niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 6

Rassy, kotku, masz swój rozdział! Ten z Twoim ulubionym fragmentem!

Reflektory wozu oświetlały kamienistą drogę, wiodącą przez małe miasteczko na północ od Las Vegas, w stanie Nevada. Andy Biersack, dwudziestoczteroletni kierowca czarnego audi mógł nazywać się prawdziwym szczęściarzem; wezwany na komisariat, podejrzany o porwanie i przetrzymywanie małej Jamie Addams, został oczyszczony z podejrzeń na podstawie nieprawdziwego alibi, które podał sam zastępca szeryfa, twierdząc, że w tym czasie widział go w miasteczku.
W końcu  w smudze światła pojawił się kontur jego domu, stojącego na uboczu. Był to jednopiętrowy, drewniany budynek z dwuspadowym dachem pokrytym brązowawą dachówką. Nigdy mu się nie podobał, ale po tym, jak jego rodzina sprzedała jego mieszkanie w Los Angeles, nie miał innego wyboru. Mógł wynająć mieszkanie w centrum miasta, ale wtedy jego zemsta nie udałaby się. Dziewczynę mógł ktoś zobaczyć i donieść na niego. Tutaj był bezpieczniejszy. Mało kto słyszał o zaginięciu córki prokuratora, prawie nikt nie widział jej zdjęcia. Obszar poszukiwań najwyraźniej nie obejmował innych stanów, niż Kalifornia.
Zatrzymał pojazd i wyjął kluczyki ze stacyjki, po czym wyszedł na zewnątrz i zatrzasną drzwi. Przeszedł żwirową ścieżką obsadzoną (nie za jego sprawą, rzecz jasna) krzewami bukszpanu, by później dotrzeć do drzwi, pokonując po trzy schodki na raz. Pociągnął za klamkę - tak jak się spodziewał, były otwarte.
Westchnął ciężko, zastanawiając się, skąd w Charlotte, studentce psychologii, tyle naiwności i bezmyślności. Powinna być przewidująca, prawda? Jamie mogła uciec, skrzywdzić Charlie, a on znów poszedłby do więzienia, za sprawą jednych, niezamkniętych drzwi.
Nie przemęczając się zdejmowaniem butów, udał się do salonu. To, co tam zastał, przerosło jego najszczersze oczekiwania.
Na kanapie, wtulone w siebie leżały Charlotte i Jamie. Druga z nich spała w objęciach pierwszej, wtulając twarz w jej ramie. Widok był co najmniej rozczulający, choć okoliczności, w jakich te dwie się poznały, były wręcz niedorzeczne.
 - Andy? - cichy szept jego (jedynej) najlepszej przyjaciółki dotarł do jego uszu, czyniąc go odrobinę spokojniejszym. Charlotte nie spała. Była czujna.
 - Tak, tak - sapnął, wychodząc z cienia ciemnego korytarza. Przykucnął obok kanapy i spojrzał na swoją małą ofiarę; arogancką, bezczelną, przebiegła, ale gdy spała, wyglądała niewinnie jak każda inna dziewczyna w jej wieku.
Cóż, przynajmniej tak przypuszczał.
 - Andy, będziemy musieli porozmawiać - powiedziała cicho szatynka, delikatnie zdejmując z siebie obejmujące ją ramie młodszej dziewczyny.
 - Okej. Daj mi chwilę, zaniosę Jamie do sypialni i do ciebie wracam, dobrze?
Kobieta kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
Andrew wsunął dłonie pod głowę i kolana młodej Addams. Wziął ją na ręce, stwierdzając przy tym, że jest stanowczo zbyt szczupła. Musiał coś z tym zrobić, inaczej zarzutem, jaki usłyszy gdy już zasiądzie za ławą oskarżonych, będzie nie porwanie, a zagłodzenie dziewczyny na śmierć.
Z trudem otworzył drzwi sypialni. Wniósł ją do środka,ustawiając się bokiem, po czym delikatnie ułożył na pościeli, okrywając jej wątłe ciało puchatym kocem. Uznał, że tak powinno być jej ciepło. Hej, był w końcu koniec kwietnia, temperatury sięgały prawie trzydziestu stopni!
Przysiadł na skraju łóżka. Wypuścił z płuc powietrze, po czym pogłaskał szesnastolatkę po policzku. Pochylił się nad nią niepewnie, po czym musnął delikatnie jej skroń i obserwował, jak uśmiecha się przez sen. Nie powinien. Zdawał sobie z tego sprawę, ale pragnienie było o wiele silniejsze. Jedyną stycznością z kobietą, jakiej doznał przez ostatnie pięć lat, było przytulenie. Aż do dzisiejszego dnia.
Nie myślał wiele, całując ją. Była niewinna, nienaruszona. Córka policjantki musiała taka być. Nigdy nie widział jej z chłopakiem, tylko raz wracała do domu z inną dziewczyną. Obserwował ją od dłuższego czasu i wiedział dobrze, że z chłopakami nie może mieć innych tematów, niż praca domowa.
Więc w pocałunku był jej pierwszym. Zasmakował zakazanego owocu - słodkiego, delikatnego. I to mu się podobało. Miał zamiar całować ją częściej.
Zdecydowanie częściej.
Właśnie wtedy przypomniał sobie, że Charlotte czeka na niego w salonie. Wstał i udał się tam, w celu odbycia z nią rozmowy. Jakiej? Nie wiedział.
Ale musiał przyznać, że bał się jej bardziej, niż przesłuchania.
Charlotte z typową dla siebie nonszalancją opierała się ramieniem o ścianę. Miał wrażenie, że jej wzrok skupiony na jego twarzy przebija go na wylot, pozostawiając martwym i obdartym z tajemnic.
 - Nie obudziłeś jej? - zapytała szeptem. Pokręcił głową. - Dobrze. Nawet nie próbuj jej budzić, póki sama tego nie zrobi.
 - Czemu? - spytał otępiały. - Przecież wszystko z nią w porządku.
 - W porządku, Biersack? - odbiła pytanie Charlotte. Zbliżyła się do niego - Ta dziewczyna ma syndrom sztokholmski!
 - Co w tym złego? - uniósł jedną brew i skrzyżował ręce na piersi.
Szatynka wyrzuciła ręce w górę.
 -  To w tym złego, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a im bardziej próbuje to wyprzeć, tym bardziej ty jej się podobasz! Nie wiesz, że u młodych dziewczyn właśnie tak to działa?
 - Nie wiem. Nigdy nie byłem młodą dziewczyną, Charlotte - warknął zirytowany.
W ich rozmowę wtargnęło kilka sekund ciszy.
 - Andy, mówię tylko, że to się źle skończy. Postaraj się.. nie być taki przystojny, czy coś - pokręciła głową, na co zaśmiał się.
 - Jestem przystojny?
Zmieszana Charlie nie odezwała się ani słowem. Machnęła ręką, po czym ubrała buty i podeszła do drzwi.
 - Dbaj o nią, Biersack.

