niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 14

Dzień czterdziesty dziewiąty

Jamie miała szereg wątpliwości, gdy otwierała drzwi do domu Andy'ego. Była niemal pewna, że swoim małym występkiem doprowadzi go do białej gorączki, ale chęć zrobienia dobrego uczynku była u niej znacznie silniejsza niż strach przed gniewem mężczyzny.
Wracała właśnie z zakupów, zmęczona wędrówką w upale bez chociaż kawałka cienia po drodze. Jej skóra piekła, a koszulka kleiła się do pleców. Jamie miała podstawy przypuszczać, że po jej twarzy, ramionach i szyi spływa czarna farba, której od dwóch dni nie mogła dokładnie spłukać z włosów. Zdążyła już zdjąć z siebie podkoszulek, ale nawet to nie pomagało. Jamie nie była przyzwyczajona do przebywania w tak ostrym słońcu. Doskonale wiedziała, wieczorem będzie cała w czerwonych bąblach, a jej skóra przybierze odcień dojrzałego pomidora.
Poprawiła w dłoni koszyk i zgarnęła zaplątane pasemko włosów za ucho, wzdychając ciężko. Marzyła już tylko o tym, żeby zamknąć się w chłodnym domu, zapaść w fotelu i do wieczora sączyć colę z lodem, najlepiej przy jakiejś dobrej książce. Mogłaby czytać nawet ten nudny romans, który Andy trzymał pod łóżkiem i wyjmował czasem tylko po to, żeby popatrzeć na wypisaną ozdobnym pismem dedykację. Sądziła, że dostał ją od swojej dziewczyny zanim trafił do więzienia. Kilkukrotnie wciągała ją spod łóżka i w tajemnicy czytała kilka stron. Planowała streścić ją Andy'emu, gdy już uda jej się przeczytać całość, bo gdy spytała go, dlaczego sam tego nie zrobi, odparł, że nie chce wspominać swojej byłej.
Cola z lodem i książka. Tak, to jest właśnie to, na czym najbardziej jej zależało.
Przeszła jeszcze kilka metrów i sięgnęła do koszyka po butelkę wody, lecz wtedy zobaczyła niewielkie, brązowe stworzonko, czołgające się w jej cieniu. Rozczuliła się i ostrożnie wzięła je na ręce. Nie potrzebowała nawet ułamka sekundy, żeby podjąć decyzję.
Gdy drzwi się otworzyły, przepuściła w nich pieska i zaraz też weszła do środka. Od razu skierowała się do kuchni, żeby zostawić w niej zakupy. Następnie wyjęła małą miseczkę i nalała do niej wody. Postawiła ją na podłodze i cichutko przywołała pieska.
 - Jamie, już wróciłaś?
Uniosła głowę  i nerwowo zerknęła w kierunku drzwi do sypialni. Jak zareaguje Andy? Każe jej odprowadzić suczkę do miasteczka, a jej znów zabroni wychodzić z domu? A może polubi zwierzątko i zgodzi się je zostawić?
Spojrzała na psa i westchnęła cicho. Nie miałaby serca zostawić tej wychudłej kruszynki na pastwę losu. Chciałaby ją zatrzymać, móc wieczorem przytulić się do niej i wpleść palce w miękką, długą sierść. Mieć w niej swoją małą, kochaną przyjaciółkę, która w nocy spałaby w przy jej nogach. Sprawdziła szybko czy suczka ma obrożę. Nie miała, ale sierść w tym miejscu była znacznie twardsza i skołtuniona. Mogła zgubić obrożę.
Andy kiedyś powiedział Jamie, że bardzo lubi koty. Może psy też lubi? Jamie miała cichą nadzieję, że tak.
 - Tak, wróciłam. Zawołam cię jak skończę robić obiad!
Pogłaskała  psa po głowie i zamknęła oczy. Potrzebowała chwili na zastanowienie się. Jak chciała wyjaśnić obecność psa w domu Andy'emu?
Jej dłonie samoczynnie głaskały suczkę. Starała się o żebrach, które doskonale czuła pod miękkim futerkiem zwierzaka. Przesunęła jednak dłoń na jej brzuch, żeby sprawdzić, czy jest zapadnięty. I wtedy doznała szoku.
Łzy pojawiły się w jej oczach, gdy uświadomiła sobie, że być może uratowała nie tylko jedno stworzenie. Uklękła i przytuliła do siebie psa. Nigdy nie mogła pojąć, jakimi potworami są ludzie, którzy porzucają swoje zwierzęta, albo podrzucają je innym. Teraz zobaczyła, że istnieją jeszcze większe bestie.
 - Jamie, pytałem, co na obiad.
