środa, 23 marca 2016

Rozdział 12

Ras, kotku, wszystkiego najlepszego!

Dzień dwudziesty dziewiąty

Nie mogła uwierzyć, że to zrobiła.
Jamie wielokrotnie słyszała o dziewczynach, które pod wpływem alkoholu robiły rzeczy, których później żałowały - umieszczały w internecie swoje nagie zdjęcia, trafiające w dalszej kolejności w brudne łapy stręczycieli, uwodziły dorosłych mężczyzn, traciły dziewictwo z przypadkowo spotkanymi osobami, albo brały udział w seksie grupowym, z którego nagranie wyciekało do sieci, przysparzając im ogromnych kłopotów. Nigdy jednak nie przypuszczała, że stanie się jedną z nich.
Wcale nie usprawiedliwiał jej fakt, że alkohol w ustach miała po raz pierwszy. Mogła przecież przewidzieć, co stanie się, jeśli się upije. Była też w pełni świadoma swojej potrzeby bliskości, która coraz częściej wymykała jej się spod kontroli i kierowała zachowaniem. To właśnie ona kazała jej zostać w pokoju, gdy do drzwi zapukała policja. Jamie nie mogła pozbyć się wrażenia, że zrobiła to tylko dlatego, że chciała by Andy okazał jej chociaż odrobinę czułości. Czułości zupełnie innej od tej, którą rodzice obdarzali ją przez całe życie.
Mimo to noc spędzona z Andrew wydawała jej się tak odległa, jakby była tylko snem. Ale nie był to sen, który chce się szybko zapomnieć. Jamie wiedziała, że ten zapamięta na długo; podobnie jak dotyk jego palców na skórze i hipnotyzujący zapach męskich perfum i chmielu.
Całe jej zmęczone ciało utwierdzało ją w przekonaniu, że wczorajsza noc nie była tylko nocną marą. A najlepszym potwierdzeniem tego był lekko ciągnący ból na dole brzucha, który dokuczał jej od momentu, gdy obudziła się półnaga w jego ramionach.
Poranek nie należał do najmilszych. Obudziły ją uporczywe promienie słońca, liżące jej  twarz i monstrualne pragnienie spowodowane kacem. Po raz pierwszy doświadczyła tego uczucia i mogła porównać je jedynie do zaawansowanej grypy z nawrotami co kilka godzin.
Wcale nie pocieszyła ją wtedy obecność Andy'ego. Wręcz przeciwnie! Czuła wstyd. Z zażenowaniem wpatrywała się w jego niebieskie tęczówki, gdy leniwie otworzył oczy, a potem lekko ją pocałował. Nie chciała być oglądana w takim stanie. W jeszcze większą konsternację wprawiło ją jego przenikliwe spojrzenie, gdy niezdarnie próbowała założyć bieliznę i krótkie spodenki. Nie odważyła się zdejmować jego koszuli, w obawie, że obraz jej nagiego ciała każe mu spróbować powtórzyć minioną noc.
Nie zdjęła jej aż do teraz, chociaż od momentu, gdy się obudziła, minęła godzina. Siedziała przy stole w kuchni, obracając w dłoniach kubek z zimną herbatą i rozmyślając o swoich rodzicach. Jak bardzo za nią tęsknili? Do jakich środków chcieli się posunąć, żeby ją znaleźć? Czy przeszukali jej pokój i znaleźli akty, które narysowała tydzień przed porwaniem? Jeśli tak, na pewno będą źli, chociaż ona była dumna ze swoich prac. Dorośli nigdy nie doceniali nagości.
Wspomnienie o aktach przypomniało jej o obrazie, który czekał na nią na strychu. Nie udało jej się go skończyć, ale odratowała go po okrutnym ataku Andy'ego. W jednym musiała przyznać mu rację; skały naprawdę potrzebowały tych czerwonkawych cieni, które powstały dzięki niemu. Wyglądały bardziej realistycznie i Jamie była dumna z ich wyglądu.
Westchnęła cicho i podniosła się z głuchym jękiem. Powoli podeszła do okna i wbiła spojrzenie w obsadzony uschniętymi krzakami bukszpanu podjazd. Gdyby Andy pozwolił jej wyjść na zewnątrz, mogłaby się nim zająć - to przecież nic trudnego, a przecież od dawna marzyła o tym, by na balkonie urządzić swój własny mały ogródek, w którym mogłaby malować. Miała w głowie całą listę roślin, która chciałaby posadzić - aksamitki, bakopy, pelargonie, kocanki, petunie, niecierpki. Z całą pewnością znalazłaby też miejsce na bogaty zielnik.
Postanowiła, że gdy tylko Andy wróci, wybłaga go o przynajmniej kilka minut dziennie, które mogłaby spędzić na dworze. 