xxxx

Szybko zmorzył go sen. Nie był świadomy tego, jak bardzo zmęczyła go podróż. Miał tylko nadzieję, że tej nocy koszmary senne i wspomnienia nie będą go nawiedzać. Leżał kilka minut w bezruchu, tuląc do siebie kruche ciało Jamie. Dziewczyna, być może nieświadomie, przytulała się do niego. Głowę miała wygodnie opartą o jego nagi tors, rękami oplotła jego żebra. Była ciepła, wręcz gorąca. Zdawało mu się, że jej dotyk wypala jego skórę aż do kości.
To poczucie winy, Andy)
Obserwował brązowe kosmyki opadające na jej twarz. Unosiły się zgodnie z jej powolnym, płytkim oddechem, by znów opaść na miękką, mleczną skórę.
W tamtej chwili znów zapragnął spróbować jej ust. To było uzależniające jak narkotyk. Chciał, żeby ona też nauczyła się czerpać z tego przyjemność. Wiedział, że przez cały ten czas stracił wprawę w całowaniu. Przy niej mógłby ją odzyskać.
Delikatnie wyplątał się z jej uścisku, starając się jej przy tym nie obudzić.Położył jej głowę na poduszkę i odgarną wszystkie niesforne włosy z jej drobnej twarzy. Następnie złożył na jej ustach delikatny, czuły pocałunek.
Jego wargi powoli i niepewnie pieściły jej usta. Czuł się jak pieprzony Wędrowny Królewicz, który podróżuje po świecie, by uwodzić kobiety jednym pocałunkiem, później zostawiać na pastwę losu. Oderwał się od niej na samą tę myśl. Nie chciał..
No właśnie, czego nie chciał? Jamie była drugą kobietą, która pojawiła się w jego nowym życiu. Była dużo młodsza, (nielegalna) nienaruszona. Zdawała się być idealnym celem. Mógł rozładować na niej całe napięcie seksualne, nie przejmując się zupełnie niczym. Ale on wolał troszczyć się o nią. W końcu nie chciał krzywdzić dziewczyny, a jej rodziców. Wstępnie chciał ją po prostu przetrzymywać, później wypuścić wolno. Teraz nie był pewny, czy będzie mógł się z nią rozstać.
Nie chciał być pierwszym z Wędrownych Królewiczów na jej drodze.
Zamknął oczy, przywołując pod powieki jedną z przyjemniejszych wizji przyszłego życia - dom, rodzina, pies. Synek mógłby wyglądać jak on. Córka.. tak, chciałby mieć córkę. Małą księżniczkę, którą mógłby się zaopiekować.
Jego marzenia trwały tylko krótką chwilę. Sen przyszedł zupełnie nieoczekiwanie, zalewając jego oczy błoga ciemnością.

