poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 2

Jamie nie miała pojęcia, ile czasu spędziła w bagażniku auta porywacza. Co chwila odzyskiwała przytomność, a później znów ją traciła. Równie dobrze mogło minąć wiele godzin, może nawet dni. Dla niej czas przestał istnieć. Walczyła o każdą sekundę świadomości, każdy, chociażby najmniejszy ruch. Oddychała płytko i nieregularnie. Powietrze było lepkie i gorące; każdy oddech palił jej płuca żywym ogniem. Łzy na jej policzkach dawno już wyschły, pozostawiając po sobie słone ślady i ogromną ujmę w jej pewności siebie. 
Ze wszystkich sił starała się uspokoić. Wiedziała, że panika w takich sytuacjach jest niewskazana. Matka dała jej wiele lekcji samokontroli, które jedynie przy potyczce z nauczycielką wzięły w łeb. Stopniowo nabierała powietrza, a później powoli je wypuszczała, starając się zignorować ogień wypełniający jej ciało. Palący ból nie istniał, wypierany przez wstyd i poczucie bezradności. Matka nie byłaby dumna, że dała się podejść jak dziecko. Przecież wielokrotnie tłumaczyła jej, jak ma się bronić. A ona? Oddała jeden, lekki cios.
Z jej oczu powoli wypłynęła nowa fala łez. Z wysiłkiem otarła je dłonią, po czym znów ułożyła rękę wzdłuż ciała. Tylko w ten sposób jej żebra nie zawadzały o ostry kawałek metalu, wystający spod samochodowej wykładziny. Całe ramie, co prawda było zakrwawione i posiniaczone, ale nie zwracała na to uwagi. Ręka była niczym w porównaniu z głową. Z jej skroni do tej pory sączyła się krew, zlepiając włosy i zalewając oczy.
Znajdowała tylko jedno słowo, które idealnie określało jej obecny stan. Beznadzieja.

 xxxx

Zimny wiatr muskał jej policzek. Rany szczypały uporczywie, a skóra ciągnęła się przy nawet najmniejszym ruchu. Rozchyliła powieki i nieobecnym, mętnym wzrokiem przesunęła po przednich siedzeniach auta, uchylonej szybie w drzwiach i radiu samochodowym, które nadawało ciche informacje ze świata polityki. Nikt nie mówił o zniknięciu Jamie Addams, małej córeczki jednego z najbardziej poważanych prokuratorów. Przez dłuższa chwilę z nadzieja wsłuchiwała się w brzęczenie odbiornika, jednak blok z informacjami zakończył się, a o porwaniu nie wspomniano ani słowa. Cóż, jedenaście wilii jednego z posłów było ważniejsze od jednej, nic nieznaczącej dziewczynki, która właśnie wbrew swojej woli jechała z nieznajomym facetem w zupełnie nieznane miejsce. To przecież nic szczególnego, prawda? Ile w końcu mogła być warta? Była chuda, słaba z matmy, a szczytem jej kulinarnych możliwości była zupka.
Chińska zupka.
Wyceniała siebie na jakieś.. sto dolarów. W końcu, gdyby okazała się fatalną gospodynią, albo zabaweczką do gwałcenia, można by ją zjeść. Podejrzewała, że jej mięso jest żylaste i niesmaczne, ale mimo to…
Oczywiście, każdy normalny człowiek myśli o swoich walorach kulinarnych, gdy jego życie wisi na włosku.
Westchnęła cicho, kierując wzrok na swoje ciało. Rany były opatrzone, skóra czysta. Nie widziała żadnych śladów krwi.  Jej twarz nie lepiła się od potu i łez. Była co prawda skrępowana, ale miękki materiał w żaden sposób nie był niewygodny. Krępował ruchy, owszem, ale nie wrzynał się w skórę i nie wycinał ran, jak wędkarska żyłka, którą kiedyś związano ją na obozie w ramach żartu.
Nagle samochód skręcił, a jej ciałem szarpnęło. Jęknęła, gdy klamra od pasa bezpieczeństwa wbiła się w jedno z potłuczeń na jej plecach.
 - Czyżby Śpiąca Królewna w końcu się obudziła?
Jego głos był niski i zachrypnięty. Mogła przysiąc, że obserwował ja we wstecznym lusterku, mimo że nie mogła widzieć jego twarzy.
 - Kim.. kim ty jesteś? Gdzie ja jestem?- spytała.
Jej ton; pewny siebie, zdecydowany, zaskoczył ją samą. Nie spodziewała się, że zdoła wydobyć z siebie jakikolwiek głos, który nie byłby przeraźliwym piskiem, albo kwileniem.
 - Zbyt dużo pytań – pokręcił głową porywacz.
Zrezygnowana na powrót położyła głowę na jednym z siedzeń  i mocniej podkuliła nogi. Nagle zrozumiała, że może być o wiele ciężej, niż przypuszczała. 
 - Mogę chociaż wiedzieć, jak masz na imię?
Mężczyzna przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad czymś, po czym, jakby od niechcenia, rzucił:
 - Andy. Mam na imię Andy.