xxx

Andy wrócił do domu dopiero po kilkunastu minutach, które Jamie spędziła na rysowaniu karykatur swoich ulubionych artystów na samoprzylepnych karteczkach. Podniosła wzrok znad podobizny Brada Arnolda i uśmiechnęła lekko, obserwując jak mężczyzna siłuje się z siatkami pełnymi zakupów.
Podniosła się ze swojego miejsca i zabrała o Andrew jedną torbę, a potem postawiła ja na blacie i zabrała się za rozpakowywanie produktów.
 - Na dworze jest chyba z milion stopni - zagaił Andy. Zaczesał włosy do tyłu i spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Westchnął ciężko. - Nadal masz moją koszulkę.
Jamie wzruszyła ramionami i oparła dłonie o blat stołu. Przez chwilę chciała usiąść na blacie, ale później przypomniała sobie, że on tego nie lubił. Nigdy nie udało jej się dowiedzieć, dlaczego. Ilekroć pytała go o coś, zbywał ją półsłówkami, albo w ogóle nie odpowiadał na jej pytania, stwierdzając, że dowie się w swoim czasie lub, jeżeli miał gorszy humor, powtarzał, że "wszystko to robi dla zasady".  Czasami ją to irytowało, szczególnie w pierwszych dniach ich znajomości. Później, wraz z biegiem wydarzeń, przestała zwracać na to uwagę, choć wiele pytań cisnęło się na jej usta.
 - Um, tak. Jest... wygodna - stwierdziła z lekkim rumieńcem na policzkach. - Lubię za duże ubrania - dodała po chwili zastanowienia i cicho westchnęła.
Znów zajęła się rozpakowywaniem żywności, starając się nie zwracać uwagi na jego spojrzenie wbite w jej plecy.
 - Dlaczego Brad Arnold ma kryptonit zamiast włosów?  - spytał po dłuższej chwili.
Jamie odłożyła na miejsce płatki śniadaniowe i westchnęła cicho. Odwróciła się do niego na palcach i posłała znaczące spojrzenie.
 - Nie wiem. Tak jakoś właśnie to przyszło mi do głowy - mruknęła, starając się nie uśmiechnąć półgębkiem. - Fajnie wyszło?
 - Wyszło świetnie. - Andy podszedł do niej powoli i oparł dłonie na blacie po obu stronach jej ciała. Pochylił się nad Jamie, która możliwie jak najbardziej cofnęła się do tyłu i przygryzła wargę, starając się uniknąć fizycznego kontaktu z nim. Andy skrzywił się i pokręcił głową z rezygnacją, robiąc kilka kroków w tył. - Mam coś dla ciebie.
Addams uniosła lekko brew, dy Andy postawił na stole karton mleka i uśmiechnął się szeroko.
 - Mleko. To jest to?
Kiwną głową.
 - Bardzo zabawne. - Przewróciła oczami i złapała za karton. Już miała schować go do lodówki, gdy dostrzegła pomarańczowy element, który znacznie wyróżniał się na tle niebieskiego opakowania. Zmarszczyła brwi i odsłoniła.. swoje zdjęcie legitymacyjne!
To samo cholerne zdjęcie, którego tak bardzo nienawidziła, odkąd zobaczyła na nim swoją twarz.
 - Słodki Jezu - jęknęła, wpatrując się w swoją własną podobiznę, pod którą widniało jej imię i nazwisko, data zaginięcia i numer telefonu do rodziców. - Nie mogli wybrać jakiegoś korzystniejszego zdjęcia?
Nadrukowany obrazek w rzeczywistości mógł uchodzić za karykaturę dziewczyny. Szarawe oczy zastąpiły niemal niewidoczne białe plamki, włosy przypominały plamę po marchewce, a nos.. Jamie nie wiedziała nawet, co on przypominał. Co najwyżej bezkształtną masę plasteliny.
 - Spójrz na to z innej strony, Jamie, stałaś się znana - zaśmiał się Andy i pokręcił głową.
 - Jasne. Szkoda tylko, że każdemu będę przypominała ziemniaka - burknęła.
 - Jesteś bardzo ładnym ziemniakiem.
Dziewczyna spojrzała na niego wilkiem i zacisnęła usta w wąską kreskę. Szybkim spojrzeniem omiotła kuchnię, w końcu zgarniając ze stołu gazetę i zwijając ją w ciasny rulon.
 - Jesteś okropny! - pisnęła i doskoczyła do niego szybko, zaczynając uderzać w jego głowę zwiniętym tygodnikiem. Nie odnosiło to zamierzonego skutku, bo Andy śmiał się jeszcze bardziej, aż w końcu jego policzki stały się czerwone. Zirytowana Jamie uderzyła go gazetą w twarz - Okropny!
Andy parsknął śmiechem.
 - Ale za to też mnie uwielbiasz, prawda?
Poczerwieniała. Czuła, jak ciemny burgund wpływa na jej policzki i wypala w nich dziury. Już dawno nie czuła się tak zawstydzona.
 - Ja. Cię. Wcale. Nie. Uwielbiam! - ryknęła i wznowiła atak.
Nawet nie patrzyła, w co celuje. Czuła się tak, jakby chciała zabić uporczywą muchę, która cały czas jej umykała. Andrew był bardzo dużą, śmiejącą się muchą, przez co stał się jeszcze bardziej irytujący.
 - No już, Jamie, uspokój się. - zaśmiał się cicho. Złapał jej nadgarstki, na co Jamie fuknęła obrażona i skrzywiła się.
 - Jesteś głupi - sapnęła.
Miała ochotę tupnąć nogą jak małe dziecko i zamknąć się na cały dzień w sypialni, żeby go choć trochę zirytować, ale nie potrafiła wyrwać rąk z jego uścisku. Wierzgała się przez chwilę, zła na niego i na cały świat.
 - Bardzo głupi, Jamie. Ale już się uspokój. - Pochylił się, rozluźnił uścisk i już miał musnąć ustami jej szyję, gdy zezłoszczona dziewczyna wyrwała się gwałtownie, strącając przy tym mleko z blatu.
Prychnęła cicho, patrząc, jak biały płyn rozlewa się po podłodze. Dała upust swoim niepoważnym pragnieniom i tupnęła energicznie, rozpryskując mleko po szafkach i wskazując palcem na białą plamę.
 - I widzisz, co narobiłeś? Teraz to zetrzyj!