xxxx

Zduszony krzyk wyrwał się z gardła Andrew, gdy na jego brzuch spadły trzy mocne ciosy, pozbawiając go tchu. Wszystkie mięśnie w jednej chwili napięły się, lecz tępy, promieniujący ból wciąż rozchodził się od miejsca uderzenia aż do żeber. Nim zdążył zareagować, czy chociażby złapać oddech, na jego twarz spadła poduszka, zatykając szczelnie jego usta i nos, a jego głowa została przyciśnięta do materaca.
Nie musiał widzieć przeciwnika. Doskonale wiedział, kto postanowił zaatakować.
Jamie.
Addams nie była dużą dziewczyną. Miała może metr sześćdziesiąt pięć i nie ważyła więcej niż pięćdziesiąt kilo. Był pewien, że sobie z nią poradzi. W końcu była dla niego jak robaczek - słaba. Rozgniótłby ją, zniszczył, zrobił z niej miazgę. I miał zamiar to zrobić.
Mimo, że uda Jamie skutecznie krępowały jego ręce, a kolana wbijały się w żebra, miażdżąc je i pozbawiając resztek oddechu, napiął mięśnie i mocno szarpnął swoim ciałem. Później znów, aż w końcu udało mu się uwolnić jedną rękę i złapać swoją przeciwniczkę za nadgarstek.
Ale było już za późno.
Czarne plamy w jednej chwili oblepiły jego oczy. Zdesperowany starał się walczyć, chodź wiedział, że nie zda się to na nic. Powieki Andrew powoli opadły.
Pozostało mu liczyć na to, że dziewczyna oszczędzi mu życie.