xxxx 

Było jej zadziwiająco wygodnie, gdy obudziła się po kolejnej  utracie przytomności. Nie otwierała oczu, ale i bez tego mogła zgadnąć, że nie leży już na tylnym siedzeniu samochodu Andy'ego. Teraz klamry od pasów bezpieczeństwa nie wbijały się w jej plecy, uszy nie stawały się miękkie od dźwięku silnik, a jej kostki i nadgarstki były wolne. Gdyby uchyliła powieki, mogło by się okazać, że leży w obskurnej, starej piwnicy, zamknięta na pięć zamków, co i tak było by lepsze od... no właśnie. 
Bała się myśleć o tym, co mogłaby zobaczyć. Może porywacz miał zamiar czerpać z niej jakieś "korzyści" i postanowił zrobić z niej prostytutkę? Co, jeśli obudzi się na białej kanapie wśród innych skąpo ubranych dziewcząt, a zza szyby - nawet nie lustra weneckiego - będzie patrzyło na nią kilku obleśnych facetów, którzy muszą wyżyć się seksualnie? 
Delikatny dotyk na policzku tylko utwierdził ja w przekonaniu, że nie warto otwierać jeszcze oczu. Zacisnęła powieki mocniej, gdy miękki materac ugiął się pod czyimś ciężarem.
Jako artystka, konkretniej malarka, powinna dostrzegać w każdej sytuacji jakieś jasne strony; ciepły koc, którym była okręcona, przyjemny zapach męskich perfum zmieszany z zapachem lawendowego płynu do płukania, jednak teraz nie dostrzegała absolutnie żadnej. Tkwiła w ciemnym tunelu, bez nawet najmniejszej nadziei na światełko wybawienia albo chociaż pociąg, który zmiażdżyłby ją i ukrócił wszelkie cierpienia.
Chłodne opuszki palców przestały przesuwać się po policzku. Materac jednak nie odzyskał swojej właściwej formy. Był tam. Czuła, jak świdruje jej twarz wzrokiem, próbuje coś z niej wyczytać. Słyszała bicie własnego serca i krew, która płynęła w jej żyłach. Doskonale znała to uczucie. Towarzyszyło jej zawsze, gdy jej matka jechała na akcję policyjną i przez dłuższy czas nie wracała.Było nim przerażenie.
Czuła, jak zaczyna bawić się jej włosami. Owijał pojedyncze kosmyki wokół palca, splatał je, a potem powoli rozprostowywał. 
Gdyby nie okoliczności, uznałaby to za całkiem przyjemną pieszczotę. Lubiła, gdy ktoś dotykał jej włosów. Szczególnie wtedy, gdy robił to umiejętnie, nie ciągnął tak, jak to robią mali chłopcy w przedszkolu. 
Postanowiła, że najwyższy czas się "obudzić". Otworzyła oczy. Mężczyzną o zadziwiająco przyjemnym dotyku był.. Andy.
Wyglądał na dwadzieścia kilka lat. Był całkiem przystojny, choć zupełnie nie w typie Jamie. Jego włosy były dość krótkie, lekko skręcone, ale mimo układały się dobrze. Oczy miał szare. W lekkim półmroku, jaki panował, wydawały się mętne i niebezpieczne, niczym oczy demona. Nos był mały, lekko zadarty. Zadziwiająco delikatny w porównaniu z zapadniętymi policzkami i pełnymi, lekko spękanymi wargami. Błyszczał w nim srebrny kolczyk.
Policzki pokrywał kilkudniowy zarost, który, musiała przyznać, całkiem mu pasował. Dodawał mu charakteru.
Och, miała nadzieję, że okaże się potulny jak baranek, a tatuaże na jego szyi, w szczególności ten, który przypominał przejechana małpę z doszytymi uszami nietoperza, wcale nie oddawały jego osobowości.
 - Co ty robisz? - jęknęła, przekręcając się na bok i patrząc na niego zza rogu czarnego, puszystego kocyka. 
 - Czekam, aż w końcu wstaniesz- mruknął zmieszany. Cóż, przyłapała go w chwili, gdy zajmował się tym, co miała na głowie. A to było dziwne.
W końcu był okrutnym porywaczem, nie powinien tego robić, prawda? Chyba, że był psycholem i zamierzał faktycznie wykorzystać ją na tle seksualnym. Wtedy takie zachowanie byłoby normalne.
Powinna przestać zadawać się z kumplem matki pracującym na wydziale kryminalnym. 
