszko rozpadło się na małe kawałeczki. Nie spodziewałam się że Andy założy rodzinę i to nie z Dżemikiem. Jestem szczęśliwa że jednak się ogarnął. Ciekawa jestem gdzie zniknęła Jamie a zarazem boję się dowiedzieć. Jest to jeden z najlepszych rozdziałów. Emilko obiecaj nam będziemy mieć okazję przeczytać kolejne twoje opowiadanie (nie będę narzekać jeśli jednym z głównych bohaterów będzie któryś z BVB ❤)
    Nie pozostaje mi nic więcej jak podziękować Ci za tą historię. Życzę weny i siły do dalszego pisania
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą nowe opowiadania, spokojnie! Mam dokładnie rozplanowane Hello My Hate, ale zacznę publikować dopiero, gdy będę miała gotowe 6-7 rozdziałów. Poza tym, w międzyczasie dopiszę pewnie z Melody nowe opowiadanie, króciutkie, ale zawsze i oczywiście moje najmłodsze, kochane dziecko które jeszcze nie ma wymyślonej nazwy. Będzie co czytać!

      Usuń
  4. ooooooooooookej.
    co to za opcja, że Andy ma dziecko I ŻONĘ?! wtf o.O
    w sumie nie wiem dlaczego się dziwię, misja wykonana - życie Jamie zrujnowane, jego odbudowane, cieszmy się i radujmy.
    nosz kurwa mać. jak kocham Andy'ego, tak go aktualnie nienawidzę, a jak nie lubiłam Jamie, tak jej teraz żałuję.
    jak zaczynałam czytać to miałam jakąś teorię, ale oczywiście jej nie zapisałam i nie mam pojęcia o co mi chodziło, więc jednak się nie dowiem czy dobrze kombinowałam, ehh. starość nie radość, jak to mówi chińskie przysłowie. plus jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żeby wyczekiwać epilogu, a tu proszę, doczekać się nie mogę. nie spierdol tego!

    love <3

    OdpowiedzUsuń
  5. A W OGÓLE TO WIEM CO BEDZIE W EPILOGU I WSZYSCY UMRZECIE OK XDD

    OdpowiedzUsuń

oreuis
.
.
.
.
.
.