czwartek, 23 czerwca 2016

Rozdział 15

Dzień pięćdziesiąty szósty

O trzeciej nad ranem obudził go cichy szloch.
Warknął, unosząc głowę, a potem spojrzał na zegarek i przewrócił oczami. Nienawidził wstawania w nocy, wychodzenia z ciepłego łóżka, podczas gdy mógłby spać w najlepsze jeszcze przez kilka godzin. Najchętniej znów zamknąłby oczy, by móc odpłynąć do krainy snów, ale coś nie pozwalało mu na to, kazało wstać i sprawdzić, co mogło się stać.
Andy rozejrzał się. Światło poranka sączyło się niepewnie przez zasłony, sprawiając, że pokój trwał w przyjemnym, chłodnym półmroku. Ściany nabierały błękitnego blasku, który nie oślepiał, a przyjemnie uspokajał. Mężczyzna pogratulował sobie pomysłu otworzenia okna na noc; w pomieszczeniu po raz pierwszy od dawna można było odetchnąć rześkim, czystym powietrzem pozbawionym drobinek kurzu. Do idealnego obrazu sypialni brakowało teraz jednego, małego, ale bardzo osobliwego i ważnego elementu - Jamie.
Ze zmarszczonymi brwiami rozejrzał się jeszcze raz. Tym razem uważniej, szukając szczegółów, które mogłyby świadczyć o możliwej ucieczce. Zniknęła granatowa bluza, w której wyszedł z domu przed snem, by zapalić. Jeden z kapci Jamie też się gdzieś zapodział, bo tylko lewy stał tak, gdzie zawsze jej zostawiała. Notes, z którym dziewczyna nigdy się nie rozstawała leżał nadal na swoim miejscu, a więc nie uciekła. Nie zostawiła by go, chociażby miała ryzykować przez to niepowodzeniem, a Andy wiedział o tym doskonale.
Wyszedł z sypialni i podążając za odgłosami płaczu wyszedł na dwór. Natychmiast owiał go orzeźwiający wiatr, na co uśmiechnął się pod nosem.
A potem zobaczył coś, przez co przestał się uśmiechać.
W samym kącie ganku, zaraz obok psiego posłania kuliła się maleńka postać. Obejmowała szczelnie kolana, w których ukryła twarz i kołysała się rytmicznie, odbijając się nagimi stopami od zimnych desek. Jej ciało drżało, spinało się co chwilę, a później rozluźniało, by znów zacząć bujać się powoli do przodu i do tyłu.
 - Jamie? - szepnął i przygryzł wargę. Nie był pewien, czy może do niej podejść, czy może zrobić cokolwiek, by dziewczyna spojrzała na niego. - Kruszynko...
Nie potrafił skończyć. Jego spojrzenie zawisło na wyciągniętym w koszyku piesku. Wpatrywał się w nie na tyle długo, by móc stwierdzić, że zwierze nie oddycha, a jedynie falujące w łagodnych podmuchach wiatru futro dawało takie złudzenie.
Podszedł bliżej Jamie i przyklęknął obok. Nie miał pojęcia, co zrobić. Nie po raz pierwszy, bo nigdy nie wiedział, jak ma zachowywać się przy płaczącej kobiecie.
Objął dziewczynę ramieniem i nieśmiało przyciągnął do siebie. Czuł, jak sztywnieje w jego ramionach, a potem rozluźnia się i wtula w niego kurczowo, zaciskając dłonie na jego koszulce. Głaskał jej plecy powoli i delikatnie, zatrzymując dłoń  na wysokości żeber, a potem układając na jej głowie.
 - Cichutko, drobinko. Już dobrze - zapewnił, ostrożnie przesuwając ją na swoje kolana.
Gdy to zrobił, zrozumiał, że musi jak najszybciej zanieść ją do domu i otulić kołdrą. Była zimna, zdrętwiała do tego stopnia, że ledwie udało mu się zarzucić jej ramiona na swoją szyję. Wstał ostrożnie, uciekając spojrzeniem od legowiska ich pupila i wrócił do sypialni, Ułożył dziewczynę po swojej stronie łóżka i mimo bezgłośnych protestów okrył ją dokładnie.
 - Śpij, Jamie. Musisz odpocząć.
 - Nie chcę. Muszę tam wrócić. Nie mogę jej teraz zostawić.
Andy usiadł na skraju łóżka i przesunął wzrokiem po jej lekko rozchylonych wargach. Oddychała płytko, ale równomiernie, z każdą chwilą coraz spokojniej.
 - Posiedzę z nią, dobrze? Ale ty śpij, kochanie. - Pochylił się odrobinę i po chwili wahania ucałował ją w czoło.
Przez kilka minut siedział przy niej, czekając, aż zaśnie. Powinien był nie zgadzać się na zatrzymanie suczki. Gdyby tego nie zrobił, Jamie może i byłaby na niego obrażona, ale trwałoby to kilka dni. Teraz nie był pewien, jak długo będzie zbierać się po śmierci zwierzaka, do którego tak mocno się przywiązała, by spędzać z nim każda wolną chwilę, pozwalać wchodzić na kanapę, gdy on nie patrzył i spać na kołdrze, mimo, że Jamie uwielbiała mieć ją całą dla siebie.
Przypomniał sobie, jak entuzjastycznie zareagowała na jego zgodę. Później pomyślał o tym, jak przeraziła się, gdy krzyknął na nią. Jak złościła się przy każdym niepowodzeniu, albo zaczynała płakać bez większego powodu.
I ze zgrozą uświadomił sobie, że zniszczył ją tak samo, jak pobyt w więzieniu zniszczył jego.