Dzień trzydziesty pierwszy  

Jamie z niedowierzaniem wpatrywała się w ekran telewizora.
Jeszcze kilka sekund wcześniej, rozłożona wygodnie w fotelu, oglądała kolejny odcinek Doktora Who, czekając, aż Andy wróci od mechanika i będą mogli położyć się spać. Niemal od godziny czuła się senna i niebywale zmęczona, lecz obiecała, że poczeka aż mężczyzna wróci, żeby mogli zasnąć w swoich objęciach.
Teraz już nie czuła się senna.
Jej głowę wypełniały kłęby chaotycznych myśli, których mała część znalazła już ujście w wiązance najbardziej wulgarnych słów, jakie Jamie znała. Miała cichą nadzieję, że jej wzrok zawodzi albo, że zasnęła i telewizyjny komunikat o jej zaginięciu jest tylko wytworem jej wyobraźni, który utworzył się pod wpływem emocji. Wiedziała jednak, że ta nadzieja już umarła.
Spiker monotonnym głosem odczytywał informacje o niej i o jej zaginięciu. Pokazano krótką prezentację jej zdjęć, poczynając zdjęcia legitymacyjnego, a kończąc na jednym ze zdjęć z rodzinnego albumu. Była na nim ubrana w workowate jeansy i miała na sobie rozciągniętą koszulkę od piżamy, która uwielbiała. Jej włosy były na nim jeszcze bardziej marchewkowe niż zwykle.
Addams miała ochotę rzucić pilotem w telewizor, żeby nie widzieć tego komunikatu już nigdy, albo wyszarpać wtyczkę z gniazdka, a potem odciąć kabel i cisnąć nim z całej siły przez okno.
Nie zrobiła tego tylko dlatego, bo wiedziała, że nic to nie da.
Była córką ważnego prokuratora, a jej matka dziesięć lat przepracowała w wydziale zabójstw, żeby później wrócić do rozwiązywania spraw prostych kradzieży i patrolowania okolicy. Dziewczyna wiedziała, że zrobiła to tylko ze względu na nią.
Mogła domyślić się, że jej rodzice spróbują każdej możliwości, żeby tylko ją odnaleźć. Najlepszym dowodem na to była wizyta w domu Andy'ego - pewnie sprawdzali każdego, kto został posłany do więzienia przez jej ojca i nadal w nim nie tkwił. Dręczyło ją tylko jedno pytanie.
Dlaczego Andrew był w więzieniu?