 - Wstałam, możesz przestać czekać- burknęła, podnosząc się do siadu. Syknęła z bólu, gdy rozcięta skóra na jej żebrach rozciągnęła się.
 - Jasne. Więc sama opatrzysz sobie to, co masz na plecach.
Jamie przewróciła oczami i wstała, z trudem utrzymując się na nogach. Kręciło jej się w głowie, ledwie mogła złapać równowagę, czy przejść kilka kroków.
Andy przewrócił oczami. Objął ją w pasie ramieniem, a jego palce wbiły się w jej miękkie ciało znajdujące się zaraz pod żebrami. Zacisnęła mocno zęby, starając się opanować i nie posłać mu morderczego spojrzenia.
Musiały minąć dwie chwile, zanim udało im się dotrzeć do łazienki. Było to małe pomieszczenie bez okien, wyłożone bordowymi kafelkami. Od połowy w górę, ściany pomalowane były białą farbą. Na jednej z nich wisiało sporej wielkości lustro i szafki z poskładanymi ręcznikami. Naprzeciwko stała wanna.
Jamie nigdy nie posądziłaby faceta o taki porządek. Sama, choć była dziewczyną, utrzymywała w warsztacie bałagan, mimo, że  jej matka wielokrotnie składała wniosek sprzątnięcie farb.
Do tej pory Addams miała w pamięci popołudnie, kiedy to po powrocie do domu jej mała pracowani była idealnie wysprzątany, farby ustawione kolorystycznie, a obrazy wystawione na światło, żeby szybciej wyschły. Wtedy myślała, że tamto popołudnie było najgorsze w jej życiu.
Myliła się.
 - Na co czekasz? Rozbieraj się - rozkazał Andy, patrząc na nią z wyczekiwaniem.
Dziewczyna spuściła wzrok i zaczęła bawić się bordową, długą nitką zwisającą z rękawa swetra. Wstydziła się rozebrać.
 - Jamie, w tym momencie się rozbierz, albo zrobię to sam. A to nie będzie przyjemne - warknął, po czym odkręcił kurek z ciepłą wodą i podszedł do niej. Ujął jej twarz w dłonie i spojrzał w oczy - Dla ciebie. Dla mnie będzie cudowne.
Jej policzki natychmiast pokrył rumieniec. Zrobiła krok w tył i odwróciła plecami do niego, po czym błyskawicznie ściągnęła sweter i położyła go na białym, łazienkowym krześle. W ślad za swetrem powędrowały legginsy, a później skarpetki i podkoszulek. Zaplotła ramiona pod piersiami i spojrzała na niego. Jej policzki płonęły tym samym ogniem, co włosy.
 - Dalej. Ja czekam.
 - Do cholery, nie rozbiorę się przy tobie do naga! - pisnęła.
Andy zrobił dwa kroki w jej stronę. Nie chciała się cofać. Nie okazała słabości, w skutek czego dwie sekundy później stała ze spuszczoną nisko głową, zmiażdżona spojrzeniem jego szarych, groźnych tęczówek.
 - W tej chwili do wanny - nakazał.
Posłusznie wykonała polecenie, próbując nie narzekać na niemożliwie gorącą wodę i to, że przykucnął zaraz obok niej, po czym zaczął oglądać rany na jej plecach. Podciągnęła kolana pod brodę i oparła na nich głowę. On przesuwał powoli dłonią po jej żebrach, jakby próbując wyczuć, czy nie są w żaden sposób uszkodzone.
Później wziął do ręki gąbkę i zaczął zmywać krew ze skóry Jamie.
 - Posłuchaj mnie - powiedział. - Jeśli ty będziesz posłuszna wobec mnie, ja będę miły, rozumiesz? Żadnego pyskowania, sprzeciwu., Robisz to, co ja mówię, bo inaczej zamknę cię w piwnicy. Próby ucieczki będą karane bardziej surowo - Złapał ją za włosy, po czym pociągnął mocno w tył. - Nawet nie myśl, że cokolwiek ci odpuszczę.
Przełknęła nerwowo ślinę i pokiwała głową. Jego uścisk zelżał, a twarz przyjęła o wiele przyjaźniejszy wyraz.
 - Okej. Możesz wyjść. Wytrzyj się, pójdę po apteczkę - mówiąc to wstał i rzucił jej ręcznik. - I zapamiętaj dobrze to, co ci powiedziałem. Nie uciekniesz mi. Do najbliższego domu jest pół mili. To kompletne odludzie. Jeśli nie uda nam się dogadać, może być ci ciężko.
Chwilę później zniknął za drzwiami, zostawiając ją samą sobie i.. bez ubrań.

