wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 5

Dzień trzeci

Jamie Addams nieraz pakowała się w kłopoty. Wielokrotnie lądowała na dywaniku dyrektora, była spisywana przez policję, choć właściwie nie robiła nic niewłaściwego. Zwykle ponosiła karę za zbyt głośne wyrażanie swojego zdania, a w najgorszym wypadku - nieprawidłowe przejście przez ulicę. Tym razem jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że jej występek był o wiele poważniejszy. Andrew nie znał litości. Widziała to w jego spojrzeniu, gdy jeszcze raz lustrował malunki na jej ciele, podczas gdy ona kolejno zdejmowała podkoszulek i sweter.
Porywacz przesunął językiem po spierzchniętych wargach i zrobił krok w jej stronę. przyprawiając ją o przyspieszone bicie serca. Sięgnął do wiązania bandaża i zręcznymi palcami rozplątał supeł, który przytrzymywał opatrunek na jej żebrach.
Jamie wzięła głęboki oddech, gdy opatrunek przestał ją krępować, lecz natychmiast pożałowała swojej decyzji. Z zaczerwienioną twarzą zakryła piersi, mając nadzieję, że nawet nie zwrócił uwagi na jej nagość.
 - Nie musisz się zasłaniać - mruknął rozbawiony jej zawstydzeniem. - Przecież widziałem je już wcześniej. No, dalej, zabierz rączki.
Mówiąc to, ujął jej dłonie w swoje i powoli odsunął od jej ciała. Wzrok Andy'ego na krótką chwilę zatrzymał się na okrytej części jej ciała, lecz już po chwili wrócił na jej twarz. Dziewczyna rzuciła mu nienawistne spojrzenie i odwróciła tyłem, by nie mógł widzieć jej rozebranej.
 - Jamie?
 - Co? - burknęła. Chłopak podszedł bliżej niej, przerzucając jej włosy na jedną stronę.
 - Muszę ci to zmyć i przefarbować włosy. Zrozum, że to konieczne.
Prychnęła, pochylając się nad wanną i biorąc gąbkę. Podała mu ją, nawet nie czekając na rozkaz, czy chociażby prośbę z jego strony.
-Dlaczego konieczne? Przecież i tak nikt mnie tu nie znajdzie, zwłaszcza, że jesteśmy na pieprzonym pustkowiu, a ty nie pozwalasz mi nawet wystawić ręki za okno.
Andy westchnął ciężko i położył głowę na jej ramieniu. Jamie ze zdziwieniem spojrzała na niego, lecz nawet nie próbowała komentować jego dziwnego zachowania. Przywykła do tego, że on był inny.
 - Przyznaj się, wiesz tyle o porwaniach, ile widziałeś albo wyczytałeś w marnych kryminałach - zaśmiała się.
 - W więzieniu nie wolno było oglądać ani czytać kryminałów - odpowiedział od niechcenia. - Pewnie myśleli, że komuś przyjdzie do łba ucieczka, albo coś takiego.
Przez krótką chwilę analizowała informację. Wiedziała, że był młody i mogła przypuszczać, że odsiedział swoje, w dodatku dzięki jej rodzicom. W takim razie.. Ile miał lat i kim był jej porywacz?
 - Za co siedziałeś? - zapytała.
W łazience zapanowała cisza. Andrew podniósł głowę z jej ramienia i przesunął po nim namydloną gąbką. Powtarzał ten ruch dłuższą chwilę, aż jej skóra zaczęła piec.
 - Za niewinność, Jamie.

