niedziela, 21 sierpnia 2016

Epilog

Podekscytowana Jamie opierała się wygodnie o plecy swojego porywacza, śledząc wykaligrafowany tekst, który czytał od kilkunastu minut. Była dumna, czując, że prezent mu się spodobał. Poświęciła wiele godzin pracy, by go zrobić i doprowadzić do pełnej perfekcji.
Teraz wyłapywała niewielkie błędy, które popełniła przy pisaniu historii - niepoprawnie złożone zdania, które pisała pod wpływem silnych emocji, błędy interpunkcyjne, rzeczy, które mogłaby jeszcze poprawić. Wyglądało jednak na to, że mężczyzna ich nie zauważał.
Minęło kilka długich minut, nim zamknął mozolnie prowadzony pamiętnik Jamie i odwrócił się, by wtulić się w ciało dziewczyny.
 - Podoba ci się? - zapytała niepewnie.
Andrew wplątał palce w jej włosy i pociągnął lekko, nie na tyle, żeby ją zabolało. Lubiła ten rodzaj pieszczot, szczególnie, gdy później całował ją w szyję.
 - Bardzo - mruknął z twarzą wtuloną w jej skórę. - Ale skąd pomysł na coś takiego?
Jamie zmieszała się. Sama nie wiedziała, jak powinna odpowiedzieć na jego pytanie, założenie pamiętnika było przecież sprawą mocnego impulsu, który kazał jej to zrobić. Dopiero później pomyślała, że Andy mógłby się ucieszyć, gdyby chciała podzielić się z nim swoimi uczuciami.
 - Pisałam go od samego początku - przyznała w końcu. - Stwierdziłam, że... chciałbyś wiedzieć, jak to dla mnie wyglądało.
 - Mądrze stwierdziłaś.
Na policzki Jamie wpłynął intensywny rumieniec. Spuściła głowę, zawstydzona i odsunęła się odrobinę, by odłożyć pamiętnik na stolik kawowy. Sama ostrożnie przesiadała się na kolana Andy'ego.
 - Cieszę się, że zmieniłaś zakończenie. To jest znacznie ciekawsze od naszego.
Przytaknęła. Ich prawdziwe zakończenie wyglądało zupełnie inaczej.
Nie było żadnego nalotu policyjnego. Nie było rozprawy w sądzie. Nie było wystawy, kariery. Nie było żadnego spotkania, ani zniknięcia. Ślubu. Charlotte nigdy nawet nie istniała. Prawdziwe było jedynie dziecko. To, które Jamie nosiła od siedmiu miesięcy pod sercem, które rozwijało się prawidłowo i miało niedługo przyjść na świat.
 - Ashley zawsze przypominał wyglądem kobietę. Pomyślałam, że... byłoby śmiesznie, gdyby się nią stał - odparła.
Andy uśmiechnął się ciepło i ułożył dłoń na jej brzuchu. Robił to często, lecz tylko po to, by się uspokoić. Uwaga na temat Ashleya, jego długoletniego przyjaciela musiała go zirytować. A może robił to z czystej czułości?
 - Masz rację, Ash przypomina kobietę. Wściekłby się, gdyby to usłyszał. - Pochylił się nieco, by pocałować ją w policzek. - Musze dzisiaj trochę popracować. Nie pogniewasz się?
Jamie miała nadzieję, że spędzą cały wieczór razem. To było dla niej bardzo ważne, bo ostatnio bardzo rzadko spędzali czas razem. Andy od rana pracował, a wieczorami spędzał czas przed telewizorem, ograniczając tym ich rozmowy do minimum.
Myślała, że chociaż w dzień rocznicy to się zmieni, lecz myliła się.
 - Tak, właściwie, to... jestem zmęczona, mały dzisiaj cały dzień kopał - powiedziała.
Czy była zła na Andy'ego? Nie, najwyżej odrobinę zawiedziona. Nie potrafiła się na niego złościć, zbyt mocno go kochała.
 - Połóż się już spać, powinnaś odpocząć - wyszeptał.
Zamknęła oczy, gdy Andrew pochylił się i musnął jej wargi swoimi. Przeszedł ją przyjemny, ciepły dreszcz.
Wstała ostrożnie z jego kolan, poprawiając zawiniętą tunikę.
 - Dobrej nocy.
 - Słodkich snów - powiedział miękko.
Jamie uśmiechnęła się delikatnie i skierowała do sypialni.
Czuła się rozkosznie rozleniwiona i zaspana. Dopóki tego nie powiedziała, nie czuła zmęczenia, lecz teraz mogłaby spać długo i twardo.
Spojrzała jeszcze raz w kierunku salonu, z ufnym uśmiechem. Pociągnęła za sobą klamkę i zapaliła światło.
Drzwi do piwnicy zamknęły się z głuchym trzaskiem.