xxx

Przebudził ją cichy trzask zamykanych drzwi.
Jamie powoli podniosła głowę i stwierdziła, że nie mogła drzemać więcej, niż pół godziny. W telewizji nadal trwał serial, który oglądała, a pamiętała, że tylko zamknęła na chwilę oczy, żeby móc się uspokoić. Żeby się upewnić, zerknęła na zegarek który wskazywał dziesiątą trzydzieści. Zmarszczyła lekko brwi i zacisnęła powieki na krótką chwilę, po czym spojrzała na zegarek jeszcze raz. Nadal wskazywał tę samą godzinę.
Wydawało jej się to dziwne, bo nie sądziła, że  przespała tak prawie półtorej godziny. Westchnęła ciężko i przeciągnęła się niczym kotka, a potem znów zajęła oglądaniem telewizji.
Minęło kilka minut, nim od seansu znów oderwało ją skrzypnięcie otwierających się drzwi. Zerknęła przelotnie w tamtą stronę.
 - Musisz paradować tak ubrany?
Andy stał w progu. Miał na sobie jedynie intensywnie czerwone bokserki z czarną gumką. Kropelki wody spływały z jego mokrych włosów na ramiona, tors i twarz. Wyglądałby naprawdę męsko, gdyby nie trzymał w dłoniach intensywnie różowego ręcznika w misie.
Mężczyzna wzruszył lekko ramionami i wytarł ręcznikiem głowę, po czym rzucił go na łóżko i podszedł do szafy. Stanął tyłem do niej, jakby chciał, żeby miała doskonały widok na jego tyłek. Jamie nie miała nic przeciwko temu.
 - Już się ubieram. I wyłącz to w końcu. - Andy przewrócił oczami i wyciągnął z szafy parę rozciągniętych, szarych dresów, po czym założył je szybko i padł plackiem na łóżko. - Jestem zmęczony - zakomunikował.
Jamie przewróciła oczami.
 - I przez to ja mam się kłaść spać? W dupie mam to, że jesteś zmęczony - warknęła i założyła ręce.
Nie chciała być na niego zła, ale czuła, że musi wyładować na kimś swoje emocje, bo inaczej się rozpłacze. A tylko Andy był pod ręką.
 - Jeśli za trzy sekundy nie zobaczę cię w łóżku, będziesz miała w dupie coś innego, Jamie.
Odwróciła się gwałtownie w jego stronę, zszokowana. Przygryzła mocno wargę i zacisnęła pięści, wpatrując się w jego twarz zastygłą w gniewie. Andrew w jednej chwili zaczął ciężko oddychać. W jego oczach pojawił się stalowy chłód.
Sięgnęła po pilot i pospiesznie wyłączyła telewizor. Na miękkich nogach podeszła do łóżka i ułożyła się na samym brzegu, naciągając koc na swoje ciało. Czuła jak zaczynają ją opanowywać zimne dreszcze. Wspomnienia najokropniejszej nocy w jej życiu powróciły.
Znów poczuła uporczywy ból w miejscach, gdzie kolce pustynnych roślin poprzecinały jej skórę, a twarda, pustynna gleba obtarła ją. Tym razem jej serce nie kołatało w jej piersi tak, jakby próbowało uciec, lecz czuła ten sam uścisk pozbawiający ją oddechu, co wtedy.
Zacisnęła powieki i wargi, żeby nie załkać żałośnie.
 - Jamie? Jamie, malutka, nie płacz. Tylko żartowałem.
Opuszki jego palców załaskotały dziewczynę, gdy powoli odgarną rudy kosmyk z jej twarzy. Mocniej zacisnęła powieki i pokręciła szybko głową. Wzięła gwałtowny oddech, nim zdołała wydobyć z siebie głos.
 - Nie płaczę. Ja... - urwała. Co miała mu powiedzieć? "Przypomniałam sobie, jak zgwałciłeś mnie, a potem zamknąłeś w piwnicy na całą noc. To nic takiego" nie wchodziło w grę.
 - Cichutko, Jamie. Nie zrobię ci krzywdy - wyszeptał. Niepewnie pokiwała głową i wtuliła się w jego ciało. Odetchnęła głęboko kilka razy. - Już dobrze?
Nie było dobrze. Czuła się fatalnie i nawet obejmujące ją ramiona nie zdołały jej uspokoić. Przypomniała sobie, jak kierowała się odległymi światłami miasteczka. Jak desperacko szukała drogi, starając się wyczuć stopami kamyki, którymi była wysypana. A na koniec przypomniała sobie dziki wyraz jego oczu, gdy zdarł z niej resztki ubrania.
Wciągnęła mocno powietrze i zatrzymała je na chwilę w płucach. Zamrugała szybko, żeby powstrzymać piekące łzy.
 - Tak. Teraz już tak - odpowiedziała po dłuższej chwili.
Jamie starała się wyciszyć myśli, obserwując przepływające w powietrzu drobinki kurzu. Nigdy nie byłaby w stanie ich policzyć, chociaż poruszały się bardzo powoli, a unosiły się jedynie po napotkaniu jej oddechu. Po kilku minutach panującą w pokoju ciszę przerwał Andrew.
 - Jamie? Chciałem cię o to zapytać już dawno, ale... - urwał. Odwróciła głowę w jego stronę, a on intensywnie wpatrywał się w jej oczy. Z trudem przełknęła ślinę. Czuła, że pobladła. - Dlaczego.. dlaczego wtedy uciekłaś?
 - Nie chciałam uciec - odpowiedziała bez zastanowienia. W jej gardle w jednej chwili urosła gula, która skutecznie utrudniła Jamie oddychanie. - Ja.. chciałam tylko znaleźć telefon. I powiedzieć rodzicom, że nic mi nie jest - wyszeptała z trudem. Dopiero teraz zobaczyła, jak bezmyślnie postąpiła.
 - Mogłaś poprosić mnie o telefon, Jamie. Wtedy nic by się nie stało.
 -Stałoby się. Namierzyliby cię w jednej chwili - spuściła głowę. Zdała sobie sprawę, że gdyby zadzwoniła z miasteczka, odnalezienie telefonu byłoby jeszcze łatwiejsze. - Nie chciałam, żebyś poszedł do więzienia.
Przytulił ją mocno. Jamie skuliła się w jego ramionach i zamknęła oczy.
 - Przepraszam - dodała po dłuższej chwili - powinnam powiedzieć ci od razu.
Nie mogła pohamować łez, gdy Andy powoli kołysał ją w ramionach i głaskał po włosach. Była tak bezsilna, tak słaba i bezbronna... Och, czuła się tak tylko raz - gdy jej matka pojechała na swoją ostatnią poważną akcję policyjną i nie wracała niemal przez dwa dni. Każda minuta bez mamy sprawiała, że Jamie przeżywała ogromny stres i cierpiała tak, jak jeszcze nigdy.
Nie spodziewała się, że będzie przeżywać to samo teraz.
Czas mijał bardzo powoli, a ona zaczęła się uspokajać.
 - Nie myśl o tym. Teraz to nieistotne.
Nieśmiało pokiwała głową.
 - A teraz... odpowiesz mi na moje pytanie? - zapytała po chwili. Była pewna, że Andy zmarszczył brwi i nie był pewny, czy może pozwolić jej na zadanie pytania. Po chwili jednak kiwnął głową. - Dlaczego mnie... porwałeś?
Jego klatka piersiowa w jednej chwili powiększyła się. Dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie, gdy jego zimny oddech zetknął się z rozgrzaną skórą na jej karku.
 - To bardzo długa historia, Jamie. Nie wiem, czy.. chcesz słuchać jej przed snem. - Przygryzł wargę. Addams podejrzewała, że będzie chciał uniknąć odpowiedzi, lecz postanowiła nie odpuszczać. Wpatrywała się jego oczy intensywnie i długo - aż w końcu uległ i mogła usłyszeć całą jego historię. 