xxxx

Po odzyskaniu przytomności uświadomił sobie, że pokłady litości i zrozumienia, jakie przechowywał dla córki swoich najgorszych wrogów zostały wyczerpane.
Niemal natychmiast po otwarciu oczu znokautował go przytłumiony ból gardła, połączony z piekącym pulsowaniem wewnątrz klatki piersiowej. Później zorientował się, że okno jest otwarte i poczuł, jak rzeczywistość mocnym policzkiem przywraca mu umiejętność trzeźwego myślenia.
Natychmiast zerwał się na równe nogi i podbiegł do okna, rozglądając się. Jamie nie było w zasięgu wzroku; właściwie, jedyną rzeczą, którą widział był zarys gór rozmywający się na tle zachmurzonego, nocnego nieba. Reszta świata pochłonięta była w nieprzeniknionej czerni.
Zaklął siarczyście, rzucając się do drzwi. W jednej chwili znalazł się w przedpokoju z bluzą narzuconą na ramiona i rozwiązanymi trampkami na stopach. Złapał jeszcze latarkę, a później otworzył drzwi z hukiem.
Znajdzie tę dziewczynę. Znajdzie i wymierzy jej karę. 
Surową karę.
Dopiero po dłuższej chwili jego oczy przyzwyczaiły się do panującej ciemności. Zamrugał kilkukrotnie, włączając latarkę i przeczesując smugą żółtego światła najbliższy teren. Krzewy bukszpanu, już nie tak gęste jak pół roku temu wyciągały ku niemu swoje chude, drewniane palce. Niemal przypomniał mu się niechciany dotyk towarzyszący mu przez cztery lata życia. Brutalne dłonie maltretujące jego ciało i zduszone jęki, których nie chciał słyszeć, obrzydliwy zapach potu, imitacja materaca pokrytego warstwą sztywnych, starych prześcieradeł...
Nie. Musiał z tym skończyć. Zostawić to za sobą, sprawić, że wspomnienia przestaną wracać.
Pokonał kilkadziesiąt metrów, co chwilę odwracając się i szukając śladów uciekającej dziewczyny. Mimo, że był na nią wściekły, martwił się. Pamiętał, że gdy kładł ją spać, była tylko w koszulce, a noc była wyjątkowo zimna. Był całkowicie pewny, że nim uciekła oknem po sznurze z dwóch koców, nie ubrała nic na siebie.
Równie dobrze mogły ją dopaść kojoty; już kilka razy widział, jak w nocy grasowały w pobliżu w poszukiwaniu jedzenia. Dziewczyna, mimo że koścista, byłaby dla nich niezłą przekąską - uśmiechnął się gorzko.
Właśnie wtedy kilka metrów dalej rozległ się zduszony jęk bólu i szuranie po wyschniętej ziemi. Zupełnie tak, jakby (ktoś) coś było ciągnięte przez dzikie zwierze.
Skierował snop światła w stronę dochodzących odgłosów i zamarł przerażony.
Ubranie Jamie ledwo trzymało się a jej ramionach. Poszarpana koszulka odsłaniała większą część jej ciała, które - wbrew jego przypuszczeniom - nie było rozszarpane na strzępy. Ba! Gdy jasny promień latarki oświetlił jej twarz, uśmiechnęła się kpiąco i puściła szaleńczym sprintem przed siebie, jakby dostała nadludzkich mocy.
Wściekłość uderzyła w niego wielką falą, zgniatając jego ciało w lodowatym uścisku. Wciągnęła go w głęboki wir, po czym wyrzuciła poza granice wytrzymałości. Jego serce przyspieszyło, palce zwinęły się w twarde pięści. Słyszał, jak plastikowa obudowa latarki pęka w jego dłoni, a ciepła krew powoli wycieka spomiędzy zaciśniętych palców. Nie czuł jednak bólu.
Był zbyt wściekły, by czuć cokolwiek.
Natychmiast ruszył za nią w pogoń. Otępiałe zmysły nie pozwalały mu myśleć o niczym innym, niż zemsta na tej małej, wrednej suce. Już wcześniej powinien pokazać jej, kto tu rządzi. Ale zrobi to teraz.
Nie zwracał uwagi na kolczaste pustynne krzewy szarpiące jego spodnie i wbijające się w ciało. Liczyło się tylko to, że był coraz bliżej niej.
Dziesięć metrów.
Pięć metrów.
Pół metra...
Wziął zamach, po czym uderzył pięścią w jej plecy. Z ust Jamie wydobył się jęk  pełen bólu. Rozpaczliwie starała się złapać równowagę, lecz finalnie z głuchym łoskotem wylądowała na twardej ziemi.
Andrew zatrzymał się i stanął nad nią na rozstawionych nogach. Uśmiechnął się złośliwie, z wyższością, wymierzając mocny kop w miękkie ciało między biodrem, a żebrami dziewczyny.
Jamie zaskowytała z bólu. Zwinęła się na ziemi w kulkę, otaczając kolana ramionami. W nim jednak nie budziła współczucia. Jej ciche łkanie było mu zupełnie obojętne - udowodnił to kopiąc kilkukrotnie w jej plecy i głowę. Nie znał litości. Okładał bezmyślnie.
Chciał, by cierpiał.
Przykucnął przed nią, lustrując z pogardą skulone i drżące ciało, brązowe loki rozrzucone w nieładzie po ziemi, pełne ciernistych gałązek.
 - Warto było uciekać, dziwko? - jego ostry jak sztylet głos przeciął nocną ciszę.
Jamie nie odpowiedziała. Nie wiedział nawet, czy poruszała ustami. Upuścił latarkę kilka metrów dalej; światło, które się z niej sączyło rzucało na nich długie cienie, lecz ukrywało wszystkie emocje pod nietrwałą maską mroku.
 - Dlaczego to zrobiłaś, co?
Spomiędzy jej warg nie wydobywały się żadne słowa. Jedynie cichy oddech wznoszący chmurę pustynnego pyłu zaraz przy jego bucie pozwalał sądzić, że dziewczyna próbuje coś powiedzieć.
 - Zapytałem, dlaczego to zrobiłaś?!
Tym razem na wyjaśnienia czekał zdecydowanie krócej. Gdy ich nie otrzymał...
Złapał ją mocno za ramię, wbijając palce w cienką jak pergamin skórę. Szarpnął mocno jej ciałem, po czym usiadł okrakiem na jej biodrach, zdzierając to, co pozostało z koszulki, którą miała na sobie.
Nie było sensu krępować jej nadgarstków. Jamie leżała niemal sparaliżowana na nagiej ziemi. Gdyby nie to, że jej klatka piersiowa unosiła się w rytm spazmatycznych oddechów, mógłby pomyśleć, że umarła.
Zagryzł dolną wargę, unosząc się do klęku. Zdjął z niej bieliznę, ostatni skrawek ubrania, rozpiął rozporek u swoich jeansów i...
I rozległ się przerażający, szarpiący krzyk bólu.
W jednej chwili Addams przestała oddychać. Trwało to piętnaście sekund. Przez piętnaście rozpaczliwych sekund biodra Andy'ego ścisło przylegały do niej. Później, brzydząc się samym sobą, dał upust swoim potrzebom na bezbronnej dziewczynie leżącej pod nim.
Pieprzył ją mocno i szybko. Jednym ramieniem obejmował jej niemal bezwładne ciało, drugim natomiast przyciskał jej udo do swojego biodra. Nie potrafił przestać. Czerpał chorą satysfakcję ze swoich czynów, choć wiedział, że Jamie przynosi tylko cierpienie.
Kilka minut później zapiął spodnie i - kierowany resztką człowieczeństwa, zakorzenionego głęboko w jego wnętrzu - zdjął z siebie bluzę i owinął nią dziewczynę. Po chwili zastanowienia wziął Jamie na ręce i ruszył w stronę domu.