Dzień siódmy

Szesnastolatka siedziała przy stole, obracając w dłoniach kubek z zimną już herbatą. Od tygodnia nie miała żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, nie licząc wiadomości radiowych, które udało jej się podsłuchać tylko jeden raz. Nie miała pojęcia, czy jej szukają, choć rodzice na pewno zdążyli się zorientować, że ich córka zaginęła. Kto wie, może jakimś cudem są już na jej tropie? Lub nie mają nawet od czego zacząć, mając tylko zeznania jednego świadka - znienawidzonej profesor Spencer. Jeśli tak, była zgubiona.
Andy gorączkowo biegał po całym domu, nie zwracając nawet uwagi na to, co dziewczyna robi. Mogłaby zaczaić się na niego z nożem, a on, pochłonięty poszukiwaniem czegoś, nawet by tego nie zauważył.
 - Jamie, nie widziałaś gdzieś czarnej koszuli z krótkim rękawem i paska od spodni? - zapytał, wpadając do kuchni.
 - Nie leży przypadkiem w twojej sypialni na fotelu? - odbiła pytanie.
 - Chryste, dzięki - uśmiechnął się i odwrócił na pięcie by odejść, lecz przy samym wejściu do kuchni zatrzymał się. - Zapomniałam ci powiedzieć. Muszę.. wyjechać w ważnej sprawie i poprosiłem moją koleżankę, żeby cię przypilnowała.
Skrzywiła się machinalnie i odbiła od stołu. Oparła się wygodnie o krzesło i założyła ręce pod piersiami. Nie ufał jej, chociaż ona zaczynała darzyć go szacunkiem. Słuchała się we wszystkim, pozwoliła nawet zmienić kolor swoich włosów, choć farba niewiele zdziałała w śmiertelnym starciu z jej naturalnym, ognistorudym kolorem
 - Nie trzeba mnie pilnować - syknęła.
Andrew przewrócił oczami.
 - Ujmę to inaczej. Wolę nie zostawiać cię samej, bo możesz zdemolować mi dom.
Cóż, faktycznie, mogłaby to zrobić.
 - Jasne. Jedziesz do dziewczyny?
 - Nie - uśmiechnął się szeroko. - Chyba, że znasz jakąś dziewczynę, która jest zainteresowana, wtedy bardzo chętnie.
 Siedzi przed tobą, kretynie.
Jamie pokręciła głową.
 - No właśnie. Ja też nie znam żadnej.
 - A ta twoja.. koleżanka, jak ma na imię? - zapytała w końcu, widząc, jak długo i podejrzliwie jej się przygląda.
 - Charlotte. Na pewno dogadasz się z nią lepiej niż ze mną. Obie jesteście podobne - stwierdził, cofając się do salonu. - Tak samo irytujące i uparte.
 - Nie jestem wcale irytująca i uparta! - zaprotestowała natychmiast.
Jego gierki zaczynały jej się podobać. Sposób, w jaki wymawiał jej imię intrygował ją, to, jak przytulał się w nocy do jej ciała przestało jej przeszkadzać. Raz nawet, na wpół świadoma swoich czynów, wtuliła się w jego ciało i przez całą noc wsłuchiwała w rytmiczne bicie serca.
Wpadłam, pomyślała.
 - W ogóle, Jamie. Jesteś najcudowniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek miałem okazję poznać. Do tego gotujesz po mistrzowsku- puścił jej perskie oczko, kierując się w stronę fotela stojącego w kącie sypialni.
Addams jak zahipnotyzowana wpatrywała się, jak zapina koszulę, idealnie przylegającą do jego klatki piersiowej. Przez jedną szaloną chwilę zastanawiała się, co jeszcze potrafi robić tak zręcznymi palcami, lecz natychmiast odrzuciła od siebie wszystkie myśli biegnące w kierunku jego rozporka.
 - Ostrzegałam cię,  ale nie słuchałeś - wzruszyła swoimi szczupłymi ramionami, odrywając w końcu wzrok od jego ciała.
 - I żałuję, że nie słuchałem.
Andy przeczesał czarne włosy palcami i podszedł do niej zdecydowanym krokiem.Oparł się o framugę drzwi, tym samym zmuszając ją, by sama przylgnęła do niej plecami. Pochylił się, a jego ciepły oddech owiał zarumieniony policzek Jamie.  Zawiesiła wzrok na jego ustach, trzymając w sercu cichą nadzieję, że zechce ją pocałować, jednocześnie bluzgając się w myślach za to nonsensowne pragnienie.
 - Postaraj się nie wystraszyć Charlie, dobrze? - mruknął, wyłapując jej spojrzenie. - Wrócę późno, więc nie rób problemów i połóż się grzecznie spać.
 - Nie mogę na ciebie.. poczekać? - przygryzła lekko wargę.
 - Możesz, jeśli przestaniesz mnie w końcu prowokować - wsunął drugą dłoń pod jej kark i przyciągnął ją do siebie.
Jamie na chwilę wstrzymała oddech, przyciśnięta do jego ciała. Ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej i zadarła głowę do góry, starając się opanować drżenie kończyn. Andy nie patrzył w jej oczy. Wzrok miał skupiony na jej przygryzionej wardze.
 - Do czego cię prowokuję? - zapytała znowu, wiedząc doskonale, co odpowie.
 - Chryste, nie mogę- jęknął. - Jesteś nieletnia.
Spuściła głowę i odsunęła się od niego na tyle, na ile tylko jej pozwolił. Silne ramię porywacza nie dawało jej zbyt wiele swobody...
Cóż, po chwili jego miękkie usta ograniczyły tę swobodę do minimum.
Ale Jamie to nie przeszkadzało.

xxxx

Charlotte była przede wszystkim piękną kobietą. Proste, ciemobrązowe włosy opadały na jej ramiona kaskadami, rzucając cień na wystające kości policzkowe obleczone mleczną skórą. Pełne usta pomalowane bordową szminką rozciągnięte były w tajemniczym uśmiechu, a intensywnie błękitne oczy należały do tych "wszechwiedzących". Jednak Jamie zauważyła, że Andrew wcale nie zwraca uwagi na piękno tej kobiety. Przytulił ją, przywitał się kulturalnie, lecz nic nie wskazywało na to, że mogłaby mu się podobać. Czyżby był gejem? Nie, to było wykluczone. Pewnie  przez chodzenie w tak ciasnych spodniach ma zaburzenia erekcji.
 - Cześć, Jamie - uśmiechnęła się do niej Charlie. Jej głos był miękki i przyjemny dla ucha.
 - Cześć - odrzekła niemal mechanicznie. - Andy już wyszedł?
Charlotte spojrzała na nią, unosząc jedną ze swoich ciemnych brwi.
 - Wyszedł. I na cale szczęście - odetchnęła, siadając przy stole na przeciwko szesnastolatki. - Jamie, posłuchaj. Owszem, Andy jest moim kolegą, zgodziłam mu się pomagać, ale bardziej chcę pomóc tobie.
 - Niby jak? Gdy pytam go o cokolwiek, zbywa mnie półsłówkami.
 - Jamie, możesz mi zaufać. Naprawdę chcę twojego dobra. Andy jest trochę.. porywczy i dziwny, ale to dobry z niego chłopak - sięgnęła po dłoń Jamie leżąca na stole, po czym schowała ją w swoich. - Uwierz mi.
Uwierzyła.