 xxxx

Okręcona w ręcznik, który ledwie zakrywał jej pośladki, wyszła z łazienki. Rozejrzała się, lecz w zasięgu jej wzroku nigdzie nie było. Salon skąpany był w niewyraźnym świetle lampy. Kanapa, na której leżała przykryta była kocem. Naprzeciw niej stała mała meblościanka z kilkoma książkami.
Oburzona zauważyła, że na ścianie nie ma absolutnie żadnych obrazów. Nie pogniewałaby się nawet, gdyby wisiały tu byle jakie repliki najgorszych bohomazów Picassa, Och, nawet za znienawidzonego przez siebie Auguste Renoira by się nie pogniewała!
Zaraz obok salonu znajdowała się mała, otwarta kuchnia. Tam również go nie było.
Powoli skierowała się do wspomnianego pomieszczenia. Rozejrzała się, choć nie za jedzeniem, a za jakimkolwiek kluczem. Nic takiego nie widziała.
w oczy rzuciła jej się dosyć wysoka półka. Wspięła się na palce i, jedną ręką przytrzymując zsuwający się ręcznik, starała się dosięgnąć klucza, który, jak jej się wydawało, był tam.
Gdy pod palcami nie wyczuła niczego, z wyjątkiem kurzu i breloczka, zrezygnowała z dalszych prób. Poprawiła materiał, który wciąż próbował obnażyć jej ciało i podeszła do lodówki, całej oblepionej karteczkami. Znajdowały się tam jej dane osobowe data urodzenia i plan lekcji. Oprócz tego krótkie informacje o rodzicach, godzinach ich pracy, przyzwyczajeniach.
 Madison Addams- McClain - notorycznie spóźnia się na drugą zmianę. PAMIĘTAĆ! Nie rzucać się w oczy w godzinach 7p.m - 7.30p.m.
Miała ochotę się roześmiać. Wiedział o niej bardzo wiele, a ona znała jedynie jego imię.
 Jamie Lilith Addams - słabo biega, za to dobrze maluje. Pamiętać! Nie połamać jej palców, bo zabije.
O tak, byłaby do tego zdolna.
Powoli oderwała wzrok od różnokolorowych karteczek, które diametralnie zmieniły jej humor. Jego uwagi, adnotacje były o wiele zabawniejsze od wszystkich żartów nauczycieli, jakie do tej pory słyszała.
 - Widzę, że już się rozejrzałaś.
Gwałtownie wykonała obrót. Andy stał wygodnie oparty o szafkę, trzymając w rękach długą, męską bluzę. Nie słyszała wcześniej jego kroków. Znów udało mu się ją zaskoczyć.
 - Um.. tak - wydukała.
 - Trzymaj. Zanim cała się zapalisz.
Podsuwał jej pod nos ubranie. Powoli odebrała je od niego, starając się nie patrzeć w przenikliwe, szare oczy.
 - Dziękuję - powiedziała, zdobywając się na odwagę.
Andy podniósł jej podbródek i wierzchem dłoni pogłaskał zaczerwieniony policzek.
 - Widzisz? Nie tak ciężko jest być grzeczną dziewczyną.