xxxx

Nogą otworzył drzwi. Wszedł do środka i zamknął je w ten sam sposób, a potem skopał trampki ze stóp. Swoje kroki skierował w stronę sypialni, lecz po krótkiej chwili zastanowienia zrezygnował. Zatrzymał się, patrząc na półprzytomną Jamie spoczywającą w jego rękach i trzęsącą się zimna. Wiedział dobrze, że po tym co zrobił nie uda mu się znów wykrzesać płomyka zaufania, który się między nimi zapalił. Uznał więc, że woli wyjść na tyrana, niż niestabilnego psychicznie idiotę.
Podszedł do drzwi  niedaleko schodów, które prowadziły do piwnicy. Nie miał innego wyjścia. Musiał ją tam zostawić, przynajmniej do jutra. Może zapomni o tym, co zrobił?
Ostrożnie wysunął dłoń spod jej kolan i pociągnął za klamkę. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a światło z przedpokoju oświetliło strome schody wiodące w dół.
Piwnica służyła mu za magazyn. Gdy wprowadził się tu kilka miesięcy wcześniej, wszystkie meble, a nie było ich dużo, były zniszczone. Zniósł je więc do piwnicy, by jego współlokatorki, myszy, miały coś wygodnego do spania.
Ułożył Jamie na fotelu stojącym w kącie i powoli wycofał się z pomieszczenia. Zamknął drzwi na klucz, uprzednio gasząc światło. Miał nadzieję, że prześpi tam resztę nocy.
(Nadzieja matką głupich, Andy)
Pięć minut po tym, jak znalazł się w sypialni, w budynku rozległ się krzyki i przekleństwa tak wyszukane, że nie słyszał ich nawet w więzieniu. Zrezygnowany usiadł na łóżku i nasłuchiwał przez dłuższą chwilę.
Głos z pewnością należał do Jamie. Dziewczyna wrzeszczała, przeklinała go i waliła w drzwi. Jej przytłumione wołanie dochodzące z dołu rwało jego serce na kawałki, wypalało płuca i kruszyło kości. Już był bliski zerwania się na równe nogi i uwolnienia jej..
Ale wszystko ustało.