________________________________________________________
Od autorki: To już epilog i wszyscy wiemy, co to oznacza.
Chciałabym podziękować wam za wszystkie komentarze, cierpliwość, za wszystko. Pisanie tego bloga sprawiło mi wiele radości (czasem) i myślę, że nawet zmieniło odrobinę mój punkt widzenia. Nie wiem, czy podobało się wam wszystkim - mam nadzieję, że nie, wtedy oznaczałoby, że całe opowiadanie było słabe.
W każdym razie, pamiętajcie, że to nie jest koniec mojej twórczości, a jedynie mała jej część, bo mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie kolejne opowiadania.
Kurcze, tak strasznie mi smutno, że to już koniec, no. 
Zapraszam również do strony, która macie tam wyżej, są w niej objaśnienia dotyczące całego bloga, które chyba się przydadzą, bo lubię komplikować i w ogóle.
Żeby już nie przedłużać, życzę Wam dużo weny, przemyśleń i pomysłów.
Lubię dyskusje i komentarze, więc wiecie chyba co robić c:
Kocham.

Królik

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 17

Dzień tysiąc siedemset czterdziesty czwarty

Zatrzymał się przy jednym z filarów i oparł o niego, by chwilę odpocząć. Odetchnął głęboko i rozejrzał się po raz kolejny, zdejmując na chwilę przyciemniane okulary. Zmarszczył w zamyśleniu czoło. Z pewnością nie pomylił daty ani adresu. Miał jednak wrażenie, źle trafił i wystawa, którą oglądał przed ostatnie pół godziny wcale nie jest autorstwa Jamie Lilith Addams.
Obserwował ją już od dawna.
Mógłby napisać książkę dotyczącą jej życia, zawrzeć w niej wszystkie jej zainteresowania, nawyki i skrzywienia. Była dla niego niczym bohater, którego sam wykreował. Potrafił przewidzieć jej zachowania, nastrój albo odczytać myśli. Dlatego wiedział, że ona nie mogłaby namalować czegoś, co w najmniejszym stopniu przypominałoby prace Pabla Picassa.
Ponownie założył okulary i przeszedł się wzdłuż jednej ze ścian galerii, oglądając kolejne geometryczne krajobrazy, nieanatomiczne twarze i abstrakcje, które w ogóle do niego nie przemawiały. W końcu doszedł do jednych z otwartych przejść, na które wcześniej nie zwrócił najmniejszej uwagi. Zajrzał niepewnie do środka i uśmiechnął się łobuzersko.
Bingo.
Nie miał pojęcia, jak to się stało, że wcześniej nie zauważył obrazu który wisiał teraz naprzeciwko niego. Podszedł bliżej, aby upewnić się, że to nie tylko złudzenie. Mógł być jedynie podobny, przypominać to, co Jamie namalowała po miesiącu przebywania u niego.
Zmrużył oczy. Dostrzegł kilka czerwonych plamek na niebie i był już pewien, że się nie pomylił. Odsunął się nieco i rozejrzał. Tym razem dostrzegł ją niemal od razu.
Skłamałby, gdyby powiedział, że Jamie stała się piękniejsza przez cztery lata. Przeciwnie, zbrzydła. Nie wyglądała już jak niewinna nastolatka, ale podstarzała kobieta, mimo, że miała dopiero dwadzieścia jeden lat. Może była to wina matowego odcienia jej cery albo eleganckich ubrań, które miała na sobie?  Nie miała też burzy rudych loków, a jedynie rudawą kitkę wiszącą smętnie do połowy pleców. Oczy też straciły dawny blask. Była jedynie cieniem jego dawnej, energicznej Jamie. Co mogło być przyczyną takiej zmiany? Nie wiedział.
Odczekał, aż mężczyzna który z nią rozmawiał oddali się, a potem podszedł do niej. Jamie zmarszczyła brwi gdy ich spojrzenia spotkały się. Uśmiechnęła się jednak subtelnie i podeszła w jego stronę.