xxx


Otworzył oczy, słysząc ciche skrzypnięcie drzwi. Nie wiedział, ile czasu minęło, odkąd położył Jamie spać, ale słońce powoli unosiło się znad linii horyzontu, więc domyślał się, że minęło co najmniej dwie godziny. Mimo, że temperatura znacząco wzrosła było mu zimno, a jego zesztywniałe ciało bolało.
Skrzywił się, odwracając w kierunku drzwi, lecz w ułamku sekundy grymas na jego twarzy zmienił się w zmęczony uśmiech. Stojąca w progu Jamie miała przewieszony przez ramię koc, a w dłoniach trzymała dwa parujące kubki - to, czego najbardziej potrzebował.
Jamie podeszła do niego powoli, z głowa odwróconą od miejsca, gdzie legowisko miał ich psiak, a potem usiadła obok Andy'ego i podała mu jeden z kubków.
 - Jej... na pewno już nie ma? - zapytała. Jej głos był ochrypnięty i słaby po długim płaczu.
 - Przykro mi, Jamie. Nie mogliśmy nic na to poradzić.
Pochylił się i ucałował delikatnie jej skroń. Starał się nie zwracać uwagi na jej zapuchnięte od łez oczy, przekrwione i, jak mu się wydawało, odrobinę zapadnięte. Podejrzewał, że nie spała tak, jak jej kazał, a jedyne została w sypialni by go nie denerwować.
Westchnął ciężko i rozprostował nogi. Bolesny skurcz ukuł go w łydkę, więc podkulił je znowu i zaczął rozmasowywać jedną ręką, w drugiej wciąż trzymając swoją kawę.
 - A jeśli mogliśmy, tylko czegoś nie zauważyliśmy? Czuję się tak beznadziejnie, Andy. Na pewno mogłam jej jakoś pomóc - westchnęła cicho.
Andrew czuł, że Jamie jest bliska płaczu. Próbował szybko znaleźć temat, który zająłby ją chociaż na chwilę, albo nawet rozbawił, nawet, gdyby później miała podśmiewać się z niego.
Odezwał się po dłuższej chwili, przerywając nieprzyjemną ciszę, która zapanowała między nimi.
 - Właściwie, Jamie, ja... zastanawiałem się ostatnio - przerwał. Wziął głęboki oddech, uświadamiając sobie, jak bardzo nie na miejscu będzie jego pytanie. - Jak to właściwie się stało, że nosisz męskie imię?
Dziewczyna odwróciła głowę, chyba po to, by ukryć rumieniec i delikatny uśmiech, bo gdy znów spojrzała na niego, kąciki jej ust były lekko uniesione.
 - Tata przegrał zakład z dziadkiem. - Pokręciła głową, jakby sama w to nie dowierzała. - O wynik jakiegoś meczu.
Zrobiła przerwę i nie wyglądało na to, by chciała mówić dalej. On jednak nie zamierzał odpuścić tak łatwo.
 - Opowiedz mi o tym coś więcej. Lubię słuchać twojego głosu. - Uśmiechnął się i oparł głowę na ramieniu Jamie. Ona mruknęła coś pod nosem, lecz objęła go ramieniem, jednocześnie przykrywając kocem.
 - Dziadek twierdzi, że od zawsze chciał syna o imieniu James, ale babcia się nie zgodziła. Więc gdy mama była w ciąży, namówił tatę na zakład. Byli wtedy pewni, że będę chłopcem, więc tata jakoś szczególnie się nie opierał.
Andy słuchał jej, machinalnie przeplatając w palcach kosmyk jej rudych włosów, które jeszcze dwa dni temu były czarne. Miał zamiar przestać już walczyć z ich kolorem, bo ilekroć starał się zmienić go na mniej charakterystyczny, on po kilku dniach znów wracał. Co więcej, Andy'emu wydawało się, że za każdym razem jest intensywniejszy.
Gdyby nadal miał nadal co dwa tygodnie kupować pięć tubek farby (Jamie miała naprawdę dużo włosów), zbankrutowałby prędzej czy później i nawet najlepiej opłacalna praca by mu nie pomogła.
 - Później urodziłam się ja, no i musieli poszukać jakiejś alternatywy. Wyszło na to, że nazwali mnie zdrobnieniem. Mama nie była zadowolona.
Mimo woli parsknął śmiechem.
 - Zawsze mogło być gorzej - pocieszył ją, a potem upił łyk kawy i uśmiechnął się weselej.
 - Na przykład mogłam nazywać się Andie.
Puściła mu oczko i lekko szturchnęła go w ramię. Nawet zaśmiała się cicho, ale nie to najbardziej zwróciło jego uwagę. Cichutki pisk jakby przebijał się przez jej głos i stawał się coraz bardziej wyraźny. Był pewien, że nie jest tylko jego wyobrażeniem.
Andrew wstał, wcześniej całując Jamie w czoło i podszedł do psiego legowiska. Ostrożnie odsunął ich małą przyjaciółkę, a wtedy pisk stał się znacznie głośniejszy. Nie mógł uwierzyć, że wcześniej nie zauważył tej małej, puchatej kulki, która starała się dopełznąć teraz do jego dłoni.
Spojrzał w kierunku Jamie i westchnął cicho. Gdyby zobaczyła go ze zwierzątkiem na rękach... z pewnością poczułaby się lepiej.
Bał się jednak, że szczeniak nie przeżyje nawet jednego dnia, a wtedy...
Andy nie miałby już pomysłu, jak pocieszyć Jamie.