_________________________________________________________________
Od autorki: Znów muszę przepraszać was za spóźnienie, ugh. Miałam bardzo ciężki tydzień i zapowiada się na to, że cały maj będzie o wiele, wiele gorszy.
Komu rozdział się podobał?
Wiem wiem, scena gwałtu tak krótka, w ogóle nie opisana. Poprawię się.
Co mogę jeszcze dodać..
Komentujcie. Na 190 wyświetleń rozdziału  7 komentarzy (nie licząc moich odpowiedzi) to trochę mało, nie sądzicie? Nie oczekuję wiele. Dajcie znak życia, powiedzcie, czy wam się podoba.
+ zaczęłam pisać nowe opowiadanie. Po zakończeniu tego bloga, czyli jakoś do końca wakacji, powinno się pojawić. Jak to jest, że mam pomysły na nowe ff, a na stare nie mam za cholerę weny?
No nic.
Miłej niedzieli! I powodzenia na testach gimnazjalnych!

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 5

Dzień trzeci

Jamie Addams nieraz pakowała się w kłopoty. Wielokrotnie lądowała na dywaniku dyrektora, była spisywana przez policję, choć właściwie nie robiła nic niewłaściwego. Zwykle ponosiła karę za zbyt głośne wyrażanie swojego zdania, a w najgorszym wypadku - nieprawidłowe przejście przez ulicę. Tym razem jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że jej występek był o wiele poważniejszy. Andrew nie znał litości. Widziała to w jego spojrzeniu, gdy jeszcze raz lustrował malunki na jej ciele, podczas gdy ona kolejno zdejmowała podkoszulek i sweter.
Porywacz przesunął językiem po spierzchniętych wargach i zrobił krok w jej stronę. przyprawiając ją o przyspieszone bicie serca. Sięgnął do wiązania bandaża i zręcznymi palcami rozplątał supeł, który przytrzymywał opatrunek na jej żebrach.
Jamie wzięła głęboki oddech, gdy opatrunek przestał ją krępować, lecz natychmiast pożałowała swojej decyzji. Z zaczerwienioną twarzą zakryła piersi, mając nadzieję, że nawet nie zwrócił uwagi na jej nagość.
 - Nie musisz się zasłaniać - mruknął rozbawiony jej zawstydzeniem. - Przecież widziałem je już wcześniej. No, dalej, zabierz rączki.
Mówiąc to, ujął jej dłonie w swoje i powoli odsunął od jej ciała. Wzrok Andy'ego na krótką chwilę zatrzymał się na okrytej części jej ciała, lecz już po chwili wrócił na jej twarz. Dziewczyna rzuciła mu nienawistne spojrzenie i odwróciła tyłem, by nie mógł widzieć jej rozebranej.
 - Jamie?
 - Co? - burknęła. Chłopak podszedł bliżej niej, przerzucając jej włosy na jedną stronę.
 - Muszę ci to zmyć i przefarbować włosy. Zrozum, że to konieczne.
Prychnęła, pochylając się nad wanną i biorąc gąbkę. Podała mu ją, nawet nie czekając na rozkaz, czy chociażby prośbę z jego strony.
-Dlaczego konieczne? Przecież i tak nikt mnie tu nie znajdzie, zwłaszcza, że jesteśmy na pieprzonym pustkowiu, a ty nie pozwalasz mi nawet wystawić ręki za okno.
Andy westchnął ciężko i położył głowę na jej ramieniu. Jamie ze zdziwieniem spojrzała na niego, lecz nawet nie próbowała komentować jego dziwnego zachowania. Przywykła do tego, że on był inny.
 - Przyznaj się, wiesz tyle o porwaniach, ile widziałeś albo wyczytałeś w marnych kryminałach - zaśmiała się.
 - W więzieniu nie wolno było oglądać ani czytać kryminałów - odpowiedział od niechcenia. - Pewnie myśleli, że komuś przyjdzie do łba ucieczka, albo coś takiego.
Przez krótką chwilę analizowała informację. Wiedziała, że był młody i mogła przypuszczać, że odsiedział swoje, w dodatku dzięki jej rodzicom. W takim razie.. Ile miał lat i kim był jej porywacz?
 - Za co siedziałeś? - zapytała.
W łazience zapanowała cisza. Andrew podniósł głowę z jej ramienia i przesunął po nim namydloną gąbką. Powtarzał ten ruch dłuższą chwilę, aż jej skóra zaczęła piec.
 - Za niewinność, Jamie.