 - Cześć - mruknęła niewyraźnie, co starała się zatuszować uśmiechem. - Co ty tu robisz?
Widział w jej oczach zagubienie i zdenerwowanie. Jamie musiała być zaskoczona spotkaniem, ale starała się tego nie okazywać, co nie do końca jej wychodziło. Z pewnością już dawno przestała o nim myśleć, zaczęła naprawdę żyć. Być może miała kogoś? Andy nie chciał być zazdrosny, ale poczuł dziwne ukłucie na samą myśl o tym, że Jamie mogła należeć teraz do kogoś innego.
Odepchnął te niedorzeczne myśli i wyciągnął dłoń.
 - Przyszedłem obejrzeć twój mały sukces. - Jamie uścisnęła jego dłoń i szybko zabrała swoją. Odsunęła się pół kroku. - Widzę, że nieźle ci poszło.
Zmieszała się.
 - Dziękuję.
 - Szokująca historia pomaga się wybić, co? - rzucił z nutą kpiny w głosie.
Zabrzmiało to dość brutalnie i sam zdziwił się tonem swojego głosu. Nie chciał, żeby zabrzmiało to w ten sposób,
 - Co masz na myśli? - spytała szeptem.
Stała teraz bokiem do niego, wpatrując się w jeden ze swoich pejzaży. Przysunął się do niej nieco, powstrzymując dłoń która samoczynnie powędrowała na jej biodro by objąć ja i przyciągnąć mocno. Nie była już jego własnością, musiał wbić to sobie do głowy.
 - Sama doskonale wiesz. Porwał cię chory psychicznie zboczeniec, rozkochał w sobie, wykorzystywał, ale mimo to zdecydowałaś się bronić go w sądzie. Wiesz, że powinienem dostać co najmniej dwadzieścia lat, prawda?  - wymruczał, pochylając się nad nią. - Gdyby nie to, że prokurator chciał posłać mnie na dożywocie albo karę śmierci znów trafiłbym do więzienia. Ale ty mi pomogłaś.
Widział, że zacisnęła wargi. Jej oczy zaczęły błyszczeć od zbierających się w nich łez. Miał nad nią pełną kontrolę i zamierzał to wykorzystać.
 - Zastanawiam się, dlaczego to zrobiłaś, Jamie.
Nie odpowiedziała. Pochylił się nad nią bardziej, by musnąć płatek jej ucha.
 - Może nadal ci na mnie zależy? Gdyby było inaczej, kilka minut temu nie podeszłabyś do mnie, tylko zaczęła krzyczeć.
Andrew odsunął się i wyprostował. Z trudem odchrząknął, znów zmarszczył czoło i wpatrzył się w obraz.
 - Nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty - szepnęła Jamie.
Wzrok nadal miała wbity w swoją pracę, choć nieobecny. Zastanawiała się nad czymś, a on chciał wiedzieć, co zajmuje jej myśli kiedy jest obok.
 - Rozumiem. To chyba przez to, że cię zaskoczyłem, kiedyś lubiłaś mi je robić.
Zwycięski uśmiech wpełzł na jego wargi, gdy dostrzegł rumieniec na zapadniętych policzkach dziewczyny. Gdy zauważyła, że się w nią wpatruje, odwróciła się i przeszła powoli kilka kroków do kolejnego malowidła. Podążał zaraz za nią.
 - To wszystko mogło potoczyć się inaczej - powiedziała.
Andy poczuł specyficzną tęsknotę za tymi chwilami, kiedy miał ją blisko siebie. Przypomniał sobie te ohydne obiady, które gotowała, chwile, które spędzili razem i ogarnęła go nostalgia. Przymknął oczy, oddając się w pełni wspomnieniom, które mimo upływu czasu nie blakły, lecz stawały się coraz wyraźniejsze.
 - Nadal może, Jamie - podjął po chwili.
Spojrzała na niego, zaskoczona i skrzywiła z niedowierzaniem. Oczywiście, jak mógł pomyśleć, że od razu pojmie o co mu chodzi?
Wsunął dłoń do kieszeni marynarki i pogrzebał w niej przez chwilę. W końcu wyciągnął podłużny papierek z ciągiem cyfr i wcisnął go w jej dłoń.
 - Jeśli się rozmyślisz, odezwij się.

Tego samego wieczoru jego telefon zadzwonił.