Szybko uniosła głowę i syknęła, gdy uderzyła nią o blat stołu. Zakręciło jej się w głowie, a w oczach pojawiły się czarne plamki. Odczekała kilka sekund i dopiero wtedy wstała, niepewnie dotykając potylicy.
 - Um, no, ten. Warzywa. Pieczone. Tak, pieczone warzywa. I kurczak - odparła cicho i westchnęła, a potem zerknęła na swoją dłoń, z ulgą stwierdzając, że nie rozcięła sobie skóry. Potem zerknęła w kierunku Andy'ego, który z zatroskaną miną patrzył na nią drzwi sypialni.
 - Może ci pomogę? Odpocznij trochę, dobrze?
Wieka gula urosła jej w gardle, gdy zaczął iść w kierunku kuchni.
 - Nie, nie trzeba. Poradzę sobie - zapewniła. - Naprawdę.
Mężczyzna pokręcił głową i wszedł do kuchni, po czy objął ją i pocałował w czoło. Modliła się, by nie patrzył jeszcze w dół. To, że nie zauważył do tej pory psiaka, uznała za cud.
 - Odpocznij, cukiereczku - powtórzył.
Poczuła, jak jego dłoń zaciska się na jej pośladku. Zrozumiała, dlaczego ma być wypoczęta. Andy chciał ją zmęczyć znacznie bardziej.
Wzięła głęboki oddech i pokręciła głową.
 - Ale przecież robisz ten projekt. Nie powinieneś się odrywać, bo później znów nie będziesz mógł się za to wziąć.
Kilka dni wcześniej jedna z firm graficznych odpowiedziała na CV, które przesłał im Andy (Jamie pomagała je uzupełniać i lubiła wypominać mu, że gdyby nie to, nie odpowiedzieliby). Mimo, że chłopak nie miał ukończonych studiów graficznych, a jedynie kilka kursów, poprosili o przesłanie niektórych projektów w celu podjęcia decyzji. Od tamtej pory Andy rzadko odrywał się od pracy. Czasem prosił Jamie, o pomoc przy niewielkich obrazach graficznych, z którymi sobie nie radził. Z chęcią pomagała mu i obserwowała, jak jego projekty robią się coraz bardziej profesjonalne.
 - Już skończyłem. - Uśmiechnął się w swój odrobinę specyficzny sposób. - Wieczorem wprowadzę ostatnie poprawki. Możesz go obejrzeć, jeśli chcesz. Wyszedł naprawdę nieźle.
 - Obejrzę go po obiedzie. Jeśli będziesz mi przeszkadzał, zejdzie mi się o wiele dłużej.
 - Jamie, nie marudź. - Przewrócił oczami Andy. Skrzywiła się, kiedy jego palce ześlizgnęły się na jej udo. - Co zostało ci do zrobienia?
Doskonale zdawała sobie sprawę, że jedynie przeciąga chwilę, w której mężczyzna zauważy suczkę.Gra na czas wydawała jej się jednak najkorzystniejszym rozwiązaniem, więc robiła co tylko w jej mocy, by Andrew nie spojrzał w dół.
 - No... więc trzeba pokroić...
Przerwało jej szczeknięcie. Głośne, tuż przy jej nogach.
Andy niemal natychmiast odsunął się od niej i spojrzał w dół. Jego twarz wykrzywił gniew zmieszany z wyraźnym zdziwieniem.
Wiedziała, że jest na przegranej pozycji.
 - Jamie, co to, do cholery, jest? - zapytał powoli. Jego głos w jednej chwili zmienił się z przyjaznego na niezwykle oschły. Dawno nie mówił do niej w ten sposób.
 - To jest pies - odparła, biorąc głęboki wdech.
Nie musiała patrzeć na jego twarz, by wiedzieć, że lodowatym spojrzeniem przeszywa ją na wylot. Zacisnęła usta w wąską kreskę i wstrzymała oddech. Spuściła głowę, gotowa na przyjęcie bury.
 - Widzę, że to pies, nie jestem idiotą. Co on tu robi?
 - Ona.. przyszła za mną. Będzie miała szczeniaki i pomyślałam...
Nie pozwolił jej dokończyć. Po domu rozległ się głuchy łoskot, gdy pod wpływem mocnego uderzenia miska spadła z blatu i roztrzaskała się na podłodze.
 - Pomyślałaś? Ty chyba w ogóle nie myślisz, dziewczyno!
Jej oczy zrobiły się wilgotne. Ledwie powstrzymała się przed cichym szlochem, który zaczął ją dławić. Odsunęła się od niego powoli i oparła o ścianę, a potem skuliła i zalała łzami, których nie potrafiła powstrzymać. Od tak dawna nie dawał jej powodów do strachu, a teraz... teraz przerażał ją, mimo, że jeszcze chwilę wcześniej wtulała się w jego ramiona.