Dzień siódmy

Szesnastolatka siedziała przy stole, obracając w dłoniach kubek z zimną już herbatą. Od tygodnia nie miała żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, nie licząc wiadomości radiowych, które udało jej się podsłuchać tylko jeden raz. Nie miała pojęcia, czy jej szukają, choć rodzice na pewno zdążyli się zorientować, że ich córka zaginęła. Kto wie, może jakimś cudem są już na jej tropie? Lub nie mają nawet od czego zacząć, mając tylko zeznania jednego świadka - znienawidzonej profesor Spencer. Jeśli tak, była zgubiona.
Andy gorączkowo biegał po całym domu, nie zwracając nawet uwagi na to, co dziewczyna robi. Mogłaby zaczaić się na niego z nożem, a on, pochłonięty poszukiwaniem czegoś, nawet by tego nie zauważył.
 - Jamie, nie widziałaś gdzieś czarnej koszuli z krótkim rękawem i paska od spodni? - zapytał, wpadając do kuchni.
 - Nie leży przypadkiem w twojej sypialni na fotelu? - odbiła pytanie.
 - Chryste, dzięki - uśmiechnął się i odwrócił na pięcie by odejść, lecz przy samym wejściu do kuchni zatrzymał się. - Zapomniałam ci powiedzieć. Muszę.. wyjechać w ważnej sprawie i poprosiłem moją koleżankę, żeby cię przypilnowała.
Skrzywiła się machinalnie i odbiła od stołu. Oparła się wygodnie o krzesło i założyła ręce pod piersiami. Nie ufał jej, chociaż ona zaczynała darzyć go szacunkiem. Słuchała się we wszystkim, pozwoliła nawet zmienić kolor swoich włosów, choć farba niewiele zdziałała w śmiertelnym starciu z jej naturalnym, ognistorudym kolorem
 - Nie trzeba mnie pilnować - syknęła.
Andrew przewrócił oczami.
 - Ujmę to inaczej. Wolę nie zostawiać cię samej, bo możesz zdemolować mi dom.
Cóż, faktycznie, mogłaby to zrobić.
 - Jasne. Jedziesz do dziewczyny?
 - Nie - uśmiechnął się szeroko. - Chyba, że znasz jakąś dziewczynę, która jest zainteresowana, wtedy bardzo chętnie.
 Siedzi przed tobą, kretynie.
Jamie pokręciła głową.
 - No właśnie. Ja też nie znam żadnej.
 - A ta twoja.. koleżanka, jak ma na imię? - zapytała w końcu, widząc, jak długo i podejrzliwie jej się przygląda.
 - Charlotte. Na pewno dogadasz się z nią lepiej niż ze mną. Obie jesteście podobne - stwierdził, cofając się do salonu. - Tak samo irytujące i uparte.
 - Nie jestem wcale irytująca i uparta! - zaprotestowała natychmiast.
Jego gierki zaczynały jej się podobać. Sposób, w jaki wymawiał jej imię intrygował ją, to, jak przytulał się w nocy do jej ciała przestało jej przeszkadzać. Raz nawet, na wpół świadoma swoich czynów, wtuliła się w jego ciało i przez całą noc wsłuchiwała w rytmiczne bicie serca.
Wpadłam, pomyślała.
 - W ogóle, Jamie. Jesteś najcudowniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek miałem okazję poznać. Do tego gotujesz po mistrzowsku- puścił jej perskie oczko, kierując się w stronę fotela stojącego w kącie sypialni.
Addams jak zahipnotyzowana wpatrywała się, jak zapina koszulę, idealnie przylegającą do jego klatki piersiowej. Przez jedną szaloną chwilę zastanawiała się, co jeszcze potrafi robić tak zręcznymi palcami, lecz natychmiast odrzuciła od siebie wszystkie myśli biegnące w kierunku jego rozporka.
 - Ostrzegałam cię,  ale nie słuchałeś - wzruszyła swoimi szczupłymi ramionami, odrywając w końcu wzrok od jego ciała.
 - I żałuję, że nie słuchałem.
Andy przeczesał czarne włosy palcami i podszedł do niej zdecydowanym krokiem.Oparł się o framugę drzwi, tym samym zmuszając ją, by sama przylgnęła do niej plecami. Pochylił się, a jego ciepły oddech owiał zarumieniony policzek Jamie.  Zawiesiła wzrok na jego ustach, trzymając w sercu cichą nadzieję, że zechce ją pocałować, jednocześnie bluzgając się w myślach za to nonsensowne pragnienie.
 - Postaraj się nie wystraszyć Charlie, dobrze? - mruknął, wyłapując jej spojrzenie. - Wrócę późno, więc nie rób problemów i połóż się grzecznie spać.
 - Nie mogę na ciebie.. poczekać? - przygryzła lekko wargę.
 - Możesz, jeśli przestaniesz mnie w końcu prowokować - wsunął drugą dłoń pod jej kark i przyciągnął ją do siebie.
Jamie na chwilę wstrzymała oddech, przyciśnięta do jego ciała. Ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej i zadarła głowę do góry, starając się opanować drżenie kończyn. Andy nie patrzył w jej oczy. Wzrok miał skupiony na jej przygryzionej wardze.
 - Do czego cię prowokuję? - zapytała znowu, wiedząc doskonale, co odpowie.
 - Chryste, nie mogę- jęknął. - Jesteś nieletnia.
Spuściła głowę i odsunęła się od niego na tyle, na ile tylko jej pozwolił. Silne ramię porywacza nie dawało jej zbyt wiele swobody...
Cóż, po chwili jego miękkie usta ograniczyły tę swobodę do minimum.
Ale Jamie to nie przeszkadzało.