Gdyby tylko wiedział...



_____________________________________________________
Od autorki: Umieram. Kolejny ciężki tydzień? Czemu nie! Dowalcie 3 sprawdziany i kilka kartkówek, nikt się przecież nie pogniewa!
Oprócz mnie.
Wyjątkowo opornie szło mi pisanie tego rozdziału. Kilka razy usuwałam początek, który miał być z perspektywy Jamie, ale później mi się odmieniło i postanowiłam machnąć perspektywę Biersacka.
A później znów zmieniłam zdanie.
Dziękuję Wam bardzo za aktywność! To daje wielkiego kopa do działania!
No i dziękuję też Rassy, która wciąż ze mną wytrzymuje.
I tak, rozdziały będą pojawiały się w niedziele, poniedziałki, ewentualnie wtorki.
Pozdrawiam.

4 komentarze:

  1. Wyobraź sobie jakie dobre wrażenie zrobiłaś na mnie, że zdecydowałam się skomentować. Może brzmię trochę jak jakiś podrzędny pisarski alfons, no ale tak bywa. Z reguły nie czytam opowiadań, a co dopiero mowa o pisaniu, co o nich sądzę.
    A powiem Ci, że bardzo mi się podoba. To opowiadanie (póki co) jest takie... niekonwencjonalne. Do tego masz przyjemny styl pisania, przez co czyta się płynnie. Nie wiem, czy poczułam do Ciebie sympatię m.in. przez to, że postać Jamie przypomina mi moją nieco bardziej ucywilizowaną Shizen, ale tak, to jest to. Myślę, że będę tu zaglądać dość regularnie, więc pisz dalej, bo nie mogę się doczekać!
    #spamtime I jeśli w wolnej chwili by Ci się nudziło, albo szukałabyś czegoś do poczytania, to zapraszam Cię na moje psychiczne... tfu, psychologiczne opko, haha :P http://shadows-of-the-dead.blogspot.com/
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na jej miejscu bym się przeraził widząc taki zbiór inf o mnie... chociaż z drugiej strony i tak już doszło do porwania...
    dziewczyna ma niesamowite podejście do życia :
    "Wycenił abym się na jakieś...sto dolarów. W końcu jakby się okazała złą gospodynią, albo zabaweczką do gwałcenia,..." To mnie rozwalił XD
    Anudy jest taki ... o! może uje to inaczej, nie zachowuje się jak przeciętny porywacz. Ma do niej trochę szacunku i jeszcze jej nic poważniejszego nie zrobił nie?
    Ciekawe czy jej rodzice będą jej szukać czy okażą się zwykłymi chamami (delikatnie mówiąc ) i ja zostawia ?
    To opowiadanie na serio mnie wciągnęło, i zainteresowało. Jest inne (w sensie pozytywnym) i to właśnie lubie, a ty masz talent i mega wyobraźnię za każdym razem mnie zaskakujesz i pozwalasz w spaniały sposób oderwać się od żeczywistości :D
    Dobra dość mojego gadania ;)
    Do następnego i duuuuużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa jestem co będzie dalej.
    Nie mam żadnego pomysłu co by tutaj Ci napisać. :/
    Dużo weny i czekam na nowy rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Twój styl pisania, niektóre teksty rozwalają xD Rozdział zajebisty, oby tak dalej :D Ogromu weny życzę i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

oreuis
.
.
.
.
.
.