_____________________________________________________________
Od autorki: Spóźniłam się znowu, przepraszam. Rozdziały będą dodawane niedziela-wtorek. Mam dużo nauki i ciężko jest mi się wyrobić.
Huh, ten rozdział niezbyt mi się podoba. Wiem, że mogłam napisać lepiej, ale jest jak jest. No. Kto się cieszy, że się pocałowali?
Mniejsza. Jak zauważyliście, postać Charlotte będzie raczej pozytywna. Cóż, ktoś musi.
I komentujcie! To dla mnie wielka motywacja. Nie bójcie się wyrażać swojego zdania. Nie obrażę się.


10 komentarzy:

  1. Ktoś tu czytał 'Uprowadzoną.'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczę Cię. "Uprowadzonej" nie czytałam, więc wszystkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe. Przy pisaniu inspiruję się głównie moimi rozmowami ze znajomymi; podrzucają mi ciekawe pomysły. Rassy również często mi pomaga, gdy mam blokadę twórczą. Opowiadanie dotyczy porwania głównie z jednego powodu: uwielbiam akcję. Gdy nic się nie dzieje, a wszystko rozkręca się stopniowo, pisanie zaczyna mnie nudzić. Tutaj mogę pozwolić sobie na gwałtowność.
      W każdym razie, dziękuję za opinię ;)

      Usuń
    2. Lubię "Uprowadzoną", lubię też motyw porwania ze względów takich jak ty, ale...chyba jeden z twoich znajomych podziela moje uwielbienie do tej książki, bo scena dotycząca 'malowania' swojego ciała jest niemal żywcem zerżnięta z książki - choć to może tylko dziwny zbieg okoliczności. Nie wspomnę o podobieństwie Andy'ego do Tylera - głównego bohatera i różnicy wieku, która dzieliła go od Gemmy ( odpowiednik ( Jamie. ) Nie traktuj tego jak otwartego oskarżenia, możliwe, że nie mam racji, po prostu twór twój i Lucy Christopher są uderzająco podobne.

      Usuń
    3. Rozumiem. Cóż, nie mogę udowodnić, że książki nie czytałam. Ale wszystkie zbieżności są przypadkowe, mogę to wytłumaczyć:
      Różnica wieku między bohaterami wynika głównie z tego, że Andy Biersack, główny bohater, ma w rzeczywistości 24 lata, w tym roku, zdaje się, 25. Nie mogłam go odmłodzić, bo byłaby to niedorzeczność. Nie mogę co do niego zdradzić więcej, b popsuję całą zabawę. Gdyby główna bohaterka była w jego wieku, cóż, ciężko byłoby mi to opisywać. Sama jeszcze jestem w gimnazjum, więc jej tok myślenia jest mi całkiem bliski.
      Andy, cóż, wygląda tak, jak w realnym świecie, bo to fan fiction o nim, więc nie mogę dowolnie zmieniać jego wyglądu.
      I fragment z malowaniem ciała - była to z mojej strony drobna kpina; na samym początku miałam zamiar napisać, że Jamie maluje się farbą cała, żadnych wzorów. Później doszłam do wniosku, że skoro już wspomniałam o jej fascynacji sztuką, nie mogłabym tego zrobić. Tak więc "wytatuowałam" Jamie.
      Przepraszam, że tak nieskładnie, ale mam ogromne problemy z przeglądarką i ledwie udaje mi się napisać zdanie, ta się restartuje.

      Usuń
  2. ...ok i Charlotte też spoko w końcu jakieś pozytywy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie się pocałowali!
    Kocham kocham kocham i jeszcze raz kocham ten rozdział :*
    Zaciekawiłas mnie bardzo postacią Charlott... zastanawiam się również gdzie Andy polazł?
    Rozdział mógłby być trochę dłuższy ale to taki tylko szczegół ;)
    Do następnego i weny życzę!

    P.S powodzenia w nauce kochana! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham kocham kocham!!!!! Pocałowali się! <3 Nie wierzę!!! Andy i Ruda są świetni *_* Gdzie poszedł nasz porywacz? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tooo ja czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Łohoho... pocałowali się ^^ nie mam weny na dłuższy komentarz, ale rozdział mi się podoba :D życzę weny i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj uwielbiam ^^ czekam na ciąg dalszy;)

    OdpowiedzUsuń

oreuis
.
.
.
.
.
.