xxx

Kilka godzin później Andrew odkrył, że jego niepokój nie był nieuzasadniony. Tulił, głaskał i kołysał Jamie, lecz nie przynosiło to żadnego rezultatu - dziewczyna wpatrywała się beznamiętnie w jedno miejsce, jedynie kurczowo trzymając jego koszulkę.
Andy zbyt dobrze znał uczucie, którego musiała teraz doświadczać i wiedział, że zbyt szybko się od niego nie uwolni. Straciła przyjaciela, a potem nadzieję na zyskanie kolejnego. Gdyby okoliczności były inne, z pewnością zniosłaby to znacznie lepiej, lecz teraz, gdy miała tylko jego, nagle wycofała się do świata swoich rozmyślań.
Pamiętał, kiedy czuł się tak ostatnio.
W jeden dzień zmieniło się całe jego życie. Stracił rodzinę, dom, dziewczynę. Wszystko, co tylko miał nagle przepadło.
A teraz on sprawił, że przepadło wszystko, co kochała Jamie.



__________________________________________________________
Od autorki: Witam po ponad miesiącu!
Już jutro zakończenie roku, dlatego myślę, że z rozdziałami u mnie będzie coraz lepiej, chociaż, co również jest bardzo możliwe, pewnie będę chciała zrobić sobie przerwę od pisania. W każdym razie, jak podoba wam się to, co urodziło się tu teraz? Jest tak trochę o niczym, heh.
Jak czujecie się po wystawieniu ocen? Cóż, ja całkiem nieźle, jestem z siebie zadowolona. A Wy?
Dajcie znać w komentarzach! Pokażcie się, żebym wiedziała ile osób tu jest. Może być kropka, jedno słowo, cokolwiek.
Jeśli zauważycie rażące w oczy błędy, też powiedzcie, bo, hehe, ostatnio jestem pokłócona z ortografią, interpunkcja i wszystkim.
Dobrej nocy!
oreuis
.
.
.
.
.
.