Dzień tysiąc siedemset siedemdziesiąty ósmy

Andrew był zaskoczony, gdy do jego drzwi zapukała policja.
Podniósł się z ociąganiem, biorąc swojego maleńkiego syna na ręce i przeciął przedpokój, by otworzyć drzwi funkcjonariuszom. Zmarszczył brwi.
 - O co chodzi, panowie?
Greg Elson, szeryf, spojrzał na niego nieufnie, lecz uśmiechnął się, gdy jego wzrok spoczął w końcu na dziecku, które Andy trzymał w ramionach.
Jego synek miał już pięć miesięcy i był jego małą kopią. Nie potrafił wytrzymać ani chwili sam, kiedy powinien opiekować cię nim tata.
 - Dobrze wiesz, Biersack. Znów ją porwałeś, hę? - mruknął mężczyzna. - Wpuść nas i pozwól przeszukać dom, a nie będziemy robić sobie kłopotów z nakazem.
Andy westchnął i pokręcił głową, robiąc krok do tyłu i otwierając drzwi szerzej.
 - Chodzi o tę małą Addams, tak? Inaczej nie pomyślelibyście o mnie - mruknął i przygryzł wargę.
 - Trzy dni temu znowu zaginęła. Wiemy, że kontaktowała się z tobą.
W czasie, gdy rozmawiali, trzech innych facetów przeszukiwało mu dom, zaglądając dosłownie wszędzie.
 - Dzwoniła, ale nie zbliżałem się do niej. Poprosiłem, żeby przestała, nie chcę łamać zakazu. Dobrze wiesz, Greg, że mam teraz dla kogo być wzorowym obywatelem. - Zerknął na gaworzącego wesoło chłopca i uśmiechnął się do niego wesoło. Mały zaśmiał się i wtulił w niego, małymi rączkami oplatając mu szyję i obśliniając rękaw koszulki.
 - Jak się miewa Charlotte? - spytał po chwili szeryf, rozglądając się po salonie.
Zdradziecki los chciał, żeby jego przyjaciółka Charlotte, której zdarzało się nazywać go gejem i zboczeńcem została jego żoną. On sam przyczynił się do tego, dwa lata wcześniej oświadczając się jej podczas wizyty u rodziców. Przyjęła oświadczyny dopiero po długiej i trudnej rozmowie, podczas której cały czas klęczał z wyciągniętym pierścionkiem. Może właśnie to ją przekonało? Ryzykował w końcu zdrowie swoich stawów, żeby móc stać się mężczyzną jej życia.
Rok później wzięli ślub, a po trzynastu miesiącach urodził się ich syn, który stał się oczkiem w głowie Andy'ego.
 - Nadal rozpacza, że przytyła. Jam mam jej wytłumaczyć, że z rozstępami wygląda nawet lepiej? Jak nazwałem ją tygrysicą kazała mi spać w salonie - westchnął ciężko.
Elson parsknął głośnym śmiechem i pokręcił lekko głową.
 - Nie mów jej więcej, że wygląda jak tygrys. Przestaw wagę, pomyśli, że schudła, rzuć komplementem i będzie szczęśliwa.
Andy zanotował pomysł w pamięci, przysięgając sobie, że go wykorzysta.
 - Szefie, nikogo tu nie ma. Nie ma opcji, że kogoś tu ukrył - zawołał niezidentyfikowany głos, prawdopodobnie z sypialni,
Greg Elson pokiwał w zamyśleniu głową. Uśmiechnął się i podszedł do Andrew, żeby poklepać go po ramieniu.
Mały znów zaśmiał się wesoło.
 - Wierzyłem w ciebie, synu.
Policjanci zebrali się do wyjścia po kilku minutach, uprzedzając go, że będzie musiał złożyć oficjalne zeznania na komendzie. Nim drzwi się zamknęły, Elson odwrócił się jeszcze raz.
 - Pamiętaj, Biersack, zemsta nie zawsze jest słodka.



________________________________________________________
Od autorki: Podziękujcie Melody za komentarze, gdyby nie ona, rozdział byłby za sto lat!
TO JESZCZE NIE JEST KONIEC, KONIECZNIE CZEKAJCIE NA EPILOG, KONIECZNIE.
Tak, cóż, nie wiem co mam tu napisać, szybko poszło mi pisanie tego, jestem naprawdę bardzo zadowolona. Nie spodziewałam się, że to wyjdzie mi tak dobrze. Podoba się Wam?
Komentujcie, komentujcie, a może nie doprowadzę was do zawału zakończeniem!
Dobrej nocy, kochani!

STOP, chwila, przypomniałam sobie!
Jeśli sobie życzycie, mogłabym przenieść opowiadanie na wattpad, ale nie wiem co i jak, czy w ogóle chcecie! Dawajcie znać!

oreuis
.
.
.
.
.
.