__________________________________________________________________
Od autorki: Już tradycyjnie przepraszam Was za ten długi okres czasu, który musieliście przetrwać żeby przeczytać ten rozdział.
Pragnę się usprawiedliwić (również tradycyjnie) - szkoła! Ona wysysa ze mnie duszę!
To irytujące, jak natłok uzależnień i obowiązków nie pozwala realizować swojej pasji. Jestem zła jednocześnie na wszystko i na siebie. Na wszystko za to, że mnie rozpraszało, a na siebie, bo dałam się rozproszyć! Ogarnia mnie dziwna melancholia, gdy myślę o tym, że niedługo będę musiała napisać ostatni rozdział tego opowiadania.
Następny - być może jeszcze w tym tygodniu! Jeśli aktywnie zareagujecie, to czemu nie, mogę raz wziąć się w garść!
KTO CZEKA NA HISTORIĘ ANDY'EGO I WSZYSTKIEGO CO Z NIM ZWIĄZANE? (oprócz mnie, bo muszę jeszcze dopracować szczegóły)

ps. jak podoba wam się nowa piosenka Biersacka?
--------------------------
A tych, którzy napalili się na nową wersję SINGU bardzo przepraszam, ale stwierdziłam, że nie poradzę sobie z tyloma blogami na raz, skoro nawet z dwoma nie daję sobie rady *tu jest miejsce na tą płaczącą ze śmiechu buźkę*

Dobrej nocy!
oreuis
.
.
.
.
.
.