xxxx

Charlotte była przede wszystkim piękną kobietą. Proste, ciemobrązowe włosy opadały na jej ramiona kaskadami, rzucając cień na wystające kości policzkowe obleczone mleczną skórą. Pełne usta pomalowane bordową szminką rozciągnięte były w tajemniczym uśmiechu, a intensywnie błękitne oczy należały do tych "wszechwiedzących". Jednak Jamie zauważyła, że Andrew wcale nie zwraca uwagi na piękno tej kobiety. Przytulił ją, przywitał się kulturalnie, lecz nic nie wskazywało na to, że mogłaby mu się podobać. Czyżby był gejem? Nie, to było wykluczone. Pewnie  przez chodzenie w tak ciasnych spodniach ma zaburzenia erekcji.
 - Cześć, Jamie - uśmiechnęła się do niej Charlie. Jej głos był miękki i przyjemny dla ucha.
 - Cześć - odrzekła niemal mechanicznie. - Andy już wyszedł?
Charlotte spojrzała na nią, unosząc jedną ze swoich ciemnych brwi.
 - Wyszedł. I na cale szczęście - odetchnęła, siadając przy stole na przeciwko szesnastolatki. - Jamie, posłuchaj. Owszem, Andy jest moim kolegą, zgodziłam mu się pomagać, ale bardziej chcę pomóc tobie.
 - Niby jak? Gdy pytam go o cokolwiek, zbywa mnie półsłówkami.
 - Jamie, możesz mi zaufać. Naprawdę chcę twojego dobra. Andy jest trochę.. porywczy i dziwny, ale to dobry z niego chłopak - sięgnęła po dłoń Jamie leżąca na stole, po czym schowała ją w swoich. - Uwierz mi.
Uwierzyła.



_____________________________________________________________
Od autorki: Spóźniłam się znowu, przepraszam. Rozdziały będą dodawane niedziela-wtorek. Mam dużo nauki i ciężko jest mi się wyrobić.
Huh, ten rozdział niezbyt mi się podoba. Wiem, że mogłam napisać lepiej, ale jest jak jest. No. Kto się cieszy, że się pocałowali?
Mniejsza. Jak zauważyliście, postać Charlotte będzie raczej pozytywna. Cóż, ktoś musi.
I komentujcie! To dla mnie wielka motywacja. Nie bójcie się wyrażać swojego zdania. Nie obrażę się.


oreuis
.
.
.
.
.
.