 - Jamie... - usłyszała jego ciche westchnienie.
Szybko otarła łzy i ukryła twarz w dłoniach. Nie chciała, by widział, jak płacze. Nie lubiła okazywać słabości, nie chciała robić tego przy nim, szczególnie teraz, gdy zaczął traktować ją o wiele poważniej.
Dłoń Andy'ego dotknęła jej ramienia. Uniosła niepewnie głowę i przygryzła dolną wargę, by ta przestała drżeć. W głuchej ciszy słyszała jedynie swój przyspieszony oddech i głośne kołatanie swojego serca.
 - Przepraszam. Niepotrzebnie się uniosłem - powiedział po chwili.
Jego silne ramiona otoczyły ją i przycisnęły do siebie, jednak nie czuła się lepiej. Jeo dotyk nie przyniósł słodkiego ukojenia, lecz wyrzuty sumienia; nie zatrzyma suczki i nie będzie mogła się nią zaopiekować. Nie ocali jej szczeniaków. A najgorsze wydało jej się wyprowadzenie Andy'ego z równowagi w chwili, gdy wyglądał na szczęśliwego.
Była podła. Czuła się podle.
 - Już dobrze - mruknęła nieśmiało po chwili.
Niepewnie wyplątała się z jego objęć i oparła ciężko o ścianę, starając się nie myśleć, że pozostawi na niej czarny ślad po farbie. Osunęła się po niej po chwili i delikatnym gestem przywołała do siebie pieska. Suczka posłusznie przydreptała, a potem wdrapała na kolana Jamie. na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech.
 - Miałam kiedyś kota, wiesz? Był rudy, jak ja, no i strasznie lubił się przymilać. Nazwałam go Hope, o dostałam go od mamy. Strasznie płakałam, gdy wyjeżdżała na akcje policyjne. - Uśmiechnęła się blado i przytuliła do siebie psa. - Powiedziała mi wtedy, że dopóki mam Hope, będę miała też nadzieję, że ona wróci. I że zrezygnuje z wydziału zabójstw, gdy Hope... no wiesz - dodała cicho.
Wzięła płytki wdech i wplotła palce w sierść suczki. Obecność zwierzaka ja uspokoiła. Czuła się już lepiej, strach minął i nie pozostawił po sobie śladu.
Andy pokręcił głową.
 - Jamie, jak ty to sobie wyobrażasz? Ja i szczeniaki? Z jednym, w dodatku ludzkim, dzieckiem sobie nie radzę.
Spojrzała na niego, marszcząc brwi.
 - W nocy jakoś nie byłam dla ciebie dzieckiem.
 - Jamie...
 - Więc traktujesz mnie jak swoją zabawkę, tak?
 - JAMIE, SKOŃCZ.
Przewróciła oczami i założyła włosy za ucho, nie zwracając uwagi na łagodniejący wyraz twarzy Andy'ego. Wiedziała, że sam bardzo lubił to robić.
 - Bo co? Bo znowu zamkniesz mnie w piwnicy? - prychnęła.
Po chwili ciszy dotarło do niej, że mogła przesadzić. Mężczyzna zbladł gwałtownie. Jego oczy zrobiły się szkliste. Już miała zamiar wydukać przeprosiny, gdy pokręcił głową i przysunął się do niej.
 - Bo nigdy nie byłaś dla mnie zabawką, Jamie - oznajmił łagodnie i cicho. Ułożył dłoń na jej policzku i kciukiem zaczął zataczać łagodne koła na jej skórze. - I jeśli tak bardzo ci na tym zależy, mogę... zgodzić się na psa.
Uśmiechnęła się delikatnie.
 - Jesteś najlepszy, Andy.




________________________________________________________
Od autorki: Witam!
Patrząc na waszą aktywność stwierdziłam, że 10 komentarzy nie będzie nigdy :'') więc postanowiłam podzielić rozdział i wstawić jego połowę. Mam nadzieję, że przerwałam w na tyle dobrym momencie, że będziecie ciekawi i szybko nabijecie kolejne pięć komentarzy.
Przedłużam ten blog jak tylko mogę, uwierzcie mi, ale naprawdę już wiele do końca nie pozostało. Myślę, że do sierpnia skończę go i zacznę kolejne opowiadania (mam dwa pomysły, niedługo pojawi się ankieta i będziecie mogli powiedzieć, który pomysł podoba wam się bardziej)
Miłej niedzieli!
oreuis
.
.
.
.
.
.